Home
news biografia książki galeria wywiady fragmenty




Rozmowa z Owenem Kingiem
dla Horror Online

Przeprowadził BartX

Jak to się stało, że Twoja debiutancka książka to nowela i cztery opowiadania? Dlaczego nie powieść?

Nie planowałem tego. Nowela "Jesteśmy w tym wszyscy razem" powstała jako ostatnia i musiałem tylko zadecydować czy powinna być wydana oddzielnie czy wraz z wcześniejszymi opowiadaniami. A wydawało mi się, że różnorodna tematyka tych czterech opowiadań - jest tam przecież nawet proza historyczna - będzie dowodem, że jako autor nie zamykam się w jednej konwencji. Poza tym taka struktura książki pokazuje też prostą prawdę, że nie potrafię skupić się zbyt długo na jednej rzeczy. Lubię czuć świeżość tego, co robię, nie chcę zacząć czuć się zbyt pewnie. Mam nadzieję, że okaże się to także korzystne dla mojego czytelnika - jeśli jedna historia nie przypadnie mu do gustu, może z następną - różniącą się od niej zarówno tonem jak i tematyką - będzie inaczej?

Portal internetowy Popmatters uznał Twoją książkę za jedno z najlepszych wydawnictw 2005 roku, stawiając ją w jednym szeregu z "Śalimarem klaunem" Salmana Rushdie'ego, "Sobotą" Iana McEwana czy "O pięknie" Zadie Smith. Niezłe towarzystwo, zwłaszcza dla debiutującego pisarza...

Tak, było to dla mnie olbrzymim komplementem.

Na pierwszy rzut oka opowieści składające się na Twój debiut sprawiają wrażenie bardzo zwyczajnych, przyziemnych. Po bliższym przyjrzeniu każda z nich wykazuje się nieco surrealistycznym charakterem. Czy to Twój sposób na zawarcie kompromisu pomiędzy literaturą fantastyczną a literaturą głównego nurtu? Czy właśnie tego typu historii mamy od Ciebie oczekiwać w przyszłości?

Preferuję tematykę zawierającą elementy komiczne - a w każdym razie komiczne w moim własnym odczuciu - i takie są również teksty, nad którymi obecnie pracuję. Nie oznacza to jednak, że tak będzie zawsze. W zasadzie wszystko to, co lubię jako czytelnik może stać się wzorem dla mojej przyszłej książki - w grę wchodzi więc mnóstwo różnych gatunków.

Tytułowa nowela z Twojego debiutanckiego zbioru to dzieło mistrzowsko skonstruowane: zaczyna się od fragmentu, który nabiera znaczenia dopiero pod koniec historii; jest przepełnione naiwnością i optymizmem, które sprawiają, że jego smutne wątki stają się jeszcze bardziej zaskakujące i szokujące; w okolicach finału prosta fabuła niespodziewanie zamienia się w potężną, pełną emocji epifanię pozostawiającą czytelników w głębokim podziwie dla tego, czego właśnie doświadczyli. Czy od samego początku miałeś spójny obraz tej opowieści czy też zmieniałeś ją zasadniczo już w trakcie pisania?

Jeśli chodzi o samą fabułę, od początku wiedziałem jak wszystko się skończy. Bardzo trudno zaczynać mi pisanie historii, której sobie wcześniej nie zaplanuję od początku do końca. Zmieniali się natomiast bohaterowie noweli. Nie planowałem, że George (główny bohater - przyp. BP) będzie miał sześć palców u nogi, nie wiedziałem kim będą eks-kochankowie jego matki, ani tego, że dziadek George będzie poświęcał tyle czasu na oglądanie programu erotyczno-podróżniczego - i tak dalej. Na tym polega cała przyjemność pisania, wiele rzeczy powstaje zupełnie przypadkowo, bez wcześniejszego planowania.

W niektórych recenzjach Twojej książki uzupełniające zbiór opowiadania są chwalone równie mocno jak tytułowa nowela. Moim zdaniem wydają się one jednak pozbawione jej siły, choćby z tego prostego powodu, że na zaledwie kilku stronach nie sposób wykreować tej samej magii, wpleść tylu zwrotów akcji i przyłożyć tak emocjonalnym finałem jaki mieliśmy w noweli. Pewnie nie zgodzisz się z takim punktem widzenia?

Zgodzę się. Ale z drugiej strony rozumiem tych, którym mogą się podobać opowiadania historyczne, podczas gdy nie zachwyciła ich nowela i pozostałe dwie historie. Według mojej własnej opinii nowela rzeczywiście jest bardziej treściwa i wciągająca niż opowiadania.

"Cuda"to opowiadanie, które - przynajmniej moim zdaniem - przywołuje atmosferę dawnych filmów grozy. Jego bohater namiętnie odwiedza miejscowe kino aby w kółko oglądać ten sam film o wampirach, a niektórzy drugoplanowi bohaterowie tego opowiadania należą do najdziwniejszych ludzkich istot jakie można sobie wyobrazić. Czyżby inspiracja kultowym horrorem "Freaks" Toda Browninga?

Możliwe, że rzeczywiście była to podświadoma inspiracja filmem "Freaks" - szalenie niepokojącym, skoro już o tym mowa! - ale główną inspiracją była w tym wypadku całkiem autentyczna, współczesna Coney Island, będąca miejscem bardzo nietypowym, dziwnym, które wciąż pragnie podtrzymywać swoją reputację z dawnych lat. Tak więc moje wrażenia na temat tego miejsca nakładają się tu na jego historyczny obraz.

Spośród czterech opowiadań najbardziej podoba mi się "Moja druga żona". Z pozoru jest to impresja na temat mężczyzny popadającego w depresję z powodu odejścia żony, ale tak naprawdę jest to najbardziej zwariowana część całej książki, zawierająca kilka zapadających w pamięć scen (chociażby tę, w której główny bohater zostaje zaatakowany przez strusia) i charakteryzująca się świetnym, choć bardzo gorzkim finałem. Jak powstają tego typu szalone historie?

To najstarsza rzecz w książce. Pomimo, że przed jej publikacją nanosiłem tu jeszcze sporo zmian, to niezbyt dobrze pamiętam od czego się zaczęło. Możliwe, że pewną inspirację stanowiła tu duża popularność programu Jerry'ego Springera. Ja po obejrzeniu Springera zawsze wpadałem w smutny nastrój i "Moja druga żona" to w jakimś stopniu próba stworzenia pełnowymiarowej, dość patetycznej historii, której bohaterami byliby ludzie przerabiani w Jerry Springer Show na dziwolągi

Napisałeś też opowiadanie, które nie weszło w skład zbioru "Jesteśmy w tym wszyscy razem" - jest ono zatytułowane "The Cure" i podobno opowiada o zmutowanym kurczakach, jednocześnie odwołując się w jakiś sposób do zespołu The Cure. Możesz wyjaśnić jaki jest związek pomiędzy jednym a drugim?

"The Cure" to jedno z moich nowszych opowiadań i jestem z niego bardzo dumny. Zmutowane kurczaki występują w wierszu napisanym przez jedną z głównych postaci, dziewczynę, która jest także fanką zespołu The Cure.

Twoja narzeczona, Kelly Braffet, także zajmuje się pisaniem (jest autorką dwóch książek: "Josie and Jack" i mającej się wkrótce ukazać "Last Seen Leaving"). Czy podczas pisania myślisz czasami o jej opinii na temat tworzonej historii? Czy zdarzyło Ci się pomyśleć "Wywalam to. Kelly by mnie wyśmiała"?

Coś takiego chyba nigdy się nie zdarzyło. Ale kiedy mam już gotowy pierwszy szkic nowej historii, wtedy z niecierpliwością czekam na jej opinię.

Powiedziałeś kiedyś, że Kelly posiada "niezawodny instynkt stosowania dziesiątego przykazania pisarskiego Elmore'a Leonarda (autora m.in. "Jackie Brown" czy "Dorwać małego" - przyp. BP): nie pisze fragmentów, które czytelnik i tak z zasady omija." Czy znaczy to, że Ty z jakiegoś powodu nie potrafisz stosować tej reguły?

Próbuję, oczywiście, ale brak mi chyba właśnie tego wrodzonego instynktu. Z biegiem czasu czytelnicy pewnie skutecznie wpoją mi tę zasadę, kupując mniejsze lub większe ilości moich książek.

Twój styl pisarski był już porównywany do stylu takich autorów jak John Irving, Kurt Vonnegut, Charles Dickens czy J.D. Salinger. Czy któreś z tych porównań uderzyło Cię jako szczególnie przekonujące lub też szczególnie niedorzeczne?

Obawiam się, że wszystkie są niedorzeczne. Napisałem zaledwie jedną książkę, podczas gdy Dickens... Dickens to Dickens.

Poza tym, że jesteś pisarzem, również uczysz pisania. Czy potrafisz włożyć tyle samo energii i entuzjazmu zarówno w pisanie jak i w uczenie?

Mam nadzieję, że tak. Z pewnością staram się żeby tak właśnie było. Sam nieraz miewałem lekcje z nauczycielami pozbawionymi entuzjazmu, więc wiem jaka to tortura. Uczenie innych to jednak z pewnością coś zupełnie innego niż pisanie. Jedno jest zajęciem samotniczym, drugie interaktywnym, więc to dwa zupełnie różne światy.

Czy bardziej Cię ekscytuje czy przeraża myśl, że pewnego dnia jedna z Twoich opowieści może trafić na ekrany kin?

Trudno mi to sobie wyobrazić. Jedyną myślą jaka przychodzi mi do głowy to, że kiepska adaptacja mogłaby mnie wpędzić w depresję.

Kto byłby lepszym reżyserem adaptacji którejś historii z "Jesteśmy w tym wszyscy razem": David Lynch czy Terry Gilliam?

Strasznie trudny wybór. Ale niech będzie - David Lynch. Ostatnie filmy Terry'ego Gilliama nieszczególnie mi się podobały. W "Braciach Grimm" coś zdecydowanie nie grało. Ale może wcale nie była to wina reżysera, może zawinił kiepski montaż.

Razem ze swoim bratem, Joe Hillem, pracowałeś swego czasu nad "baseballową historią kryminalną" zatytułowaną "Fadeaway". Miał to być scenariusz, tak?

Faktycznie, napisaliśmy scenariusz zatytułowany "Fadeaway", i jedna z wytwórni była zainteresowana jego realizacją, ale obawiam się, że w chwili obecnej nic więcej nie mogę na ten temat powiedzieć. Miejmy nadzieję, że wkrótce dojdzie do realizacji i będziesz mógł zobaczyć co też tam wymyśliliśmy. Nie ma to jednak nic wspólnego z baseballem. Ani też z żadnym innym sportem.

Kiedy możemy spodziewać się Twojej pierwszej powieści? Jaka ona będzie?

Pewnie za jakieś parę lat, odpukać. Nic więcej nie zdradzę - w tego typu sprawach jestem przesądny.

A czy jest w takim razie jakaś powieść, na wydanie której Ty nie możesz się doczekać jako czytelnik?

"Twilight" William Gaya. To mój przyjaciel i dał mi już znać, że książka będzie opowiadała o "dziwacznym grabarzu". Czy może być coś lepszego?




OwenKing.pl © 2006 - 2013 / design: Pavel / zawartość: nocny i Mando / Wszelkie prawa zastrzeżone