Opis
Apokaliptyczna, epicka walka pomiędzy dobrem a złem na podstawie klasycznego bestsellera mistrza horroru Stephena Kinga! W tajnej bazie wojskowej znajdującej się na kalifornijskiej pustyni, coś poszło strasznie, okropnie źle. Coś, co sprawi, że Charlie Campion wraz z żoną i córeczką uciekną stamtąd w środku nocy. Niestety dla rodziny Campionów – i całej reszty Ameryki – są oni nieświadomi tego, że cała trójka jest posiadaczem śmiertelnego ładunku: wirusa, który będzie się przenosił z jednej osoby na drugą w zastraszającym tempie rozpoczynając ogromną falę chorób i śmierci będącej wstępem do ostatniego bastionu ludzkości! Bądź przy tym jak pisarz Roberto Aguirre-Sacasa (Secret Invasion: Fantastic Four) łączy swe siły wraz z rysownikiem Mike’iem Perkinsem (Captain America) przy pierwszym rozdziale w kolejnym wspaniałym wydarzeniu związanym ze Stephenem Kingiem!
|
Na wstępie wypada zaznaczyć, że w przeciwieństwie do redakcyjnego kolegi nocnego (któremu przypadł zaszczyt recenzowania tej serii) oraz większości kingowych fanów, nie jestem jakimś wielkim fanatykiem książkowego 'Bastionu’. Oczywiście zgadzam się, że pod wieloma względami jest to najlepsza powieść Kinga, ale nie znajduje się ona na szczycie mojej prywatnej listy. Mimo wszystko informację o powstającej wersji komiksowej przyjąłem z wielkim entuzjazmem, choć również z obawami. Złożoność i wielowątkowość książki wydawała się przekreślać możliwość skondensowania treści w 30 zeszytach. Po pierwszej serii mogę powiedzieć, że twórcy tego projektu mają pomysł na jego wykonanie i na razie udało im się uspokoić moje początkowe obawy.
Po serii 'The Dark Tower’ stałem się fanem wszystkich nowych projektów komiksowych Kinga. Z góry jednak muszę zaznaczyć, że wolałbym by komiksy rozbudowywały uniwersum, a nie tylko je kopiowały. Świat 'Bastionu’ daje ogromne możliwości na stworzenie nowych historii z nowymi bohaterami i mam nadzieję, że takie mini-serii jeszcze powstaną. Tymczasem kolejne zeszyty 'Captain Trips’ czytałem z ogromnym zadowoleniem, ale też bez jakichś większych emocji. Pierwsze co należy zaznaczyć to wielki ukłon w stronę pana Bermejo, który rozkładał na łopatki każdą swoją kolejną okładką. W ogóle pod tym względem 'The Stand’ przerósł kilkakrotnie słaby okładkowo 'The Dark Tower’. Zarówno te podstawowe jak i warianty limitowane były perfekcyjne (przy czym te drugie wykonane dodatkowo według genialnego pomysłu). Sam komiks odbierałem różnie. Od pierwszej fascynacji (zeszyt #1 naprawdę rozbudził moje oczekiwania), przez drobne znudzenie (jakoś tak przy zeszycie #3 chyba mnie dopadło) aż po całkowity zachwyt (czapki z głów przed #5). Finał serii jak dla mnie był idealnym zamknięciem pierwszego rozdziału, a cała konstrukcja 'Captain Trips’ okazała się ostatecznie głównym atutem komiksu.
Pod względem wizualnym miałbym może kilka zastrzeżeń, ale są to raczej drobiazgi. Ogólnie uważam, że Mike Perkins wykonał kawał bardzo dobrej roboty. Mimo wszystko mam jedno małe „ale”… W przypadku pierwszego dużego projektu komiksowego Kinga – 'The Dark Tower’ – wielu krytykowało prostotę ilustracji Jae Lee i „niekomiksowe” panoramiczne kadry. 'The Stand’ też zaczął od panoramy, ale już w pierwszym zeszycie stopniowo zaczęto urozmaicać poszczególne strony bardziej typowymi dla komiksów motywami. To oczywiście należy zapisać jako ogromny plus. Zabrakło mi jednak w 'The Stand’ czegoś takiego co zrobili panowie Lee i Isanove w swoim projekcie. Mianowicie, gdy myślę o Wieży widzę świat stworzony przez nich, gdy myślę o 'Bastionie’… widzę nadal to co sam sobie wyobraziłem czytając książkę. Perkins i Martin wykonali świetną robotę, ale nie jest to coś tak charakterystycznego, że automatycznie będzie kojarzyć się z tym uniwersum. Rysunki są wykonane poprawie, postacie rewelacyjnie odtworzone, ale dla mnie nie jest to jedyna wizja i w moim prywatnym odczuciu, twórcy nie mają monopolu na świat 'Bastionu’. Gdyby z drugą serią zmieniła się ekipa nie odczułbym tego tak jak w przypadku 'The Dark Tower’. Choć jednocześnie trzeba zaznaczyć, że świat Wieży to świat baśniowy, a 'The Stand’ rzeczywisty (przynajmniej w pierwszej fazie), przez co twórcy mają znacznie mniejsze pole do popisu. Klimat lat 90. udało im się oddać więc wykonali plan nawet ponad normę.
Jak zawsze podczas recenzowania wydań zbiorczych nasuwa się pytanie czy warto na nie czekać odpuszczając sobie pojedyncze zeszyty. CT#1 był prawie całkowicie pozbawiony dodatków i z góry zakładałem, że taka będzie cała seria. Z każdą kolejną odsłoną twórcy miło mnie zaskakiwali dodając coraz to ciekawsze materiały. Ostatecznie muszę bardzo wysoko ocenić zeszytową serię pod tym względem, jednakże wydanie albumowe także do najuboższych nie należy. Dostajemy tu prawie cały 'The Stand Sketchbook’, galerię wszystkich okładek, kilka materiałów na temat powstawania stron i wariantów okładkowych, a także graficzne projekty w różnej fazie produkcji. Całość zaprezentowana w bardzo przyjemnej dla oka oprawie, która w ogóle jest bardzo dużym plusem tego wydania. Dodatkowo wypada zaznaczyć, że album ukazał się w dwóch wersjach – zwykłej i limitowanej – które nie różniły się ceną a tylko nakładem. Ta z ograniczoną ilością egzemplarzy ozdobiona została obwolutą która po rozłożeniu prezentuje całą ilustrację stworzoną na potrzeby zeszytowych wariantów. Dla fana to prawdziwy rarytas, a szczególnie dla takiego fana, którego nie było stać na zakup wcześniejszych wydań limitowanych. Moim zdaniem właśnie ta obwoluta jest największym atutem wydania zbiorczego. Choć oczywiście dochodzi tu też znacznie lepszy papier, a przez to bardziej żywe kolory. Szkoda tylko, że oba warianty nie różnią się zawartością, gdyż moim zdaniem w wersji limitowanej zbędna jest część galerii okładek skoro pięć z nich mamy już na obwolucie.
Podsumowując. Nie jestem jakoś fanatycznie zapatrzony w tę serię. Zawsze najpierw czekam na kolejny zeszyt 'The Dark Tower’, a dopiero później biorę się za 'The Stand’. Mimo wszystko uważam, że jest to bardzo dobra pozycja, a dla fanów Kinga po prostu obowiązkowa. I nie wyobrażam sobie by ktoś kto określa się mianem prawdziwego fana nie posiadał tego wydania w swoich zbiorach. Cieszę się, że King postanowił wkroczyć na arenę komiksu i mam nadzieję, że kolejne serie, jako całość, będą na takim samym poziomie jak 'Captain Trips’.
Autor: Mando
Data: 22.01.2009
|