Mroczna Wieża: Zdrada
|
||
OpisKa tet w składzie Roland, Alain i Cuthbert wrócili bezpiecznie do domu w Gilead. Ale nic nie ma się dobrze. Roland zatrzymał Grejpfrut Maerlyna a jego obsesją stało się wpatrywanie w jego różową głębię, pomimo śmiertelnej opłaty jaką musi za to zapłacić, jego zdrowie. A to co młody rewolwerowiec widzi sprowadza na niego najmroczniejsze koszmary. W międzyczasie ojciec Rolanda zorganizował oddział mający na celu znalezienie tych, którzy zagrozili życiu jego syna w Hambry – Johna Farsona i Łowców Wielkiej Trumny. W tym starciu Stephen Deschain może utracić życie. |
||
Zeszyty w albumie
Zeszytowe dodatki |
||
Recenzje |
||
Tak jak rok temu wydawnictwo Albatros obiecywało tak też uczyniło i jesienią ukazał się kolejny tom komiksowej „Mrocznej Wieży”. Co prawda z zapowiadanych dwóch tomów na półki trafił jedynie tom trzeci, ale przesunięcie „Upadku Gilead” o parę miesięcy uważam za bardzo dobre, zarówno dla fanów jak i dla wydawnictwa, posunięcie. Zaledwie parę tygodni odstępu pomiędzy kolejnymi albumami nikomu dobrze raczej nie służy.
Dotrzymanie terminu to jedna kwestia, ale w przypadku powieści graficznej równie ważne jest samo wydanie. Na szczęście bardzo wysoki poziom jakości albumu znany z dwóch pierwszych tomów został zachowany, dzięki czemu fani serii mogą dalej cieszyć się twardą okładką i kredowym papierem. Pamiętajmy, że mieszkamy w kraju, w którym rynek komiksowy nie jest niestety zbytnio popularny i gdyby Albatros postanowił wydać ten album tańszym kosztem, musielibyśmy mu to wybaczyć i pomimo tego cieszyć się samym faktem ukazania się go na naszym rynku. Ale na szczęście takiej sytuacji nie było i można mieć nadzieję, że seria trafiła do zadowalającej wydawcę ilości czytelników i będzie kontynuowana w ten sam sposób. „Mroczna Wieża: Zdrada” fabularnie obejmuje przedział czasowy od momentu powrotu ka-tet Rolanda z Hambry do jednego z najważniejszych wydarzeń w życiu rewolwerowca, które zostało opisane na ostatnich stronach „Czarnoksiężnika i kryształu”. Robin Furth miała tutaj za zadanie przedstawienia tego, na co King nie znalazł już czasu, a o czym jedynie pojedynczymi zdaniami gdzieniegdzie napominał. Jesteśmy więc m.in. świadkami pobytu matki Rolanda w Debarii, pewnego rodzaju schronienia dla kobiet, czy też uczty, podczas której Cort, nauczyciel Rolanda, na swój sposób rozprawia się z osobą chcącą oszukać go podczas konkursu zagadek. Furth wprowadza również nowych bohaterów drugoplanowych, którzy w sadze zostali jedynie wspomniani. Przede wszystkim jest to Aileen, dziewczyna, która zdobi okładkę tego albumu, siostrzenica Corta chcąca również stać się rewolwerowcem. Pomimo tego, że King nawet parokrotnie wspomina o niej w pierwszym tomie swojej sagi, to dopiero w komiksie postać ta nabiera odpowiednich kształtów. Furth stworzyła naprawdę dobrą, wielowątkową historię w oparciu o wskazówki jakie King pozostawił w swoich książkach. Pod względem fabularnym „Zdrada” prezentuje się naprawdę dobrze i w odpowiedni sposób wpasowuje się w oryginalną sagę. Za rysunki odpowiedzialne jest stałe ka-tet w postaci Jae’a Lee i Richarda Isanove’a. Obecnie w Stanach wydawane są serie, w których warstwę graficzną wykonują już inni artyści, ale trzeba napisać, ze to prace tych dwóch osób zdefiniowały wygląd Świata Pośredniego. Na stronach komiksu czuć monumentalność i wspaniałość tego miejsca, niezwykłość przyrody oraz wielkość, bądź też zło bohaterów. Do tego dochodzi cudowna kolorystyka. Do perełek tego albumu należą kadry, na których pojawiają się tacy bohaterowie jak Karmazynowy Król, Rhea z Coos, czy John Farson. Z ogromną przyjemnością patrzy się na dwustronicowe grafiki, nawet jeżeli sprawiają, że mamy do czynienia z teoretycznie mniejszą ilością tekstu. Czasami odpowiedni obraz potrafi więcej przekazać niż opis na całą stronę w powieści. Na deser ponownie dostajemy dział z materiałami dodatkowymi, który otwiera galeria okładek z wydań zeszytowych. Szkoda tylko, że nie poprawiono błędu z amerykańskiego wydania związanego z odpowiednim przycięciem jednej z nich, gdyż w ten sposób otrzymujemy jedynie część grafiki zdobiącej trzeci zeszyt. Po sekcji z okładkami możemy obejrzeć kilkanaście grafik ukazujących pierwsze szkice poszczególnych stron komiksu. Ciekawie jest spojrzeć w jaki sposób Lee rozpoczyna swoją pracę. Oprócz tego na jednej stronie ukazano nam wstępny projekt do jednej z okładek wariantowych serii. Z dotychczasowych tomów „Zdrada” jest albumem, przy którym Robin Furth musiała najwięcej kombinować, by nie rozłościć fanów „Mrocznej Wieży”. Co prawda już przy „Długiej drodze do domu” nie mamy do czynienia z czystą adaptacją powieści Kinga, jednak dopiero trzeci tom wymagał od niej głębszej analizy całości. Furth dobrze prowadzi akcję, Peter David dobrze rozpisuje ją na poszczególnych stronach, a oszczędne prace Lee i Isanove’a pięknie to wszystko ilustrują. Ci, którzy z różnych powodów ociągają się z zakupem komiksowej serii „Mroczna Wieża” powinni jeszcze raz rozważyć swoje priorytety. Tym bardziej, że na chwilę obecną Albatros nie ma zamiaru nagłego uśmiercenia serii i wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo będziemy mogli się w Polsce cieszyć tymi pięknymi albumami. Autor: ingo
|
||
Na przestrzeni ostatnich lat już dwukrotnie przyszło mi recenzować albumowe edycje „Wieży” i zawsze ograniczałem się raczej tylko do jakości wydania. Wychodziłem z założenia, że jak kogoś interesuje szczegółowa zawartość to może zajrzeć w moje opinie na temat poszczególnych zeszytów. Tym razem chciałbym się chwilę zatrzymać i jeszcze raz w skróconej wersji ocenić historię przedstawioną w trzeciej serii. Jak to w przypadku długoterminowych projektów komiksowych bywa, zainteresowanie „Wieżą” mocno zmalało od czasów 'Gunslinger Born’. Wielu fanów, z sobie tylko znanych powodów, zakończyło przygodę w trakcie podróży, a że zapewne niewielu czytelników Kinga śledzi na bieżąco to co piszemy o każdym zeszycie, to może ten tekst skłoni kogoś do powrotu na właściwą drogę.
Jak już wielokrotnie pisałem – 'Treachery’ jest jak do tej pory absolutnie najlepszą serią komiksu 'The Dark Tower’. Pierwsze cztery zeszyty miażdżą pod względem wykonania. Potem mamy kilka zgrzytów, ale ostatecznie nie jest to też jakiś wielki spadek formy. Trzecia seria nieźle namieszała też w świecie Kinga, ale zrobiła to w sposób pozytywny. Na kartkach komiksu pojawiają się dwie całkowicie nowe, bardzo ciekawe postacie i w zasadzie od tej pory można już otwarcie mówić o Expanded Universe. Do historii powraca Rhea i za każdym razem jak to robi, robi to w wielkim stylu. W końcowych zeszytach natomiast na scenę wkracza mocno pominięta w książkowej sadze postać – Abela Vannaya. W zasadzie, odpowiadało mi każde rozwiązanie zaserwowane przez twórców, a dodatkowo dostajemy najlepszy jak do tej pory finał, który choć znany jest czytelnikom książek, działa w sposób iście elektryzujący na odbiorcę. Co się zaś tyczy jakości wydania, stoi ono niezmiennie na bardzo wysokim poziomie. Pod tym względem nic się nie zmieniło w porównaniu z poprzednikami. Dostajemy częściowo nabłyszczaną obwolutę, sztywną skórzaną oprawę ze złoto tłoczonym tytułem oraz bardzo dobrej jakości papier. Dziwić może wybór okładki, która wyjątkowo tym razem pochodzi z zeszytu #2. Nie jest to zły rysunek, ale Aileen nie odegrała tak znaczącej roli w tej historii by zdobić jej postacią front wydania. Ilustracja z zeszytu #1 trafiła tym razem na tył. Myślę, że pod tym względem można to było ciekawiej rozegrać. Szkoda też, że nie ozdobiono graficznie skrzydełek obwoluty jak to było przy GB. Trochę słabiej wygląda tym razem od strony dodatków. W zasadzie poza nowym otwierającym komiks listem Ralpha Macchio – 'The Riht Stuff’ – nie dostajemy nic więcej do przeczytania. Tradycyjnie otrzymujemy galerię okładek i jest to pierwsza pełna galeria zawierająca wszystkie grafiki zdobiące zeszyty serii (’Treachery’ nie miała dodruków więc są tylko warianty i okładki podstawowe). Znów jednak wkradł się błąd, do którego się przyczepię. Okładka #3 została jakoś dziwnie wykadrowana i widzimy w zasadzie tylko połowę rysunku. Nigdzie nigdy takiej wersji z błędem nie było, więc nie wiem jak ona tu trafiła. Dalej mamy 5 stron z miniaturkami szkicownika (wstępne rysunki z notatkami) oraz jedną stronę z projektami wariantu okładkowego zeszytu #4, która jakoś mi tu w ogóle nie pasuje. Całość tradycyjnie dostaje ode mnie najwyższą notę. Nie będę już się bawił w wypisywanie plusów i minusów poszczególnych wydań, gdyż zakładam, że po trzech seriach każdy kogo to interesuje ma już wyrobiony gust. Osoby, które do tej pory nie kupowały „Wieży” po zeszyty już raczej nie sięgną, dlatego bardzo namawiam do przeczytania wydania zbiorczego. Pisałem o tym recenzując LRH, ale powtórzę jeszcze raz – osoba, która z własnej woli nie zapoznała się z komiksami nie ma prawa nazywać się fanem Wieży. Gdy wraz z początkiem XXI wieku Stephen King kończył swoją sagę, w środowisku fanowskim wrzało. Teraz, gdy historia jest kontynuowana, mamy ciszę. Zapewniam każdego kto jeszcze się zastanawia – jeśli kochaliście książki to pokochacie też komiksy! Autor: Mando
|