Mroczna Wieża. Rewolwerowiec. Przydrożny zajazd

Opis

Pościg Rolanda za nieuchwytnym człowiekiem w czerni poprzez bezkresną pustynię Mohaine staje się jeszcze bardziej zdradliwy, gdy wygłodniała wataha pustynnych psów i wampiryczne pyłowe diabły atakują go w momencie słabości.

Jest to początek nowego rozdziału w życiu ostatniego rewolwerowca z Gilead ukazującego walkę o pozostanie żywym i osiągnięcie swojego celu! Nie przegapcie cudów Przydrożnego zajazdu!

Informacje

  • okładka: Laurence Campbell, Richard Isanove
  • Ilustracje: Laurence Campbell, Richard Isanove
  • scenariusz: Peter David, Robin Furth
  • liczba stron: 136
  • daty wydania zeszytów: grudzień 2011 – kwiecień 2012
  • data wydania zbiorczego (US): 2012
  • data wydania zbiorczego (PL): 2016
  • wydawca oryginalny: Marvel Comics
  • wydawca polski: Albatros

Dodatki

  • Galeria ilustracji okładkowych

 

Zeszyty w albumie

Recenzje

Poprzedni tom komiksowej „Mrocznej Wieży” pod tytułem „Bitwa o Tull” był dla mnie wyśmienitą przygodą. To pozycja bardzo dobra pod wzgędem zarówno opowiedzianej historii jak i strony wizualnej. Twórcy jego następcy – „Przydrożnego zajazdu” – mieli więc bardzo trudne zadanie chcąc stworzyć album przynajmniej tak samo udany. Jak poprzednio, ten tom także można czytać bez lektury wcześniejszych, aczkolwiek nie jest on tak oderwany od całości sagi jak właśnie „Bitwa o Tull” czy jeszcze wcześniejsze „Siostrzyczki z Elurii”. Jest on adaptacją kolejnego „rozdziału” z pierwszego tomu „Wieży” – „Roland” i przedstawia nam rewolwerowca wędrującego po spieczonej pustyni podążającego śladami Człowieka w czerni. Napotyka tytułowy zajazd a w nim zastaje chłopca o imieniu Jake, który wydaje się być z innego świata niż Roland. I tak zawiązuje się tutaj akcja, która daje początek głównemu wątkowi całej ośmiotomowej sagi.

Tom zbiorczy rozpoczyna długi, czterostronicowy tekst Robin Furth, która przybliża kulisy powstania tego komiksu. Jak zwykle jest ona dość szczegółowa i wnikliwa i dzięki niej czytelnik może dowiedzieć się więcej o samej historii jak i różnicach między pierwowzorem a adaptacją. Niestety polski tłumacz nie ustrzegł się tutaj błędu i zrobił z Robin mężczyznę. Na szczęście jest to jedyna wada polskiego wydania, cała reszta czyli tłumaczenie i forma wydania są bez zarzutu. Dalej mamy już właściwą historię i pierwsze na co trzeba zwrócić uwagę to nowy rysownik. Każdy kolejny tom rozdziału pod tytułem „Rewolwerowiec” ma innego rysownika a więc i tym razem pojawił się nowy artysta. To interesujący zabieg, który daje za każdym razem lekki powiew świeżości. Piszę lekki bo styl kolejnych rysowników nie jest szczególnie mocno odmienny od poprzedniego, wszyscy zachowują pewną spójność co dodatkowo wzmacnia nie zmieniający się od samego początku kolorysta. Rysunki Laurence’a Campbella na moje oko wypadają dobrze aczkolwiek jego dwaj poprzednicy, Luke Ross w „Siostrzyczkach z Elurii” i Michael Lark w „Bitwie o Tull” zaprezentowali styl lepszy, bardziej trafiający w moje upodobania. Ich rysunki są nieco bardziej szczegółowe i dopracowane. Sposób kadrowania w dziewiątym tomie dość mocno nawiązuje do Jae’a Lee, rysownika pierwszych pięciu tomów komiksowej adaptacji. Jest to taki troszkę powrót do korzeni co wielu może uznać za plus.

Opowiadana historia jest tak naprawdę bardzo krótkim wycinkiem z podróży Rolanda, nie obfituje ona w wiele wydarzeń. Tempo jest mocno powolne, spokojny klimat utrzymuje się od początku do końca. Czyta się to bardzo przyjemnie ale też nie ma tutaj nic szczególnie ekscytującego. Mamy jednak bardzo ważny element, na scenę wchodzi Jake, jedna z głównych postaci całej „Mrocznej Wieży”, pierwszy towarzysz rewolwerowca w drodze ku polu róż. Jego historia pokazana jest zgrabnie i interesująco. Na kolejnych stronach wracamy do przeszłości Rolanda, gdy ten wspomina ludzi,których napotkał w swoim życiu jak Susan, Cuthberta, Alaina, Sheba czy Allie. Ponownie na chwilę widzimy wzgórze Jericho, miasteczka Hambry i Tull. Wszystko to dlatego, że rewolwerowiec przygnębiony tym, że wszystkie te osoby stracił boi się przywiązać do Jake’a. Tak jak wspomniałem wcześniej, ten tom jest dość nostalgiczny, płynący powoli na przód. Następnie bohaterowie spotykają Wyrocznię, tutaj akcja troszeczkę nabiera tempa a Roland dowiaduje się co czeka go w niedalekiej przyszłości. Budowany jest tu już podkład pod nowy rozdział – „Powołanie trójki”.

9. tom komiksowej Wieży oceniam nieco słabiej niż poprzednie. Wydaje mi się, że twórcy wybrali zbyt mały fragment powieści Stephena Kinga do przełożenia a przez to zabrakło tu przede wszystkim dynamiki. Nie można jednak odmówić mu klimatu i dzięki niemu przeczytałem ten komiks za jednym posiedzeniem. Co ciekawe po raz kolejny oceniam komiks „Mroczna Wieża” dużo lepiej po drugim przeczytaniu. Każdy kolejny tom wydaje mi się lepszy gdy wracam do niego po latach przy okazji polskiej premiery. Tak było i tym razem. Napisałem na początku, że „Przydrożny zajazd” można czytać nie znając wcześniejszych tomów. Po zastanowieniu uważam jednak, że akurat ta odsłona jest tylko dla fanów sagi, przypadkowy czytelnik może się tutaj nie do końca odnaleźć. Fani jednak powinni być usatysfakcjonowani.

Autor: nocny
Data: 08.05.2016