Rozmowa ze Stephenem Kingiem

Rozmowa ze Stephenem Kingiem
Dla magazynu Time

Tłumaczenie: ingo, nocny

Poniżej przeczytacie wypowiedzi Kinga na temat jego 10 najdłuższych powieści.

 

BASTION

W 1990 King wydał swoją epicką opowieść o grypie, która wycięła 99,9% ludzkiej populacji. Nowa wersja książki (1 153 strony) jest o jakieś 400 stron dłuższa od wydania oryginalnego opublikowanego w 1978.

King: W pewnym sensie irytowało mnie to, że wycięto te strony. Mój wydawca, Doubleday, miał w tamtych czasach fizyczne ograniczenia bo składali książki klejąc je a nie szyjąc, tłumaczyli mi, że książka jest za gruba by dało się ją skleić. To oznaczało wydanie jej w dwóch tomach a tego nie chcieli zrobić. Mój redaktor przyszedł do mnie i powiedział: „Musimy skrócić książkę o jakieś 400 stron.” I taki jest tego powód, to nie ma nic wspólnego z jakością powieści. Jakiś czas później pokazałem wydawcy te wycięte strony a on na to: „Wiesz, moglibyśmy wznowić tę książkę jako 'Bastion. Wersja bez skrótów’. Usiadłem więc i napisałem książkę od nowa. Po jednej stronie maszyny miałem książkę a po drugiej usunięte strony. Zacząłem od początku, uaktualniałem daty, dopisywałem nowe rzeczy. Teraz gdy się nad tym zastanowić to myślę sobie: „Jezu, to była masa roboty”. Kiedy zmarł Robert Bloch, jedyną rzeczą, za którą go ludzie pamiętali była książka 'Psychoza’, na podstawie której Alfred Hitchcock zrobił słynny film. Za każdym razem gdy mnie ktoś przedstawia, mówi, że napisałem 'Bastion’. Kiedy moje nazwisko pojawia się obecnie na blogach, zazwyczaj powiązane jest z H1N1: „To ten gość, który napisał o grypie!”.

TO

Opowieść o prastarym stworzeniu zabijającym dzieci, które mieszka w kanałach pod miasteczkiem Derry. 'To’ (1 138 stron) jest książką pełną okropieństw. Złe klauny, olbrzymie pająki, chodzące gałki oczne.

King: Pamiętam, że w tym czasie czytałem dużo recenzji i artykułów na temat swoich książek, o tym, że jestem pisarzem horrorów. Pytano mnie: „Co się takiego stało w twoim dzieciństwie, że piszesz takie okropne rzeczy?”. Nie mogłem wymyślić na to żadnej odpowiedzi. Pomyślałem sobie, czemu by nie napisać takiego końcowego egzaminu z horroru, umieścić w nim wszystkie potwory, których każdy się bał w dzieciństwie? Frankensteina, wilkołaka, wampira, mumię, wielkie potwory, które atakowały Nowy Jork w starych filmach klasy B. Zastanawiałem się jak je wszystkie razem umieścić w jednej książce. I pomyślałem sobie, że napiszę to jak bajkę. Wymyślę miasto gdzie dzieją się różne rzeczy a każdy je ignoruje. Nadszedł czas gdy powiedziałem do Tabby, mojej żony: „Chcę napisać książkę, mieszkamy na wsi a chcę napisać o mieście, o całym nawiedzonym mieście, powinniśmy się przeprowadzić albo do Portland albo do Bangor”. Obejrzeliśmy oba i od razu wiedziałem, że jeśli Tabby się zgodzi Bangor będzie odpowiednim miejscem. To miasto z prawdziwą historią. Chodziłem więc po mieście całą jesień i pytałem ludzi co wiedzą o różnych miejscach, które chciałem opisać w książce. Nie dbałem o to, co było prawdą. Chodziło mi o to, w co ludzie wierzyli. Chciałem opowieści jakie przekazywali sobie z pokolenia na pokolenie. Najbardziej utkwił mi w pamięci spacer po dwóch cmentarzach, które są bardzo malownicze, ale gdy zejdziesz ze wzgórza zobaczysz zgniłe kwiaty, które pospadały do kanału. Są jak drzewo wysokie na trzy, cztery, pięć stóp. Okropnie śmierdzą. Pomyślałem wtedy: „Tak, umieszczę to w książce”.

POD KOPUŁĄ

Po raz pierwszy King próbował napisać 'Pod kopułą’ (1,072 strony) w 1976. Książka o mieście, które nagle zostaje uwięzione pod półprzeźroczystą, nieprzenikalną kopułą, kreśli głos Kinga sfrustrowanego niedawną administracją Busha.

King: Byłem zły z powodu niekompetencji. Oczywiście jestem centrolewicowcem. Nie uważałem by było jakieś uzasadnienie pójścia na wojnę w Iraku. W tym czasie wydawało się, że po przebudzeniu z 9/11 administracja Busha była niczym wściekły dzieciak bujający się po ulicy, który nie wie który frajer go uderzył, więc obracając się uderza pierwszego lepszego podejrzanego. Czasami całkowicie złe osoby potrafią być przy władzy w momencie gdy naprawdę potrzebuje się tych właściwych.

Sporo włożyłem w tę książkę. Ale kiedy zaczynałem, powiedziałem „Chcę użyć dynamiki Bush-Chaney w stosunku do ludzi rządzących tym miasteczkiem”. W rezultacie macie Big Jima Renniego, złoczyńcę tego dzieła. Zacząłem lubić drugiego gościa, Andy’ego Sandersa. Nie był aktywnie zły, był jedynie niekompetentny – a tak właśnie zawsze myślałem o Georgu W. Bushu.

BEZSENNOŚĆ

Po opublikowaniu „Bezsenności” (787 stron) – o starym człowieku, który cierpiąc na bezsenność zaczyna widzieć małych ludzi z nożyczkami krążących po mieście – King wskoczył na Harleya i ruszył w tournee po 10 miastach. Podróż ta miała na celu pomoc niezależnym księgarniom w walce ze zniżkami w takich sieciach sklepowych jak Barnes & Noble.

King: Niepokojące jest to co się dzieje teraz w Walmarcie, Amazonie i Targecie. Obcinanie przez nich cen sprawia, że sieci sklepowe zamieniają się w sklepy niezależne. A niezależne księgarnie naprawdę egzystują z trudem. Gdy słyszysz jak Borders mówi tego typu rzeczy jak „Cóż, nie martwimy się obcinaniem cen, ponieważ ważne jest dla nas by dostarczać w pełni usługi księgarskie”, ja mówię „Mój Boże, to brzmi jak Johnson mówiący o wygrywaniu w Wietnamie”. Nie wydaje mi się by amerykański konsument dbał tak bardzo o te usługi księgarskie. Zależy im na tym by dostać książkę Michaela Connelly’ego którą chcą, czy też książkę Sarah Palin – jeżeli, no wiecie, tkwią w tym. Myślę, że James Patterson, dla którego zwykle nie mam sporego szacunku, powiedział najlepiej. Powiedział, że dewaluują oni klejnoty korony i kto wie co będzie następne?

TIME: Kiedyś napisałeś o powieściach ze skonstruowaną i nie skonstruowaną fabułą. Napisałeś również, że „Bezsenność” posiadała nie skonstruowaną i że z perspektywy czasu jej wynik określiłeś jako „szczególnie nieinspirujący”.

King: Gdy konstruujesz fabułę, w szczególności gdy próbujesz sprawić by powieść pasowała do z góry wymyślonego rozwiązania, to wiesz jak książka się zakończy. I gdy czujesz, że książka chce iść w innym kierunku, kierujesz ją na własne ryzyko z powrotem na ten określony z góry kierunek. Lepiej jest pozwolić książce być szefem. Pamiętam co poczułem mówiąc sobie „naginam to pod własne cele”. To była książka posiadająca jednego złego faceta, który naprawdę chciał coś zrobić, ale mu na to nie pozwoliłem. Kazałem mu zrobić to co ja chciałem. W rezultacie, było mi ciężko w to uwierzyć. A jeżeli ja nie mogę uwierzyć w niektóre rzeczy, to nie mogę oczekiwać, że zrobią to czytelnicy.

DESPERACJA

W tym samym roku w którym ukazała się sześcioczęściowa bardzo popularna powieść w odcinkach „Zielona Mila” King wydał również dwie dodatkowe powieści tego samego dnia we wrześniu – „Regulatorów” (pod pseudonimem emerytowanego dawno Richarda Bachmana) i „Desperację” (690 stron) opowiadającą o starożytnej złej sile, która przejmuje odosobnione miasteczko w Nevadzie. Obie książki były swoimi zniekształconymi obrazami lustrzanymi zawierającymi tych samych bohaterów w innych sytuacjach. „Desperacja” zmaga się z ideą nieobecnego i czasem okrutnego Boga.

King: Wychowywałem się w religijnym domu i naprawdę chciałem w tej książce oddać Bogu co mu się należy. Tak często w nadnaturalnych powieściach Bóg jest czymś w rodzaju kryptonu, albo tym czym święcona woda dla wampira. Po prostu wprowadzasz Boga i mówisz „w Jego imieniu” i zła rzecz znika. Ale Bóg w życiu ludzkim jest czymś znacznie bardziej złożonym. I o tym chciałem powiedzieć w „Desperacji”. Bóg nie zawsze pozwala wygrać dobrym ludziom.

Zawsze chciałem powiedzieć, że nie możesz wciąż godzić się z myślą, że sprawy niekoniecznie potoczą się dobrze bez uciekania się do fraz w rodzaju „Bóg ma plan” i „To jest dla wyższego celu”. Jest możliwe cierpieć i jednocześnie wierzyć, że gdzieś we wszechświecie jest jakaś dobra siła. Oczywiście nie ma to mówić że wszyscy powinni wyjść i przyłączyć się do Pierwszego Zjednoczonego Kościoła Mojego Boga Który Jest Większy Od Twojego. To połowa kłopotów tego świata. Może więcej.

SKLEPIK Z MARZENIAMI

Przed ukazaniem się „Sklepiku z marzeniami” (690 stron) King już wcześniej osadził parę swoich powieści („Martwa Strefa”, „Cujo”, „Mroczna połowa”) w miasteczku Castle Rock w Maine. W tej powieści usuwa on miasteczko z mapy po tym jak zjawia się w nim mężczyzna, który może aczkolwiek nie musi być diabłem, i otwiera sklepik oferujący mieszkańcom wszystko czego ich dusza zapragnie – za pewną cenę.

King: Ze wszystkich książek jakie napisałem ta miała najnędzniejsze recenzje – a były już takie, które takowe posiadały. Powiedziałbym, że najbardziej rozczarował mnie w niej brak krytycznych cech. Pomysł na książkę pojawił za jednym zamachem. Pomyślałem sobie „Co by było gdyby ktoś przybył do miasteczka i zmusił wszystkich mieszkańców do zrobienia jakiś niemiłych rzeczy jak na przykład dowcipów (sobie nawzajem) by dostać rzecz, której naprawdę pragną”.

Pomyślałem sobie że wyszła z tego satyra na ten cały etos Ronadla Reagana „chciwość jest dobra, konsumpcjonizm jest dobry”. Dla mnie było to komiczne pojęcie. A sposób w jaki się to rozegrało zabawny. W stylu czarnej komedii. Naprawdę ośmieszało to amerykańską ideę, że dobrze jest mieć wszystko czego się chce. Ja nie sądzę by tak było.

ŁOWCA SNÓW

W 1999 roku podczas spaceru niedaleko domu w Maine King został potrącony przez pickupa i niemal zginął. W 2001 roku wydał „Łowcę snów” (620 stron), pierwszą powieść od czasu wypadku. Przedstawia ona historię czterech przyjaciół, którzy wybrali się na coroczne polowanie i znaleźli się pośrodku inwazji obcych. Wielu było zdegustowanych pewnym stworzeniem z książki, które rośnie w żołądku ofiary i wydostaje się… tylnym wyjściem.

King: Byłem w nieustannym bólu [podczas pisania tej książki]. Nie mogłem pisać jej na komputerze czy maszynie do pisania. Znajdowałem się na krześle z poduszkami po obu stronach, w szczególności po mojej prawej gdzie biodro bolało cały czas a dolna część nogi stała w ogniu. Nie spałem zbyt dobrze. Brałem wiele środków przeciwbólowych, które nie pomagały zbytnio. I w tym samym czasie, gdy miałem szansę pisać, książka zabierała mnie stamtąd.

Nigdy tak naprawdę nie czytałem opowieści o czymś strasznym dziejącym się w okolicy funkcji łazienkowych, funkcji eliminacyjnych. Chciałem to zrobić ponieważ doszło do mnie, że tyle naprawdę strasznych informacji w naszym życiu dowiadujemy się w łazience. Albo ponieważ odkrywamy guza, albo dlatego, że w naszym stolcu znajdujemy krew, albo nawet gdy patrzymy w lustro i w jednej chwili mówimy „K____ stary, łysieję!”. Wszystkie te sprawy mają miejsce w łazience. Połowa naprawdę strasznych rzeczy dopada ludzi w miejscu, które nie jest chronione. Nigdzie nie jest się tak bezbronnym jak w łazience ze ściągniętymi w dół gatkami.

RĘKA MISTRZA

Począwszy od „Lśnienia” poprzez „Misery” i „Mroczną Połowę” pisarze występowali w wielu powieściach Kinga. W „Ręce mistrza (607 stron) szuka on makabry w potencjale sztuk wizualnych. W książce występuje Edgar Freemantle, konstruktor wykonawczy, który traci rękę w wypadku i odkrywa zdolność wpływania na rzeczywistość poprzez swoje obrazy. I na dodatek występują tutaj też straszne martwe dziewczynki.

King: Musiałem napisać „Rękę mistrza” z punktu widzenia kogoś, kto nie potrafi narysować kota. Chodzi mi o to, że potrafię narysować kota, ale nie będziesz wiedział co to jest dopóki ci tego nie powiem. Był więc to naprawdę przypadek spełniający marzenia.

Jeżeli „Łowca snów” jest książką pełną bólu i smutku, to „Ręka mistrza” jest książką w której faktycznie widać nadzieję. Miałem wrażenie jakbym znajdował się wtedy w miejscu bardziej nią przepełnionym. Obie książki są tak naprawdę dwoma biegunami mojego dochodzenia do zdrowia po wypadku. Czułem się znacznie lepiej w czasie gdy pisałem „Rękę mistrza” i sądzę, że widać to w książce.

STUKOSTRACHY

„Stukostrachy” (558 stron), trzecia książka Kinga w 1987 roku po „Oczach smoka” i „Misery” jest pierwszym podejściem autora do tematyki inwazji obcych. Po tym jak pisarka odkrywa w lesie kawałek metalu tkwiący w ziemi za jej domem zaczyna kopać – i kopie i kopie.

King: To był kolejny przypadek książki, którą chciałem napisać już dawno temu. Już podczas studiów miałem pomysł na opowieść o gościu potykającym się o latający spodek. Napisałem 15 czy 20 stron i przestałem. Nie pamiętam dlaczego. Wydaje mi się, że było podobnie jak w przypadku „Pod kopułą”. Materiał był zbyt wielki i zrezygnowałem. Strony zapodziały się Bóg jeden wie gdzie. Po latach pomysł powrócił i mną zawładnął.

Wkręcając się w książkę pamiętam, że pomyślałem „Jeżeli będę miał te dwie osoby i uda im się wyciągnąć ten latający talerz z ziemi i odlecieć nim to będą mogli oni zdecydować czy zostaną szeryfami pokoju w świecie i odkryć, że fatalnie wykonują swoją pracę, ponieważ władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”. Ale wyszło zupełnie co innego.

WOREK KOŚCI

Opowieść o popularnym pisarzu cierpiącym na blokadę twórczą z powodu śmierci swojej żony opisana w „Worku kości” (529 stron) była sporym wydarzeniem, ponieważ King zdecydował się wtedy opuścić Vikinga, swojego wieloletniego wydawcę, na rzecz Scribnera swego czasu wydawcę Ernesta Hemingwaya i F. Scotta Fitzgeralda. „Worek kości” to opowieść o duchach, która sporo zawdzięcza gotyckiej powieści romantycznej „Rebecca” autorstwa Daphne du Maurier. Jest to jedna z pierwszych książek Kinga, która w równym stopniu należy zarówno do literatury wyższej jak i do opowieści grozy.

King: zostałem wyparty z Vikinga, ponieważ zjawiła się Phyllis Grann z Putnama i sprowadziła ze sobą Toma Clancy’ego, który sprzedawał więcej książek ode mnie. W Vikingu panowało przeświadczenie, że nie mogą wspierać dwóch przynoszących takie pieniądze pisarzy. I ja byłem tym, który odszedł. Z kalkulacji zysków i strat miało to sens, jednakże w pewnym sensie Clancy zniknął z oczu. Ale ludzie z którymi cały czas mam do czynienia w Scribnerze byli ludźmi zainteresowanymi bardziej książką niż reputacją pisarza, która w tym momencie oscylowała wokół taniej szmiry. Dałem im spory kredyt zaufania. W pewnym stopniu uzdrowili oni moją reputację.