List Kinga dotyczący Stephen’s Empire

King wystosował kolejny list do fanów związany z jego powstającym Imperium. Oto on:

To tylko wiadomość dla moich wiernych poddanych, którzy podesłali zdjęcia mojego królestwa. Wszystkie towarzyszące im dopiski są dowcipne, a niektóre z nich zwalają z krzesła. Przesyłajcie dalej! Niedługo, mam nadzieję, zobaczycie wyniki pod postacią pokazu slajdów, który rzuci światło na wiele dziwnych zakątków mojego wspaniałego Imperium. Moje ego zostało całkowicie wzmocnione i sądzę, że jestem gotowy stawić czoło każdej wrednej recenzji i nuklearnemu blogowi, które mogą się pojawić, gdy w listopadzie ukaże się „Czarna bezgwiezdna noc”. Zamiast czuć się przygnębionym przypomnę sobie moje funkadeliczne Imperium pełne myjni samochodowych, barów, restauracji, billboardów, a nawet królewskiej pralni dywanów!

Paru z Was podesłało fotki różnych kościołów św. Stefana i pomyślałem, że moglibyście być zdziwieni wiedząc, że dano mi imię właśnie po tym świętym. Ale imię to nie wyskoczyło dopóki moja mama nie zaczęła rodzić. Pamiętajcie, że było to w medycznej epoce kamienia, przed tym całym ultradźwiękowym sprzętem. Doktorzy zapewniali moją matkę, że będę dziewczynką, ponieważ mój płodowy puls wynosił 160 (każdy przekraczający 140 miał być dziewczynką). Mama postanowiła dać mi na imię Martha. Później, w czasie ciąży, lekko to zmieniła. Stały czytelniku, byłem prawie Marcią King. Pomyśl nad fantastycznością tego pomysłu: „Bastion” Marcii King!

Skończmy z bezcelowymi spekulacjami. Wróćmy do mojej historii. Mama rodzi. Osiemnaście godzin, może dwadzieścia. Zdziera gardło z bólu, dymiąc swoją drogę paczką Koolsów. Doktor w końcu ucieka się do kleszczy. Wyszarpuje mnie (a Wy się dziwicie skąd mam makabryczne pomysły – też byście mieli, gdybyście byli brutalnie wyciągnięci ze swojej jaskini)! Ale jeszcze zanim te okrutne kleszcze weszły do gry, gdy wciąż trwał poród, moja ciotka Molly spytała się mamy jakby mi dała na imię, gdybym, wbrew wszystkim przypuszczeniom, okazał się być chłopcem.

Mama myślała przez pełne dwie minuty, na tyle długo by nastąpił kolejny skurcz. Potem zajęczała, „Dam mu na imię Stephen, po wczesnym Chrześcijanie, który został ukamienowany. PONIEWAŻ TAK SIĘ WŁAŚNIE CZUJĘ!”. Tak oto zostałem Stevem, zamiast Marcią i dzięki moim dobrym przyjaciołom ze StephenKing.com mam najbardziej funkowe Imperium.

Ostatnia rzecz, widzicie moją kręgielnię?

Niezła, co? Bardzo uderzająca