Dni Fantastyki 2010 / 1408

Tegoroczne Dni Fantastyki to pierwszy konwent, który tak mocno postawił na horror. Do tej pory był to gatunek raczej omijany na imprezach fantastycznych i choć zdarzały się małe kroki w kierunku fanów mocnych wrażeń (choćby listopadowy Falkon), to dopiero teraz, po raz pierwszy zaoferowano nam cały blok tematyczny poświęcony temu gatunkowi. Grzechem byłoby nie skorzystać z okazji i samemu po raz pierwszy nie wyjść do ludzi, a co za tym idzie, Dni Fantastyki były zarówno świetną zabawą jak i debiutem serwisu StephenKing.pl na większej scenie.

 

Do Wrocławia dojeżdżaliśmy każdy w swoim zakresie. Ostatecznie jednak uzbierała się całkiem spora reprezentacja naszego forum i odliczając pisarzy, którzy stawili się tam reprezentując samych siebie, Dni Fantastyki odwiedziła 18-osobowa grupa naszych pobratymców, w składzie:

  • nocny
  • Mando
  • ingo
  • burial
  • Mandriell
  • Emma
  • RyszarT
  • Zimek
  • SzalonaAga
  • Gage
  • mr_umney
  • mucioo
  • penny
  • Pavel
  • Varjus
  • Fomoraig
  • Megi
  • M@rio

Po zameldowaniu się w hotelu oraz konwentowej szkole (w zależności od tego gdzie kto zamierzał nocować) udaliśmy się na zamek, gdzie przy „kuflu” złocistego płynu zabraliśmy się za uzgadnianie planu dnia. Już na samym wejściu udało nam się poznać Jacka Ketchuma, który wraz z Bartkiem z Gildii (wszelkie podziękowania za blok horroru kierować należy głównie do niego) także raczył się „zupą” z konwentowej jadłodajni.

 

Pierwszy punkt programu jaki udało nam się tego dnia odwiedzić dotyczył właśnie Stephena Kinga, a był to Panel dyskusyjny – Stephen King a polski horror, który poprowadzili dla nas Dawid Kain, Stefan Darda, Łukasz Śmigiel oraz kierujący tym wszystkim (i nawiasem mówiąc mocno spóźniony:-)) Łukasz Orbitowski. Dyskusja ciekawa jednak kompletnie nie wyczerpująca tematu. Panele dyskusyjne to znacznie lepsze punkty niż prelekcje, które zbyt często są przygotowane „na odwal się” i tylko po to by dostać darmowe akredytacje. Tutaj widownia czynnie uczestniczy w dyskusji i wpływa na jej rozwój, a także w małym stopniu kierunek. Minusem był termin. Dojechać do Wrocławia w piątek na godz. 17:00 nie jest łatwo, a tym samym, sala raczej świeciła pustkami. Na szczęście wśród tej garstki znalazło się kilka osób ze sporą wiedzą.

 

Po 2 godzinach przerwy przyszedł czas na pierwsze spotkanie z Jackiem Ketchumem. W piątek towarzyszyła mu premiera książki „Straceni” i przy okazji mieliśmy szansę osobiście poznać polskiego wydawcę Jacka (przypominamy, że serwis StephenKing.pl objął patronatem medialnym pierwszą książkę tego autora) oraz jego tłumacza (wspomniany już wyżej Bartek). Podczas DF-ów odbyły się w sumie dwa oficjalne spotkania z Ketchumem i tak jak piątkowe ograniczało się w większości do konkretnej książki, tak sobotnie dotyczyło już całej twórczości pisarza. Wypada zaznaczyć, że podczas obu spotkań bardzo często (można powiedzieć, że nawet zbyt często) padało nazwisko Stephena Kinga. Ketchum jest dobrym znajomym Kinga, który zawsze starał się promować jego książki (na polskim rynku też jest to mocno akcentowane). Z kingowych ciekawostek nadmienić trzeba jeszcze, że jeden z kotów pisarza nazywa się… Cujo.

 

Resztę dnia spędziliśmy już rozdzieleni. Część z nas udała się naSpotkanie z Łukaszem Orbitowskim, a inni na Kalambury Fantastyczne, w którym nasza drużyna zajęła drugie miejsce pomino tego, że jej członkowie nawet nie wiedzieli co znaczą poszczególne hasła. Następnie odbyła się prelekcja Człowiek człowiekowi pastylką czyli leki z kanibala apteki, którą poprowadził Jakub Ćwiek. Był to dalszy ciąg ciekawych opowieści makabrycznych, które swój początek miały na konwencie Falkon. Wieczorem wszyscy poza Mandem (który już wcześniej zaniemógł i udał się do konwentowej szkoły) pojechaliśmy do hotelu.

 

W sobotni dzień pierwszy pod Zamkiem stawił się właśnie Mando (ok. 9:00 rano), a pozostali dobijali jeszcze przez wiele godzin (poza ingo, który w przebraniu kowboja udał się na event integracyjny pracowników BP, na którym przez cały dzień obijał się w celach zarobkowych – w ostateczności zamiast udawać Rolanda skończył wraz z Linteathem jako traper wyciągnięty wprost z 'Brokeback Mountain’). Zaczęliśmy dzień od pokazu walk grupy Szare Miecze, który wypadł nieco słabiej niż pół roku temu w tym samym miejscu podczas innego konwentu.

 

Następny punkt odhaczyliśmy dopiero o 14:00. Na spotkanie z „aktorką” ze Star Wars nalegał Mando, a kilka osób, z braku innego zajęcia, poszło w jego ślady. Program Cathy Munro był wybitnie nudny i tak jak niektórzy „aktorzy” migający jedynie na planie sagi mogą faktycznie pochwalić się mniejszymi bądź większymi rolami filmowymi, tak pani Munro ma w swoim CV tylko i wyłącznie rólki statystki zapełniającej tło filmowe, zwykle przez kilka sekund. Widać było, że pani Munro ma dokładnie wyuczone, powolnie wypowiadane, krótkie kwestie, którymi zapełniała nudne 45 minut, odhaczała wizytę na konwencie, inkasowała zapłatę i pobierała astronomiczną kwotę za autograf, biorąc pod uwagę fakt, że obie jej role z „Imperium kontratakuje” trwały w sumie nie więcej niż 10 sekund. Marazm jaki zapanował w naszym rzędzie przerwała informacja, że na liście migawek w filmach, pani Munro ma także występ w „Lśnieniu” Stanleya Kubricka. Co więcej, wypowiada w nim nawet jedno zdanie: „Do widzenia, panie Ullman”.

 

(Cathy Munro w „Lśnieniu” Stanleya Kubricka)

Wiadomość ta ożywiła nas i nawet zaserwowaliśmy pani Munro chwilowe brawa. „Aktorka” opowiedziała o pracy na planie, o samym Jacku Nicholsonie, a także zaserwowała nam anegdotkę o scenie, w której wzięła udział – początkowo byli zakontraktowani na 4 dni zdjęć, które przeciągnęły się do 2 tygodni, a ta konkretna doczekała się przeszło 100 dubli. Oczywiście z wypowiedzi statystki wynikało jakby perfekcjoniście Kubrickowi zależało na odpowiednim wyglądzie sceny, w której pojawia się Cathy Munro, ale po bliższym przyjrzeniu się filmowi widać, że miga ona jedynie w tle, nie pokazując nawet twarzy, a sama scena trwa znacznie dłużej przedstawiając rozmowę Ullmana z Jackiem. Tak czy inaczej, fajnie było spotkać kogoś ktoś choć przez chwilę znalazł się na planie tak ważnej w historii kina ekranizacji Kinga (nawiasem mówiąc byliśmy chyba jedynymi, którzy po spotkaniu chcieli zrobić sobie z nią zdjęcie).

 

 

Po przegranym Konkursie z wiedzy o serialu „Zagubieni” udaliśmy się na kolejny kingowy punkt – Potwory Stephena Kinga jako antropologiczne odbicie obcości – poprowadzony przez naszego forumowego kolegę Mariusza „M@rio” Juszczyka, reprezentującego na Dniach Fantastyki serwis Horror Online. Prelekcja przekształciła się w dyskusję, podczas której przez pierwsze pół godziny sprzeczano się o samą definicję potwora/obcego. Jako, że końcówkę prelekcji opuściliśmy, by udać się na spotkanie z Ketchumem, nie wiadomo czy prowadzącemu dane było dobrnąć do końca tematu. Sam punkt był na pewno bardzo dobrze przygotowany, choć naukowe podejście do Kinga to nie jest to co my praktykujemy… tym lepiej, że robi to ktoś inny.

 

Między prelekcjami, konkursami i pokazami spędziliśmy sporo czasu przy piwku, pizzy i innych przysmakach, rozmawiając na tematy róznorakie, spotkaliśmy się niejednokrotnie z pisarzami Jakubem Ćwiekiem i Łukaszem Orbitowskim, którzy od lat obecni są z nami czy to na forum czy wspólnych wyjazdach. Jakub podpisał swoją nową książkę, (to kolejna już premiera, która zbiegła się z Dniami Fantastyki) oraz opowiedział nam szczegółowo o swoim spotkaniu z Brucem Willisem sprzed kilku dni. Łukasz natomiast jak zwykle rozbawiał nas swoją osobą snując wywody tak jak tylko on to potrafi.

 

Około godz. 19:00 część naszej grupy pojechała do centrum Wrocławia aby obejrzeć spektakl 1408 – Seans ciszy, którego ponowne wystawienie zgrało się tym razem z konwentem. Pozostali, o godz. 20:00 udali się na naszą pierwszą prelekcję – Richard Bachman: życie, twórczość i śmierć niezbyt miłego faceta – poprowadzoną przez Sebastiana „buriala” Kubańczyka i Huberta „Mando” Spandowskiego. Tak pisał o nas informator konwentowy: ” Mroczna połowa Stephena Kinga. Przedstawimy wam historię życia tego „człowieka”, okoliczności towarzyszące jego narodzinom oraz śmierci. Przeanalizujemy twórczość, zarówno tę wydaną za życia jak i książki opublikowane później przez jego bliskich. Prześledzimy dziedzictwo Bachmana, który ćwierć wieku po swej śmierci, co jakiś czas nadal przebojem wbija się na listę bestsellerów. A wszystko to poparte wieloma ciekawostkami z zagranicznych publikacji. Jeśli lubisz tę bardziej drapieżną wersję Stephena Kinga, która odnosiła swe największe sukcesy w latach ’70, przyjdź i podyskutuj z nami na ten temat.”.

Nie nam oceniać poziom tego punktu, ale wypada zaznaczyć, że bawiliśmy się świetnie i jest to raczej początek dłuższej historii. Temat nie został wyczerpany, a dyskusji o książkach, która miała się odbyć na samym końcu, nie udało się już przeprowadzić. Miło nam, że nawet zaawansowanym fanom przekazaliśmy kilka nieznanych ogólnie informacji.

 

Dzień zakończyliśmy Konkursem wiedzy o Zombie, w którym udało nam się zdobyć pierwsze i drugie miejsce pokonując m.in. drużynę Gildii 🙂 Po samym konkursie spodziewaliśmy się czegoś trochę innego. Prowadzący ograniczył się do kilku nowych i bardzo kiepskich filmów, kompletnie ignorując klasykę (poza „Nocą żywych trupów” oczywiście). Na pewno można było wykorzystać tu dziesiątki bardziej znanych i lepszych filmów, co nie zmienia faktu, że zabawa była przednia i miło było zakończyć dzień coś wygrywając 🙂

Noc spędziliśmy już w pełnym składzie w hotelu, gdzie bawiliśmy się do bladego świtu, po czym przenieśliśmy się na ławkę pod budynkiem, na której zastało nas ostro świecące słońce. Biorąc pod uwagę, że ostatnie niedobitki położyły się spać ok. 8:00 rano, fakt że jednak udało nam się dojechać na miejsce konwentu i przeprowadzić Konkurs z wiedzy o twórczości Stephena Kinga graniczy z cudem. Tym punktem programu zajmowali się „Mando” wraz z Michałem „ingo” Ratajczakiem, a informator konwentowy tak zachęcał do sprawdzenia swej wiedzy: ” Przeszło 60 książek, ponad 100 ekranizacji, kilkaset opowiadań… a wszystko to podpisane jednym nazwiskiem – Stephen King. Jeśli od dziecka bawiłeś się w polu kukurydzy, wybierałeś nietypowe miejsca pochówku dla swych czteronogich przyjaciół, preferowałeś krzykliwy strój podczas balów szkolnych, alergicznie reagowałeś na klaunów, a w kwiecie wieku zacząłeś cierpieć na nieuleczalną bezsenność, przyjdź i zmierz się z innymi o podobnych dolegliwościach. Przejdź Wielki Marsz Ścieżką Promienia i udowodnij pozostałym, że Król jest tylko jeden.”.

Był to pierwszy raz, gdy wyszliśmy z konkursem do szerszej publiczności, a przyznać trzeba, że po osiągnięciu pewnego poziomu fanatyzmu, ciężko jest dobrze wyważyć pytania. Potraktowaliśmy to raczej jako eksperyment oraz wybadanie zainteresowania tego typu rozrywką i już teraz możemy obiecać, że następnym razem wyjdziemy do Was ze znacznie lepszą ofertą. Ten konkurs pokazał nam co trzeba jeszcze poprawić, a co całkowicie zlikwidować i wraz z zakończeniem konwentu mieliśmy już opracowany plan na zupełnie inną formułę przyszłych konkursów.

 

I na tym punkcie w zasadzie oficjalnie zakończyliśmy konwent. Większość z nas rozjechała się do swoich domów, a nieliczni forumowicze w składzie Szalona Aga, Gage, Penny i Mando udali się do centrum Wrocławia, aby wieczorem obejrzeć spektakl 1408 – Seans ciszy. Dla rekordzistów była to już czwarta wizyta w nawiedzonym pokoju. W ten weekend Teatr Ad Spectatores po raz pierwszy wystawiał sztukę w nowym miejscu. Przed rokiem pożegnali się ze „Sceną na Głównym” i trzeba przyznać, że w przypadku tej konkretnej sztuki, zdecydowano się na pomysł wprost genialny! Spektakl miał miejsce w prawdziwym hotelu, a co za tym idzie, sam jego początek rozegrał się w hotelowych korytarzach, gdzie mijali nas niczego nieświadomi mieszkańcy. Główna część spektaklu odbyła się w prawdziwym hotelowym pokoju i wypada zdjąć czapki z głów przed pomysłodawcą tego zagrania. Niestety mankamentem była trudność w uzyskaniu całkowitej ciemności, która panowała w piwnicach dworca (gdy gasło światło, bez problemu było widać przemieszczające się postacie). Co ciekawe, spektakl obejrzał też Jack Ketchum, a biorąc pod uwagę jego bliską znajomość ze Stephenem Kingiem, można już zacząć obawiać się o przyszłość teatru 🙂 W księdze gości na swojej stronie pisarz napisał, że opowie o sztuce Stephenowi.

 

Cały wyjazd oceniamy niesamowicie pozytywnie. Jedyna w swoim rodzaju sceneria konwentu, letnia atmosfera, wspaniałe towarzystwo oraz świetny program wyróżnia Dni Fantastyki wśród pozostałych konwentów. O ile wierzyć zapowiedziom, twórcy bloku horroru dołożą starań aby wszedł on na stałe w program imprezy, a tym samym, już teraz obiecujemy, że za rok zaprezentujemy dla Was jeszcze więcej ciekawych punktów programu. Zaklepujcie zatem przyszłoroczny termin i miejmy nadzieję, że uda nam się spotkać w jeszcze większym gronie.