Nocne zło

Opis

Genialna adaptacja opowiadania mistrza horroru Stephena Kinga! 'Nocne zło’ to historia pilota awionetki, prywatnych linii lotniczych, z którym związany jest mroczny sekret. Po zapadnięciu zmroku obdarzony podwójną naturą pilot zamienia się w żądnego krwi wampira. Kiedy miasteczkiem wstrząsa seria niewyjaśnionych morderstw, wskazujących na mordy rytualne, sprawą interesuje się reporter miejscowej gazety. Prowadząc dochodzenie na własną rękę, odkrywa prawdę, która zaprowadzi go do samego piekła.

Twórcy:

  • Reżyseria – Mark Pavia
  • Scenariusz – Mark Pavia, Jack O’Donnell

Występują:

  • Richard Dees – Miguel Ferrer
  • Katherine Blair – Julie Entwisle
  • Merton Morrison – Dan Monahan
  • Dwight Renfield – Merton H. Moss
  • Ezra Hannon – John Bennes

Info:

  • Tytuł oryginalny: Night Flier
  • Rok produkcji: 1998
  • Czas: 97 minut
  • Sposób dystrybucji: kinowy

 

Galeria zdjęć

Recenzja

Do obejrzenia ekranizacji opowiadania ze zbioru 'Marzenia i koszmary’ pod tytułem 'Nocny Latawiec’ skłoniła mnie nowa wersja filmu na DVD. Nowe wydanie zasadniczo różni się od starego; formatem obrazu (typowy obraz 4:3 został zastąpiony obrazem panoramicznym o formacie 1,78:1) i ścieżką dźwiękową (w nowej wersji dodano DTS, oraz polskiego lektora w systemie 2.0). Jako, że lekturę opowiadania na którym jest oparty film, już dawno mam za sobą, ekranizację oglądałem z niekrytą ciekawością.

Już na samym początku Mark Pavia (reżyser filmu i współtwórca scenariusza) zadziwia fanów Kinga pokazując bardzo brutalny obraz zdecydowanie bardziej pasujący do filmów typu Slasher niż do reklamującego film nazwiska Stephena Kinga. Jak się później okazało brutalność w tym filmie to nie przypadek, ani też jednorazowy zabieg – sceny ociekające krwią przewijają się w filmie co chwilę. Z początku brutalność w filmie wypada raczej średnio (pomijam fakt, że niektóre sceny są niestety nie najlepszej jakości, a końcówka łącznie z twarzą wampira to już lekka przesada), ale po połowie filmu staje się to dość nudne, zwłaszcza, że King nie przyzwyczaił swoich czytelników do tego typu grozy.

Polskie tłumaczenie też nie wypada najlepiej, ale o to można się czepiać nie twórców filmu, a naszych rodaków, czyli ludzi za to odpowiedzialnych. Bardzo nie spodobało mi się, że Nocny Latawiec stał się Nocnym Lotnikiem, a tytuł filmu 'Nocne zło’ to już prawdziwy koszmar.

Na szczęście film ma więcej zalet niż wad. Od samego początku można zaobserwować doskonałe dobranie aktorów do filmu za co można podziękować duetowi – Leonard Finger i Lyn Richmond. Wszyscy aktorzy są co najmniej solidni, ale niektórzy zagrali wielkie role w tym filmie i pokazali wyjątkowy kunszt. Miguel Ferrer (Richard Dees) zagrał olśniewająco świeżo, zdecydowanie to jedna z jego najlepszych ról. Julie Entwisle (Katherine Blair) oraz Dan Monahan (Merton Morrison) to doskonałe kreacje dziennikarzy (zresztą Richard Dees, czyli weteran fotoreportażu jest pod tym względem również świetnie wykreowaną postacią); bezwzględnego, a zarazem głupiego szefa i młodej reporterki z ambicjami, aż dziwne, że oni Monahan, ani Entwisle dotąd nie wystąpili w żadnym innym filmie. Z lepszych aktorów został jeszcze John Bennes (Ezra Hannon) czyli mechanik-gorzelnik jakiego sobie wyobrażał sam King. Dzięki mistrzyni kostiumów – Pauline White – wszystkie postacie wyglądają bardzo życiowo, prawdziwie, a nie sztucznie jak w niektórych ekranizacjach.

Aktorzy to z pewnością najmocniejszy punkt filmu, ale jest też dużo innych zalet, np. scenografia, scenariusz, dźwięk i muzyka czy zdjęcia. Wymieniać można by długo, bo twórcy tej ekranizacji odwalili kawał dobrej roboty, a sam reżyser miał świetny pomysł na zakończenie filmu. Oczywiście zgodnie z myślą, iż nic nie jest doskonałe, reżyser 'Nocnego zła’ w końcówce zawarł według mnie zupełnie niepotrzebną scenę w której pokazał twarz wampira. Nie wiem kogo próbował przestraszyć, dzisiaj nawet dzieci nie da się przestraszyć takim czymś. Dobrze, że ten błąd szybko rekompensują nam ostatnie sceny filmu, idealnie wymyślone najpierw wbijają widza w fotel, a koniec końców diametralnie zmieniają jego pogląd na postacie.

Mark Pavia pokazał nam swoją wersję opowiadania Kinga i ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, iż w tym wypadku to film jest lepszy od pierwowzoru. Samo zakończenie to mistrzostwo. Koniec dużo lepszy niż w utworze pisarza, to marzenie wielu filmowców, które najczęściej pozostaje właśnie na etapie marzeń. Stephen King napisał tylko kilkadziesiąt stron nowelki, a reżyser stworzył nowe oblicze pomysłu, który się zrodził w głowie króla grozy. Nowe postacie, nowe wątki, dzięki temu widz może o wiele dłużej nacieszyć się historią wampira z licencją pilota.

Autor: Daniel Jaszcz
Data: 18.07.2005