Lunatycy

Opis

Charles Brady i jego matka to nie ludzie jakich tysiące. To LUNATYCY – tułające się po świecie istoty, które mogą zmieniać kształty, bo w ich żytach płynie krew kocia i ludzka. Siły życiowe cierpią z ciał młodych dziewic, a właśnie szykują się, by wyruszyć na łowy. Cała nadzieja w rękach Tanyi Robertson, kilkunastoletniej uczennicy szkoły średniej z małego amerykańskiego miasteczka. Tylko ona może stawić czoła krwiożerczym drapieżcom, którzy nie cofną się przed niczym, by zaspokoić swój głód. LUNATYCY: to, co zobaczysz, przejdzie twoje najśmielsze oczekiwania.

Twórcy:

  • Reżyseria – Mick Garris
  • Scenariusz – Stephen King

Występują:

  • Charles Brady – Brian Krause
  • Mary Brady – Alice Krige
  • Tanya Robertson – Mädchen Amick
  • Ira – Jim Haynie
  • Pani Robertson – Cindy Pickett
  • Pan Robertson – Lyman Ward
  • Kapitan Soames – Ron Perlman
  • Andy Simpson – Dan Martin
  • Pan Fallows – Glenn Shadix
  • Dozorca cmentarza – Stephen King

Info:

  • Tytuł oryginalny: Sleepwalkers
  • Rok produkcji: 1992
  • Czas: 86 minut
  • Sposób dystrybucji: kinowy

 

Galeria zdjęć:

Recenzja

’Lunatycy’ to pierwszy wspólny projekt Stephena Kinga i Micka Garrisa. Panowie bardzo przypadli sobie do gustu i od tego czasu powstało łącznie 7 ekranizacji Garrisa opartych o pomysły Kinga. Oceniane są różnie, jedne lepiej, inne gorzej, część widzów z rozkoszą potępia ten duet, są też tacy, którzy liczą na kolejne filmy. Ja należę do tej drugiej grupy, uwielbiam mini-seriale 'Lśnienie’ i 'Bastion’, lubię 'Jazdę na kuli’, 'Desperację’ i 'Worek kości’. 'Autostrada strachu’ to tylko segment filmu zawierającego dwie historie, i akurat ta kingowo-garrisowa odsłona jest strasznie głupiutka i nie powinna być przenoszona na ekran. Do pełni obrazu wspólnych dokonań obu panów brakowało mi jedynie właśnie debiutu – 'Lunatyków’. O rany, to nie jest rysa na ładnym obrazku. To wbicie noża w sam środek i rozerwanie obrazu na strzępy.

Recenzja będzie krótka, właściwie można by ją zawrzeć w jednym zdaniu – wszystko jest źle. Przede wszystkim scenariusz Kinga – jest bardzo sztampowy. Jak po sznureczku widz prowadzony jest utartą ścieżką, po której przechodził się już setki razy, zna ją na pamięć, pamięta każdy zakręt i już na początku wie gdzie jest koniec i jak on wygląda. Niestety tu i ówdzie i to dość gęsto powtykane są na tej ścieżce głupotki czy tandetne motywy. Dwójka istot, matka i syn, którzy mogą przyjąć różną postać, tuła się z miejsca na miejsce musząc co chwila uciekać, trafia do kolejnego na swojej drodze miasteczka. Syn idzie do szkoły, poznaje atrakcyjną dziewczynę, umawia się z nią na randkę, chociaż wiemy, że ma wobec niej złe zamiary. W między czasie nauczyciel odkrywa kim jest jego nowy uczeń więc wiadomo, musi zostać wyeliminowany. Wiadomo też, że będzie policjant, który w końcu trafi na ślad chłopaka by wybawić dziewczynę z opresji. Nie, to nie spojlery, to sztampa.

Z ekranu wylewa się klimat słabego filmu początku lat dziewięćdziesiątych. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że produkcja ta mocno się zestarzała. Warsztat reżyserski Garris miał jeszcze wtedy na etapie początkowego rozwoju, jest więc tutaj sporo kiepskich ujęć. Muszę też przyznać, że King i Garris zaskoczyli mnie dość mocno, jednym pomysłem. Jesteśmy świadkami jak syn z matką niejednokrotnie udają się do sypialni i bynajmniej nie po to by zmienić pościel…

Naprawdę ciężko znaleźć mi aspekt, który mógłbym pochwalić czy opisać z uznaniem. Ale warto może nadmienić obsadę, nie tę główną jednak a gościnne występy. Już na początku fani Gwiezdnych wojen z uśmiechem powitają Marka Hamilla w roli szeryfa. Nieco większą rólkę ma znakomity Ron Perlman, który wiele lat później pojawi się jeszcze w 'Desperacji’. Spotkamy też Tobe Hoopera, reżysera pierwszej wersji 'Miasteczka Salem’, Clive’a Barkera, pisarza, którego nazwisko kojarzy każdy czytelnik horrorów. Jest w końcu sam Stephen King, który ma tutaj króciutki acz dość zabawny epizodzik. Momenty gdy wszyscy oni pojawiali się na ekranie były bardzo przyjemne.

Cóż, jako fan Stephena Kinga i entuzjasta Micka Garrisa z wielkim bólem serca przyznaję, że 'Lunatycy’ to bardzo słaby film. Oczywiście warto go obejrzeć by mieć pełen pogląd na twórczość Kinga, w końcu to on jest autorem tej historii, ale jak to czasem bywa, ta mu nie wyszła. Na szczęście kolejne wspólne projekty obu panów były już tylko lepsze.

Autor: nocny
Data: 18.07.2012