Instytut sezon 1
|
|
|||
OpisNastoletniego geniusz Luke Ellis zostaje porwany i budzi się w Instytucie – tajemniczym ośrodku pełnym dzieci, które trafiły tam w identyczny sposób jak on i wszystkie posiadają niezwykłe zdolności. W pobliskim miasteczku były policjant Tim Jamieson, prześladowany przez demony przeszłości, próbuje zacząć nowe życie w spokoju, ale cisza nie potrwa długo – jego los i historia Luke’a są bowiem nieuchronnie ze sobą splecione. |
|||
Galeria zdjęć: |
|||
Recenzja„Instytut” Stephena Kinga wydaje się być bardzo dobrym materiałem na serial. Po olbrzymim sukcesie „Stranger Things” czy ekranizacji „To” temat nastolatków ze zdolnościami parapsychicznymi zmuszonych do walki z dorosłymi, z systemem przez nich stworzonym powinien być skazany na sukces. Książka Kinga ukazała się w roku 2019, czyli dokładnie w trakcie trwania „Stranger Things” i pomiędzy filmami „To” i „To: Rozdział 2”. Odbiór przez czytelników potwierdzał tę tezę, powieść została przyjęta bardzo ciepło. Na jej ekranizację przyszło jednak poczekać sześć lat, hype na tę tematykę troszkę już minął, ale wciąż mógł powstać po prostu dobry serial, który spotka się z przychylnością widzów. Za omawianą ekranizacją stoi Jack Bender, który ma już na swoim koncie dwie serialowe ekranizacje książek Kinga, bardzo nieudaną „Pod kopułą” oraz bardzo udaną „Pan Mercedes”. Oczekując na rezultat nie wiedziałem więc, czy to nazwisko zwiastuje coś dobrego czy nie ale naturę mam taką, że nigdy na nic się nie nastawiam, przyjmuję finałowy produkt bez emocji budowanych miesiącami przed premierą. A finalnie „Instytut” plasuje się dokładnie pomiędzy „Pod kopułą” a „Panem Mercedesem”, czyli generalnie mogło być lepiej, dużo lepiej, ale bardzo źle też nie jest. Pomimo, że scenariusz został rozpisany na osiem epizodów i prawie siedem godzin, twórcy serialu opowieść Kinga skondensowali i nieco pozmieniali. Największa zmiana widoczna już w pierwszym odcinku to umiejscowienie akcji dwóch na początku niezależnych od siebie wątków – Instytutu do którego trafia główny bohater, Luke, oraz miasteczka, w którym pracę podejmuje druga bardzo istotna postać, Tim. Stephen King rozrzucił ich bardzo daleko od siebie na mapie Stanów Zjednoczonych i przez zdecydowanie większą część książki ich wątki zupełnie się nie zazębiały. Co więcej, pisarz najpierw poświęcił czas Timowi, po czym porzucił go na setki stron na rzecz Luke’a. W serialu tytułowy Instytut jak i miasteczko leżą niedaleko siebie a wątki obu postaci nie tylko obserwujemy jednocześnie ale też z racji takiego umiejscowienia zaczynają się zazębiać dużo szybciej niż miało to miejsce w pierwowzorze. Muszę przyznać, że podejście obrane przez twórców ekranizacji podoba mi się dużo bardziej, przekłada się to na większą dynamikę opowieści, ma może też więcej sensu (podczas lektury byłem bardzo mocno zbity z tropu, gdy po sześćdziesięciu stronach nagle główny jak się wydawało bohater znikł na większość książki). Pomysł na fabułę był więc bardzo dobry, niestety gorzej poszło z jego realizacją. Co pierwsze rzuca się w oczy to pewna „teatralność” serialu. Budynek, do którego porywane są dzieci z całych Stanów Zjednoczonych, mimo, że z zewnątrz jawi się na wcale nie mały kompleks, w środku wygląda, jak hotel Panorama na kilka godzin przed zamknięciem go na przerwę zimową. Dzieciaki wyjechały do domów na ferie, opiekunowie wrócili do rodzin i jeszcze niedobitki pakują się w ostatniej chwili. Tak to niestety wygląda i mnie bardzo mocno przeszkadzało w każdym odcinku. Instytut jest zwyczajnie pusty, na jego terenie widzimy czwórkę – piątkę dzieciaków i dokładnie tyle samo dorosłych, szefową, jednego lekarza, szefa ochrony i sprzątaczkę. Tak, jedna osoba nieustannie lata z jednym mopem i szmatką po budynku wielkości centrum handlowego. W Instytucie uwiera totalny brak życia, tła dla głównych postaci a przez to ma się wrażenie, że jest to produkcja niskobudżetowa. Jak w teatrze, dosłownie kilka zmieniających się sterylnych wnętrz i maksymalnie pięć tych samych osób na scenie. Na szczęście ten wątek przeplata się z historią ochroniarza Tima i dzięki temu mamy tu jakieś urozmaicenie. Drugim dużym dla mnie minusem jest totalny brak energii. Wszystkie sceny kręcone są jakby reżyserzy, operator kamery ale i poniekąd aktorzy dosłownie przed chwilą się obudzili i jeszcze nie do końca ogarniają co się wokół dzieje. Wszyscy albo stoją albo snują się po kilku wybranych lokacjach a dodając do tego bardzo ubogą scenografię w Instytucie, wszystko to sprawia wrażenie marazmu, trochę nudy i braku dążenia z akcją w jakimś konkretnym kierunku. To powinien być wielki budynek pełen mnóstwa dzieci i młodzieży posiadających różnorakie zdolności parapsychiczne, tu powinno być życie a ma się wrażenie, że to dom spokojnej starości, który lada chwila zostanie zamknięty bo prawie wszyscy przeszli już na drugą stronę. A propos drugiej strony, to Instytut składa się z Przedniej i Tylnej Połowy i kilka razy możemy zobaczyć tę drugą część. To miejsce wygląda już ciekawiej, aż szkoda, że trafiamy tam sporadycznie. Na szczęście następuje epizod szósty i Luke ucieka z Instytutu. Od tego momentu serial wyraźnie przyspiesza, robi się dużo ciekawiej, żywiej, co więcej, w końcu wciągnąłem się w opowiadaną historię. Tak jak pierwsze pięć odcinków oglądałem przez dwa miesiące, tak ostatnie trzy obejrzałem jeden po drugim. Dwa dotąd osobne wątki splatają się, główni bohaterowie się spotykają, jest jakaś akcja, emocje i ciekawość co nastąpi za chwilę. Wydaje mi się, że wystarczyłyby dwie rzeczy by znacząco poprawić ten serial – skrócić go o dwa odcinki i zatrudnić statystów by tchnąć w tytułowe miejsce trochę życia. Bo jak się okazało przy ostatnich trzech epizodach, to jest całkiem niezły serial i mało tego, po obejrzeniu ostatnich scen autentycznie czekam na sezon drugi. A ten, jako, że nie będzie już rozgrywał się w „czterech ścianach” a jak się wydaje dostanie więcej miejsca i akcji, może być lepszy od pierwszego. Cóż, ekranizacja powieści „Instytut” to średniak z trochę zmarnowanym potencjałem, ale też z nadzieją na poprawę, gdy fabuła już nie będzie oparta na tekście Kinga a wymyślona na potrzeby dalszej części serialu (aczkolwiek po akceptacji pisarza). Końcówka pierwszego sezonu trochę mnie podbudowała i sprawiła, że nie przekreślam tego tytułu i czekam na to co King tylko zasugerował w powieści, że inne instytuty rozsiane są po całym świecie. Zobaczymy jak bohaterowie poradzą sobie z czymś znacznie większym niż to co przeżyli do tej pory. Autor: nocny |
|||



















