Rok 2018 – podsumowanie

nocny: Spotykamy się po raz jedenasty by omówić i podsumować kolejny rok pod kątem wydarzeń związanych ze Stephenem Kingiem. Muszę powiedzieć, że jestem ciekawy tej rozmowy bardziej niż zwykle bo jakiś czas temu zmieniło się podejście niektórych rozmówców do Stephena Kinga, do jego książek, ekranizacji i ogólnie do całej tej otoczki. Powiem szczerze, że siadamy do dyskusji tak późno bo byłem przekonany, że po prostu podsumowań już więcej nie będzie i odpuściłem jej inicjację. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Mando twój nagły i nieoczekiwany zwrot w podejściu do bohatera naszych rozważań i cieszę się, że jednak będziemy mogli wymienić się spostrzeżeniami na temat ostatnich 12 miesięcy.

Mando: Zwrot w moim podejściu może i jest, ale mijający rok niestety do najlepszych nie należał. W porównaniu z 2017 dostaliśmy bardzo niewiele, a to co nam zaserwowano prezentowało raczej przeciętną średnią jakość. Także zapał może i wrócił, chęci są, entuzjazm też się coraz mocniej rozpala, ale… krytykować będę pewnie tyle co zwykle.

Ingo: Ja na wszystkie rzeczy związane z Kingiem nadal nieustannie czekam, po (prawie) wszystkie sięgam od razu po premierze, ale patrząc na listę wydarzeń jakie mamy do omówienia mogę napisać, że nie spotkacie się z mojej strony z dużym entuzjazmem. Ale żeby nie przedłużać wstępu przejdźmy do najważniejszej premiery 2018 roku, czyli do powieści „Outsider”. Co sądzicie o tej książce?

 

nocny: Czyli standardowy podział obowiązków, ja będę wychwalał, Wy będziecie krytykować 😉 Lata mijają a podsumowania takie same 😉 „Outsidera” oceniam bardzo pozytywnie. Świetnie mi się go czytało, tak zwana pierwsza połowa, kryminalna, bardzo mocno wciągająca. Ja ogólnie od dłuższego czasu mam problem z czytaniem książek, ciężko mi się jest skupić i przez to czytam bardzo długo. „Outisdera” czytałem codziennie po kilka godzin nie odrywając się od książki co jest w moim przypadku niespotykane. Troszeczkę rozczarowany byłem końcówką, którą bezbłędnie przewidziałem a był to pierwszy raz w moim czterdziestoletnim życiu 😉 Także zakończenie musiało bić przewidywalnością ogromnie 😉

Ingo: Mi również od wielu miesięcy ciężko jest się skupić na dłuższym czytaniu i kończenie książek zabiera mi znacznie więcej czasu niż kiedyś. Ale muszę przyznać, że w przypadku „Outsidera” nie miałem z tym aż takich problemów, gdyż faktycznie jest to sprawnie napisana książka i przebrnięcie przez nią nie jest problemem, tak jak to było na przykład w przypadku wcześniejszych „Śpiących królewien”… Uważam jednak, że King źle skonstruował tę książkę. Część kryminalna nie współgra z późniejszym horrorem. Pisarz z takim doświadczeniem i renomą nie powinien tak nieumiejętnie rozpisać treści swojego utworu. W ostateczności wyszedł mu przeciętniak odbiegający od jego dotychczasowego dorobku literackiego. Sięgając po Kinga, w tym oczywiście również za jego horrory, oczekuję wyższego poziomu.

nocny: A mnie się właśnie to podoba. Gdyby to był tylko kryminał z pierwszej części książki to ta powieść byłaby jedną z wielu. A tak jest zaskakująca i trochę inna.

Mando: Wiesz, gdyby bohaterowie w środku książki zyskali supermoce i zaczęli latać to też byłoby zaskakujące, inne od przeciętnego kryminału, ale niekoniecznie dobre. Dla mnie „Outsider” jest kompletnie niewyważony, a autor sam nie wiedział co chce napisać. Niemniej jednak, zestawiając go z dorobkiem z ostatnich lat („Koniec warty”, „Śpiące królewny”) jest to niezła książka. Ogólne wrażenie mam takie, że gdyby książka powstała w latach dziewięćdziesiątych to doskonale wpasowałaby się w tę lepszą część boomu horrorowego, który ogarnął wtedy Polskę. Dla mnie nie jest źle, ale to niższa półka z kingowego dorobku. Rok 2018 niestety nie przyniósł mi jeszcze jednego „To” czy „Dallas ’63”. Pozostaje dalej czekać i liczyć na to, że King jeszcze potrafi to zrobić.

nocny: No tutaj nikt na szczęście nie zaczął latać, dalsza część książki to maksymalnie typowy King i to ten z wcześniejszych lat tak wychwalanych przez większość jego fanów. W tej książce uderza właśnie ten unoszący się nad nią duch kingowej prozy z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych i to kolejny plus powieści. Co ciekawe druga książka tego roku, „Uniesienie” to już maksymalnie współczesny King a nawet powiedziałbym więcej, to hillowy King. Gdyby ta nowelka na okładce miała napisane Joe Hill to powiedziałbym, że to idealny przykład pisarstwa syna Stephena Kinga. Też widzicie to podobieństwo?

 

Ingo: Podobieństwo do niektórych utworów Hilla jest zauważalne, ale to ze względu na to, że obaj panowie inspirowali się twórczością Raya Bradbury’ego. Obaj wielokrotnie wspominali jak ważnym pisarzem był dla nich Bradbury, który w Polsce, można stwierdzić, jest praktycznie nieznany. Samo „Uniesienie” podobało mi się, ale nie ukrywam, że wolę opowieści Kinga, w których wątki wiodące nie prezentują aż tak wyraźnie jego przekonań politycznych, czy też światopoglądu. Uważam, że ukazywanie tych tematów w wykonaniu Kinga jest męczące. Niezależnie od tego czy ktoś się z nimi zgadza czy nie.

nocny: Od jakiegoś czasu często spotykam się właśnie z narzekaniem jak to u Kinga pełno polityki, światopoglądu itd. Nie wiem, kompletnie tego nie zauważam. Może po prostu mam zbieżne poglądy z nim i dlatego na to nie zwracam uwagi bo to dla mnie oczywistości a nie prezentowanie jakichś poglądów?

Mando: Nie mam takich problemów z literaturą. Poruszane tu tematy są teraz dość wyraźne w życiu codziennym i dla mnie to normalne, że ich odbicie widać w popkulturze. Co więcej, uważam że „Uniesienie” wcale nie jest taką kryształową i jednoznaczna laurką. King bardzo ciekawie ugryzł problem z kilku stron. Sama książka natomiast podobała mi się  bardzo. Jest to trzeci rok z rzędu gdy „kompot” jest dla mnie lepszy od „dania głównego”. W 2016 roku „Koniec warty” był dla mnie tak słaby, że nawet maksymalnie przeciętny i nijaki „Słoik z ciasteczkami” dostarczył mi ciekawszych wrażeń. Przed rokiem nawet spis zakupów wypadłby lepiej niż „Śpiące królewny”, a że „Pudełko z guzikami Gwendy” w moim odczuciu było tekstem świetnym, to i walka nie była zbyt zacięta. Teraz nie było już tak łatwo bo „Outsider” odstaje jednak na plus w porównaniu z dwoma wcześniejszymi powieściami, ale i tak „Uniesienie” oceniam wyżej. Zgadzam się też z tym, że był to bardzo „hillowy” tekst, a przynajmniej jego ogólny wydźwięk i baśniowa część. Watki obyczajowe i Castle Rock sprawiły, że mimo wszystko nowelka mocno siedzi w klimatach Kinga.

Ingo: Sięgając po tego typu literaturę, autora i będąc osobą nie lubiącą polityki i tematów społecznych, wolę po prostu jak te tematy nie są stawiane na pierwszym, drugim planie. Stąd pewnie moja wrażenia. Ale zgadzam się, że jest to tekst udany.
Niestety nie możemy raczej przemilczeć formy jego wydania. Traktowanie przez wydawców dłuższego opowiadania dokładnie tak samo jak każdej kolejnej powieści Kinga nie jest w porządku. Zakładając, że autor ma wpływ na takie rzeczy, a jestem przekonany, że w umowach można by zawrzeć odpowiednie zapisy, jest to minus, który zapisuję na konto Kinga i jego agenta.

nocny: Zgadzam się. W recenzjach krytykowałem sposób wydania zarówno „Uniesienia” jak i „Pudełka z guzikami Gwendy”. No nie lubię czegoś takiego, wygląda to jak zapchajdziura w planie wydawniczym. Wydajemy dwie książki rocznie więc mimo, że pisarz napisał tylko jedną musimy wydać cokolwiek. I wygląda to jak wygląda czyli jak książeczka dla pięciolatków. Chociaż muszę się przyznać, że sytuacja jaką mamy w tym momencie, czyli zapowiedź tylko jednej książki na 2019 rok, która wyjdzie jesienią napawa mnie smutkiem i złością 😉

Mando: Akurat „Pudełko z guzikami Gwendy” było potraktowane bardzo indywidualnie i to był ogromny plus. Zresztą to najładniej wydany King w jego historii wydawniczej na polskim rynku. W Stanach to norma i gdyby takie praktyki przeszczepić na nasz rynek to i ludzie by się przyzwyczaili. Dla mnie wydanie tych dwóch książek (pomijając już zupełnie ich jakość) to były jedne z najważniejszych wydarzeń roku. I oczywiście ja też wolę dostać dwie książki rocznie niż jedną, ale jeśli nie ma dwóch to nadal wolę jedną i opowiadanie niż po prostu samą powieść. I ok, ja się zgadzam, że sposób promocji „Uniesienia” (nie tylko w Polsce, ale na całym świecie) był kiepski i mógł wiele osób wprowadzić w błąd, ale mając wybór, wolę dostać wersję papierową, ebooka i audiobooka niż powiedzmy tylko ebooka 🙂

Ingo: „Uniesienie” to nie jedyny krótki utwór Kinga, który otrzymaliśmy w ubiegłym roku. Wydawnictwo Prószyńska i s-ka niespodziewanie podarowało nam całkowicie za darmo przekład opowiadania „Laurie”, natomiast wydawnictwo W.A.B. opublikowało antologię „W świetle i mroku. Opowiadania inspirowane malarstwem Edwarda Hoppera”, w którym znajduje się tekst Kinga zatytułowany „Pokój muzyczny”. Co sądzicie o tych tekstach?

 

nocny: Sympatyczna akcja Kinga z opublikowaniem opowiadania „Laurie”, bardzo sporadycznie takie rzeczy się zdarzają. Aczkolwiek samo opowiadanie dla mnie troszkę nijakie, prawdę mówiąc nie bardzo już je pamiętam. Wydaje mi się, że zaraz po lekturze miałem dość przyjemne odczucia, to takie ciepłe opowiadanko aczkolwiek teraz już naprawdę nie wiem o czym jest.

Mando: Jestem wielkim zwolennikiem takich niespodzianek. Wiem, że wiele osób woli poczekać na pełny autorski zbiór, ja jednak uwielbiam takie drobiazgi, które urozmaicają mi kingowy rok. „Laurie” to premierowe opowiadanie, które autor niewiele wcześniej udostępnił na swojej stronie internetowej. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tym co zaserwowali nam wydawnictwo Prószyński i S-ka i serwis Lubimy czytać. Choć samo opowiadanie faktycznie było raczej przeciętne. Mocno wpisujące się w to co autor serwuje nam od kilku lat – historia o starości i przemijaniu, w tym przypadku na przykładzie rodzącej się przyjaźni między wdowcem a psem. Z jednej strony fajna, ciepła historyjka, z drugiej trochę o niczym, z niewykorzystanym potencjałem i przesadzoną końcówką.

Ingo: Zdecydowanie należę do tych fanów Kinga, którzy z przyjemnością sięgają po pojedyncze jego opowiadania, nie czekając aż zostaną zebrane w kolejnym zbiorze. Nie raz sięgałem po takie teksty w oryginale, ale akurat te dwa przyszło mi czytać premierowo po polsku. „Laurie” wydaje się być tekstem, który King napisał dla siebie, w ramach 'praktyki pisarskiej’, ale w pewnym momencie postanowił podzielić się nim z czytelnikami.  Opowiadanie wydaje się być nijakie. Tak jak Mando wspomniałeś, niestety o niczym. King przedstawiając w krótkich tekstach niekoniecznie zamknięte opowieści, wycinki czegoś co mogłoby być czyjąś większą historią, potrafi to czynić zdecydowanie lepiej. I wydaje mi się, że kolejne zeszłoroczne, premierowe opowiadanie jest tego bardzo dobrym przykładem. Historia dwójki osób w utworze „Pokój muzyczny” mogłaby być bez problemu rozwinięta do postaci powieści, ale jak najbardziej sprawdza się również w formie bardzo krótkiego opowiadania. Bardzo satysfakcjonujący utwór do przeczytania podczas popołudniowej kawy.

 

Mando: Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tą książką i opowiadaniem Kinga. Wydawnictwo W.A.B. wypuściło tę książkę niespodziewanie, nie szczując nazwiskiem Kinga z okładki. Co prawda samej antologii jeszcze nie czytałem ale pomysł wyjściowy na tematyczny zbiór opowiadań (inspirowanych obrazami Edwarda Hoppera i rozwijających uwiecznione na nich chwile) niesamowicie mi się podoba więc na pewno niedługo się z nią zapoznam. Zresztą już opowiadanie Kinga pokazało, że ta książka może mnie jeszcze wielokrotnie zaskoczyć. Autor napisał krótki tekst ale z pazurem i dużo bardziej w stylu starego Kinga niż większość tego co serwował nam w krótkiej formie przez ostatnie lata. Przyjemne, zaskakujące, ciekawe i zupełnie odbiegające od moich pierwszych skojarzeń jakie wywołał wybrany przez niego obraz.

nocny: Podzielam wasze zdanie co do „Pokoju muzycznego”. To naprawdę świetny tekst, bardzo dobry pomysł na króciutką historyjkę i zaskakująca ale przecież bardzo kingowa interpretacja obrazu Hoppera. Dla mnie jedno z lepszych opowiadań Kinga. Zastanawia mnie skąd takie opóźnienie polskiego wydania, w USA książka wyszła równo 2 lata temu. Zdążyłem już zupełnie zapomnieć o tej pozycji i W.A.B. pozytywnie mnie zaskoczyło. Podoba mi się, że zrezygnowano z nachalnego pokazywania nazwiska Kinga na okładce jak to się często robi w takich przypadkach.

Ingo: Dawno nie byliśmy aż tak zgodni. Tym pozytywnym akcentem możemy zakończyć sekcję literacką i przejść do filmowej. Po aż czterech pełnometrażowych ekranizacjach w roku 2017 nastał rok posuchy. Sądziłem, że po ogromnym sukcesie kinowym „To” producenci pójdą za ciosem i szybciej przygotują kolejny film. Ale tak się nie stało i dopiero w tym roku dane nam będzie znowu wybrać się do kina na Kinga jak również odpalić w tym celu Netfliksa. Ale o tym pewnie pod koniec naszego podsumowania. Najpierw należy wspomnieć o dwóch produkcjach serialowych i kolejnej części wstydliwego kingowego tasiemca.
No więc „Castle Rock”. Tajemnicza produkcja platformy Hulu, która miała w swoim założeniu czerpać miejsca, bohaterów i motywy znane z twórczości Kinga i przedstawić widzom nową opowieść. Co sądzicie o pierwszym sezonie tego serialu?

 

nocny: Cóż, po raz pierwszy od nie wiem nawet ilu lat nie zrecenzowałem kingowej nowości i to oddaje mój stosunek do tego serialu 🙂 Nie mam pojęcia właściwie co o nim sądzić i jak o nim myśleć. Ale zacznę może od tego, że dla mnie ten serial nie ma nic wspólnego ze Stephenem Kingiem poza tym, że jednym z bohaterów jest starsza wersja kingowego bohatera sprzed kilkudziesięciu lat czyli szeryf Alan Pangborn. Po pierwszych zapowiedziach serialu spodziewałem się mega kingowego uniwersum z postaciami, wydarzeniami, miejscami, które znam z różnych powieści i opowiadań wykorzystanymi do nowej przygody. Tymczasem obejrzałem serial, który gdyby nie tytuł nie miałby żadnego związku z Kingiem i nawet bym pewnie o nim nie usłyszał. Druga sprawa to fakt, że ja nie mam pojęcia o czym jest ten serial. Jak kilkukrotnie już Wam mówiłem w trakcie jego emisji, z każdym kolejnym epizodem aż do końca o fabule tej historii mogłem powiedzieć jedno zdanie: „Przyjeżdża gościu do miasteczka.” I tyle wiem, reszta to dla mnie różne scenki zmontowane w jeden długi obrazek. Jak wiecie kiedyś kochałem Davida Lyncha, film „Zagubiona autostrada” oglądałem jakieś 10 razy więc teoretycznie w „Castle Rock” powinienem się doskonale odnaleźć ale nie. Albo mi się pozmieniało albo coś nie tak jest z tą opowieścią.

Ingo: Postaci i miejsc ściśle nawiązujących to utworów Kinga jest więcej. To tak jakby King napisał kolejną powieść i wrzucił do niej parę drobnych nawiązań. Tu pojawia się stary bohater, tu wspominane jest jakieś wydarzenie, ale całość jest nową niezależną historią. I tak jest z tym serialem. Zgodzę się, że mógłby on nie mieć nic wspólnego z Kingiem, ale jest to historia, którą mógłby on napisać. Może faktycznie trochę za bardzo zawiła, ale poszczególne jej elementy można odnaleźć w twórczości Kinga. Jednak klimat jaki udało się wytworzyć jest naprawdę zbliżony do tego za co pokochałem Kinga, a wydaje mi się, że to było jednym z głównych założeń twórców serialu. Do tego strona realizacyjna i aktorstwo na czele z Billem Skarsgardem. Ja jestem zadowolony i czekam na tegoroczną odsłonę.

Mando: Na etapie zapowiedzi byłem tym serialem zachwycony. Uważam, że pomysł wyjściowy był doskonały. Pierwszy teaser z podróżą przez mapę Maine w umyśle Kinga zwiastował, że będzie to coś na niespotykaną dotąd skalę. A przypominam, że twórca serialu mówił o tym, że mają oni prawa do 12 książek Kinga i będą z nich czerpać garściami. Pierwsze odcinki zauroczyły mnie wykonaniem, wyglądem, aktorstwem i klimatem. Choć już ten początek pokazał, że produkt końcowy nijak się ma do zapowiedzi. Z każdym kolejnym epizodem traciłem zainteresowanie tą historią i ostatecznie tymczasowo spasowałem na etapie siódmego odcinka. Jestem też zawiedziony „kingowością” tego serialu. Zgadzam się, że początkowo ma się wrażenie jakbyśmy śledzili nową historię napisaną przez Kinga, osadzoną w znanym świecie. Ostatecznie jednak ten wielki serialowy kingowy świat to nic więcej jak zbiór zwykłych nawiązań, których pełno w setkach innych produkcji. Tutaj po prostu jest ich więcej, ale są one tak samo nieistotne dla całości. Przyznam też, że nie podoba mi się pomysł na formułę serialu. W ostatnich latach modne jest robienie antologii na takiej zasadzie, że każdy sezon jest nową historią z nowymi bohaterami, bez związku z poprzednikiem. Od serialu, który ma bazować na wielkim kingowym uniwersum oczekiwałbym jednak spójności oraz przecinania się wydarzeń i postaci na przestrzeni lat (oczywiście na tym etapie nie można tego jeszcze wykluczyć więc na razie nie krytykuję a jedynie wyrażam swoje obawy). Na razie ostatecznie nie oceniam, ale póki co jestem rozczarowany.

nocny: Ja akurat się cieszę, że drugi sezon będzie czymś zupełnie nowym bo przynajmniej mogę mieć iskierkę nadziei, że tym razem mi się spodoba, inaczej oglądałbym tylko z obowiązku.

Ingo: Czyli przy „Castle Rock” role w końcu się odwróciły. Dawno nie było sytuacji bym jako jedyny nie narzekał na coś w naszych podsumowaniach. A jak to u Was było z drugim sezonem „Pana Mercedesa”? Oglądaliście z 'obowiązku fana’, czy pierwszy sezon na tyle dobrze wspominacie, że z przyjemnością sięgnęliście po kolejną serię? Ja zdecydowanie to drugie, ale nie ukrywam, że byłem pełen obaw co do jej fabuły biorąc pod uwagę, że to ekranizacja fatalnego pod każdym względem „Końca warty”…

 

nocny: Ja byłem zadowolony z pierwszego sezonu więc o obowiązku fana nie było tutaj mowy. Cieszyłem się na kolejne spotkanie z tymi bohaterami bo i Brady i Bill zostali kapitalnie zagrani. Obaw nie miałem bo „Koniec warty” to bardzo fajna książka ale jak się okazało, drugi sezon bardzo ciężko nazwać ekranizacją tego tomu. Fabuła serialowa mocno powędrowała w swoim kierunku zostały tylko główne założenia. Tę odsłonę serialu oceniam gorzej od pierwszej, brakowało mi postaci Brady’ego, w połowie sezonu występował niewiele a w 1 sezonie wypadł wręcz genialnie. Zawiedziony też jestem końcówką i to nie sceną w sądzie bo szczerze mówiąc to chyba najlepszy moment tego sezonu ale tą totalną przemianą tytułowej postaci, która zwiastowała jakiś nowy, długi rozdział a nagle została urwana i w sumie nie wiem po co ona była.

Mando: Pierwszy sezon bardzo mi się podobał, ale gdy dowiedziałem się, że twórcy zdecydowali się w drugim ekranizować „Koniec warty”, to skreśliłem go na starcie. Jeszcze nigdy nie zrobiłem czegoś takiego w przypadku ekranizacji Kinga, ale tak bardzo nie lubię tej książki, że nie chciałem sobie psuć dobrego serialu. Ostatecznie jednak sięgnąłem po tę produkcję i finalnie jestem nawet zadowolony. Twórcy zrobili co mogli by tę absurdalną fabułkę rodem ze stacji SyFy i studia The Asylum przerobić na całkiem sprawny medyczny thriller. Nie obyło się bez głupot i gdybym nie znał książki to pewnie oceniłbym to dużo niżej, ale widać że materiał trafił w ręce ludzi, którzy wiedzieli co z nim zrobić. Choć zgadzam się z nocnym, że im bliżej finału tym coraz więcej wymykało im się spod kontroli. Finałowe decyzje przyjdzie nam jednak ocenić po kolejnym sezonie. Wiemy, że ten będzie ekranizacją drugiego tomu – „Znalezione nie kradzione” – ale podejrzewam, że zostanie do niego dodany duży główny wątek, który będzie rozwijał watki zapoczątkowane w końcówce drugiej serii.

Ingo: Finałowy efekt pozytywnie mnie zaskoczył i również jestem zadowolony. Ale gdy w drugim albo trzecim odcinku pojawiły się nieszczęsne gameboye to muszę przyznać, że poważnie zwątpiłem w twórców… Na szczęście scenarzyści dosyć sprawnie poradzili sobie z materiałem wyjściowym i ogląda się to bezboleśnie, choć na pewno gorzej niż pierwszą odsłonę. Końcówkę chyba faktycznie można było lepiej rozwiązać. Ja bym widział ucięcie tej serii przed wątkiem sądowym i przerzucenie go na cały trzeci sezon. Przejście z kryminału w thriller medyczny, by zakończyć to thrillerem sądowym wydaje mi się być fajnym pomysłem na tę trylogię.

nocny: No dobrze, właściwie te dwa seriale to wszystko co dostaliśmy w 2018 roku ale zrobię Wam tę przyjemność i zapytam o 9 część „Dzieci kukurydzy” 🙂 Nie, żeby mnie interesowała odpowiedź, bo nie interesuje mnie cokolwiek związanego z kontynuacjami tego filmu ale żeby formalności stało się zadość powiedzcie co tam w alternatywnym świecie ekranizacji Kinga 🙂

 

Ingo: No to Cię zaskoczę. Jeszcze tej odsłony nie widziałem… Ale na pewno za jakiś czas nadrobię to niedopatrzenie!

Mando: Żenujące… W moim przypadku ta jedyna tegoroczna pełnometrażowa adaptacja tekstu Stephena Kinga była jednocześnie jedyną, którą skończyłem oglądać premierowo. Niestety biorąc pod uwagę fakt, że był to początek roku to już prawie jej nie pamiętam 🙂 Wiem tyle, że film był słaby i opierał się na dość wtórnym twiście w finale. Przy czym (o ile mnie pamięć nie zawodzi), w porównaniu z częścią ósmą otrzymaliśmy mimo wszystko dość duży progres. Najprawdopodobniej jest to koniec tego filmowego tasiemca, bo prawa do ekranizacji opowiadania już jakiś czas temu wróciły do Kinga. Liczę, że na tym etapie to po prostu sobie umrze. Mam nadzieje, że nie doczekamy się kolejnych podejść do tematu. Nie wiem co można by zrobić nowego, ciekawego, innego i czym można by zaskoczyć widza. Poza tym każda ewentualna przyszła ekranizacja opowiadania byłaby wrzucana do tego samego worka, jak to bywało wielokrotnie z różnymi horrowymi franczyzami i kolejnymi podejściami do nich.

nocny: Przy okazji filmów i seriali wspomnę jeszcze, że na samym początku roku Galapagos wydał ekranizację „To” na DVD i BR. Byłem na tym filmie trzy razy w kinie a nie mogłem się doczekać DVD by znów go obejrzeć. Dla mnie to TOP 5 ekranizacji Kinga także to jedno z ważniejszych kingowych wydarzeń minionego roku. Warto obejrzeć też dodatki, parę ciekawych rzeczy jest w tym występ Kinga. Co ciekawe film ten wydano aż w 4 wariantach, DVD jedno i dwu płytowe, Blu ray oraz 4K Ultra HD Blu ray.

 

Mando: Jak co roku otrzymaliśmy też kilka książkowych wznowień. Osobiście od jakiegoś czasu dużo mniej śledzę ten temat i nie kupuję nowych wersji. Na wyróżnienie na pewno zasługuje seria wznowień książek, których akcja rozgrywa się w Castle Rock i podpięcie tego trochę pod sukces serialu. Choć nowa obwoluta „Pudełka z guzikami Gwendy” wygląda dużo gorzej, ale za to nowe „Cujo” wygląda cudownie. Podoba mi się też nowe wydanie „Miasteczka Salem” w specjalnej edycji na 70-lecie sieci Empik. Takie praktyki za granicą stosuje się nagminnie. Książki dostają specjalne okładki i obwoluty w konkretnych sieciach księgarń. Podoba mi się, że w mikroskopijnej formie przeszczepiono to też na polski rynek. Macie coś więcej do powiedzenia w tym temacie?

 

nocny: Ja też nie kupuję wznowień ale zawsze jestem zainteresowany gdy się pojawiają ze względu na nowe okładki. Muszę powiedzieć, że „Sklepik z marzeniami” nie podoba mi się w ogóle, kojarzy mi się mocno z tanimi, słabymi horrorami z lat ’90. „Bastion” może i wygląda nieźle ale jakoś poza postaci mi się nie podoba. Fajnie natomiast, że całość zrobiono pod wcześniejsze wydanie książki „To”. Bardzo przyjemna jest też ilustracja do „Cujo”, uważam, że to najładniejsza polska okładka tej książki.

 

Ingo: I do tego co wspomnieliście należy jeszcze dodać kolejne tomy kioskowej kolekcji z powieściami Kinga. Dwie trzecie już za nami. Tam również ukazało się parę nowych grafik okładkowych. Odnośnie samej Kolekcji Mistrza Grozy mogę napisać, że jest to fajny sposób na tanie, a estetyczne zaopatrzenie się w twórczość Kinga. Choć ja i tak nadal wybrałbym 'normalne’ wydania.

 

nocny: W minionym roku wyszło 25 tomów z czego 4 tytuły mają nowe ilustracje: „Ostatni bastion Barta Dawesa”, „Podpalaczka”, „Danse Macabre” i „Sklepik z marzeniami” (chociaż to ta sama, która pojawiła się na normalnym wznowieniu). Poza „Sklepikiem”, o którym już wspominałem to pozostałe są niezłe. Żałuję, że cała ta kolekcja nie ma nowych okładek. A propos nowych okładek to dostały je nie tylko książki ale i filmy. Galapagos wypuścił kolejną porcję klasyków w nowej oprawie ze świetnymi symbolicznymi okładkami i tutaj trafiło „Lśnienie” z 1980 roku oraz Czarną serię czyli tylko i wyłącznie horrory. Tutaj wrzucili obie ekranizacje książki „To” i muszę powiedzieć, że obie okładki obok siebie wyglądają świetnie.

 

Ingo: Nowością na polskim rynku były jeszcze kolejne audiobooki powieści Kinga. Standardem od paru lat jest tworzenie wersji audio dla nowości. Regularnie jednak polscy wydawcy rozszerzają swoją ofertę o starsze tytuły.  W tym roku Albatros zakończył cykl „Mroczna Wieża”, a Prószyński wydał „Misery”, „Cmętarz zwieżąt”, „Dallas ’63”, „Christine”, „Rękę mistrza” i  „Wielki marsz”. Moim zdaniem całkiem sporo, a w zapowiedziach mamy już kolejnego klasyka. Jest to forma dzięki której z przyjemnością mogę powrócić do starszych tytułów. Nie wiem kiedy dałbym radę uczynić to samo z wersjami papierowymi.

Mando: Albatros faktycznie w tym roku zakończył cykl „Mroczna Wieża” ale wydał też 7 z jego 8 tomów więc rok 2018 był napakowany audiobookami jak żaden inny. Jestem bardzo zadowolony z równoległych premier. Co prawda „Outsider” standardowo miał około miesiąca opóźnienia, ale „Uniesienie” wyszło równolegle w papierze i audiobooku, a że na ten tytuł przez pierwsze tygodnie wyłączność miał Empik, można było zapoznać się z nim za darmo w ramach promocji ich nowego serwisu Empik Go. Ogólnie jestem bardzo zadowolony zarówno z liczby wydań audio jak i z ich jakości. Książki, które dostaliśmy w minionym roku interpretowało łącznie czterech lektorów i każdy z nich był bardzo dobry. Czekam na więcej!

 

nocny: Została nam ostatnia rzecz związana z Kingiem, która pojawiła się w Polsce w minionym roku. Stacja AMC pokazała serial dokumentalny „Eli Roth: Historia horroru”. Co sądzicie?

Mando: Co prawda widziałem tylko pół serialu ale jestem bardzo zadowolony. Oglądałem klasycznie, odcinek tygodniowo, o konkretnej godzinie, bo AMC w Polsce dość szybko zaserwowali tę produkcje. Pracuję jednak na zmiany i nie w każdy czwartek mogłem przysiąść do seansu. Tak czy inaczej mam wyrobioną opinię, a ta jest bardzo pozytywna. Ameryki tu nie odkryli, ale Eli zebrał pokaźną paczkę ważnych postaci dla tego gatunku. Każdy odcinek miał motyw przewodni i przerabiał dany temat – zombie, opętania, duchy itd. – na przykładzie kilku flagowych produkcji filmowych. Całość była fajnie zmontowana. Dużo fragmentów filmów przeplatanych wywiadami. Zaskoczył mnie występ Joe Hilla, którego nazwiska nie uwzględniono na plakacie. Rozczarować mogła długość tych rozmów. To były w zasadzie pocięte wypowiedzi, w których sporadycznie dostawaliśmy jakąś dłuższą ciekawostkę z planu, ale w większości ograniczały się do kilkuzdaniowych ogólników.

 

Ingo: Ja nie miałem okazji oglądać. Brzmi to ciekawie i pewnie jakby zamieścili na którymś z posiadanych przeze mnie serwisów streamingowych to bym się zapoznał. Choć muszę przyznać, że jeżeli tego nie uczynię to nie będę żałować. Tego typu programy raczej nie wzbudzają mojego zainteresowania.

nocny: Ja mam mieszane uczucia. Z jednej strony każdy odcinek to fajna polecajka filmów. Zdecydowana większość czy nawet wszystkie omawiane tytuły to rzeczy bardzo znane ale w moim przypadku części z jakiegoś powodu do tej pory nie widziałem i serial ten zmotywował mnie bym w końcu się za nie zabrał co też zrobiłem. Także tutaj duży plus. Słabością tej produkcji były za to wypowiedzi gości. W tym Stephena Kinga i Joe Hilla. Strasznie to krótkie i poszatkowane. Jakby tak połączyć wszystkie wypowiedzi Kinga to wyszłaby minuta na odcinek?

Ingo: Z kronikarskiego obowiązku należy jeszcze odnotować, że w minionym roku premierę miała antologia opowiadań pod redakcją Stephena Kinga i Beva Vincenta pod tytułem „Flight or Fright”, w której premierowo znalazło się opowiadanie Kinga „The Turbulence Expert”. Ale do tego tytułu na pewno powrócimy w przyszłym roku przy okazji wspominania polskiego wydania, które za moment ukaże się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

 

nocny: Byłem zaskoczony gdy pojawiła się zapowiedź tej książki, od czasu do czasu pojawiają się takie antologie pod redakcją znanego nazwiska ale nigdy mi do głowy nie przyszło, że kiedyś pojawi się książka pod redakcją Kinga. Fajna ciekawostka szczególnie, że zawiera nowe opowiadania Kinga i Joe Hilla. Chociaż niestety muszę powiedzieć, że opowiadanie Kinga mnie rozczarowało. No ale o tym szerzej porozmawiamy faktycznie za rok gdy będziemy omawiać co się wydarzyło w Polsce w 2019 roku. Także dzięki chłopaki za to podsumowanie i zapraszam do kolejnej dyskusji za rok 🙂