Zjazd nr 06 – Rozalin 2005/6

 

Pomysł na szósty zjazd narodził się już jakiś czas temu jednak dopiero podczas piątego spotkania ustaliliśmy, że jesteśmy już na tyle zorganizowani aby spędzić razem sylwestrową noc. Jak się potem okazało był to zjazd, w którym jedna okazja do świętowania goniła drugą. Jako miejsce po raz czwarty już wybraliśmy sprawdzony Rozalin, jednak tym razem zajęliśmy dwa piętra willi i przybudówkę, było nas w sumie 18 osób: Mando, Nocny, SickBastard, Ingo, Infinitus, Stefania Król, Terminatrix, Pennywise, Mike Draven, Moniqee, Crazy Mary, Tenar, Julia, Szalona Aga, Xavier, RyszarT oraz dwaj sylwestrowi goście Vampires i Umbrifer.

 

Pierwszego dnia, tradycyjnie już zebraliśmy się w barze „Dziesiątka” w podziemiach warszawskiego dworca centralnego. Pierwsi uczestnicy zjazdu byli obecni już przed 7:00 rano, a ostatni dotarli na miejsce po 14:00. W międzyczasie raczyliśmy się najtańszym z możliwych trunków dostępnych w barze (aż do wyczerpania zapasów) co jakiś czas odbierając z peronu dojeżdżających. W momencie gdy ruszaliśmy na podbój supermarketu dostarczono kolejne beczki Warki, ale nawet tak kusząca propozycja nie była w stanie oderwać nas od obranego celu.
Bus do Rozalina spóźnił się ok. 30 minut, a sama droga na miejsce spoczynku trwała półtorej godziny. W Rozalinie powitała nas okropna śnieżyca i po raz kolejny czekał nas Wielki marsz w kierunku wynajętego domu. Tym razem ciężko było utrzymać przepisową prędkość 4 mil na godzinę:)

 

Wieczorem obejrzeliśmy 'Pulp Fiction’ i 'Od zmierzchu do świtu’ i w końcu po ciężkiej przeprawie dojechały do nas Stefania Król i Terminatrix. Droga z Częstochowy zajęła im kilka ładnych godzin, a pojawienie się ich sprawiło wiele radości. Nie jeden z uczestników zjazdu widział już je w roli Paula Sheldona z Misery, a sam oczami wyobraźni siedział już za kierownicą pługa śnieżnego niczym Dick Halloran w Lśnieniu:) A prawda jest taka, że nawet pogoda nie przeszkodziła nam w świętowaniu urodzin Mike’a Dravena i gdy nasze kobiety wreszcie zawitały do Rozalina powitały ich czerwone twarze rozpromienione szerokimi uśmiechami. W końcu toastu za Kinga grzechem jest nie wypić.

Jedyna smutna wiadomość tego wieczoru to wypadek Tadka, który uniemożliwił mu zabawę w naszym gronie. W tym miejscu serdecznie pozdrawiamy kolegę.

Dzień drugi to przygotowanie do Sylwestra. Stefa przyrządziła wspaniałą sałatkę, wszyscy ubrali się w miarę odświętnie, trunki chłodziły się w lodówce, a te na które nie wystarczyło miejsca w zamrażalniku spoczywały w zaspach śniegu otaczających dom. Ogólnie panowała bardzo przyjemna atmosfera. W międzyczasie kingowi fetyszyści zrobili sobie kilka fotek z przywiezionymi rarytasami.
Kilka osób postanowiło odświeżyć sobie film 'Kevin: Sam w domu’ ( w końcu co niektórzy przegapili w tym roku ten film a jest to obowiązkowa pozycja w okresie świątecznym) oraz tradycyjnie już jedną z części serii 'Naga broń’ (tym razem padło na 33 i 1/3), inni toczyli dysputy na tematy książkowo-filmowe, a następnie grzecznie zasiedliśmy do konsumpcji.

 

Jeszcze w roku 2005 przeprowadziliśmy pierwszą wojnę na śnieżki połączoną z nieświadomą dewastacją ogródka i tarzaniem się w śniegu.
Następnie słychać było tylko huk strzelających szampanów, oraz świst fajerwerków, a życzeniom noworocznym nie było końca. Pani Gospodyni uraczyła nas wspaniałym ciastem oraz umiliła czas rozmową. Zabawa trwała do białego rana, w salonie odbywały się tańce, których głównymi punktami był „wąż”, który utworzyła część obecnych, wędrując nim po całym domu w rytm piosenki 'Mydełko Fa’ i kończąc pod prysznicem, oraz skakanie do hymnu całego zjazdu – Pogodno 'Orkiestra’. Tylko nieliczni dotrwali do godziny 8:00 kiedy to zakończyła się projekcja drugiej części 'Nagiej broni’.

 

Trzeciego dnia, około godziny 14:00, postanowiliśmy wreszcie rozegrać mecz siatkówki w śniegu. Zanim dotarliśmy na miejsce stoczyliśmy dość zawziętą walkę śnieżną, której przewodziło hasło „Rzucaj byle gdzie bylebyś trafiał w Nocnego”. Na boisku okazało się, że… boiska nie ma. To znaczy była połowa a resztę zakrywała kilkudziesięciocentymetrowa zaspa śnieżna. Do tego brakowało siatki. Nie zrażeni tym mankamentem kontynuowaliśmy walkę na śnieżne kule. Następnie padł pomysł aby zbudować ze śniegu Mroczną Wieżę. Okazało się to dość trudne w realizacji i sam efekt nie wiele z Wieżą miał wspólnego, ale wszyscy byliśmy dumni z naszego dziecka. Wznoszenie Wieży zakończyło się jej upadkiem z Nocnym (aka Karmazynowy Król) na szczycie. Kropką nad „i” był ekshibicjonistyczny taniec Sicka w śniegu. W międzyczasie nasze grono opuściły Stefania Król i Terminatrix.
Wieczorem do grupy wyjeżdżających dołączyli Vampires, Umbrifer oraz Xavier.

 

Wieczór to kolejne filmy, dyskusje i wygłupy. Paradoksalnie zdecydowaliśmy się na film 'NEKROmantik’, który dla niektórych okazał się zabójczy, jednak dla większości był to strzał w dziesiątkę. Śmiechów i niestworzonych teorii nie było końca. Obejrzeliśmy też pierwsze odcinki kultowego serialu 'Robin z Sherood’ i nie mniej kultowej bajki 'Wyprawa profesora Gąbki’:)
Bardzo trudno było nam zebrać się wieczorem przy stole i pełnego składu nie udało się już uzyskać tej nocy. Gdy pierwsi szli spać następni dopiero dołączali do wesołej gromadki. Mimo to zabawa była wspaniała i stół nie został opuszczony do białego rana. Biesiadnicy przywitali przy nim pierwszych wyjeżdżających, którzy o godzinie 8:00 powrócili z krainy snu.

 

Czwarty dzień to niestety bardzo smutne pożegnanie. Zjazd po raz kolejny okazał się strzałem w dziesiątkę (choć w tym wypadku raczej w dziewiętnastkę). Wszyscy uczestnicy zgodnie stwierdzili, że było to jedno z lepszych spotkań, a wielu odważnie głosiło, że nigdy jeszcze nie spędzali tak genialnego sylwestra. Z kingowych pozycji obejrzeliśmy tylko dodatki DVD do 'Łowcy snów’ i 'Lśnienia’ oraz trzeci odcinek tegoż mini-serialu Garrisa.

Na VI Zjeździe bawiliśmy się naprawdę doskonale i już teraz odliczamy dni, godziny i minuty do kolejnego zjazdu.