Zjazd 34 – Sikorzyno 2024

W tym roku mija dwadzieścia lat od pierwszego spotkania małej grupki osób, które poznały się na forum internetowym. Pewnie nikt wtedy nie pomyślał nawet przez chwilę, że właśnie rodzące się relacje przetrwają tak długo, i że tworzy się coś wyjątkowego. Przez te dwie dekady ludzie pojawiali się i znikali, ale większość pozostała do dziś i nie wyobraża sobie życia bez przyjaźni, które się przez te lata zawiązały. Nasze coroczne spotkania są czymś tak naturalnym, że część z nas może z niemal 100% pewnością powiedzieć co będzie robiła w majówkę 2030 roku 🙂 I niezmiernie cieszy, że nadal co pewien czas dołącza do paczki kolejna nowa osoba.

W tym roku spotkaliśmy się w miejscowości Sikorzyno, gdzie do dyspozycji mieliśmy dom z ogromnym terenem, na którym znalazły się tak standardowe rzeczy jak grill, ognisko czy boisko do siatkówki, pierwszy raz natomiast w atrakcjach znalazło się jacuzzi. To było właściwe miejsce na dwudziestolecie. Do Sikorzyna zjechało 15 osób: nocny, Mando, ingo, RyszarT, Damian, evening, Crusia, murarz, kirronik, Penny, Pavel, Michau, Monika, Szymas i Kalbar, który przyjechał z dwudniowym poślizgiem i nie załapał się na zdjęcie grupowe. Było to jedno z naszych najdłuższych spotkań – bawiliśmy się od 30 kwietnia do 5 maja.

Po tych dwudziestu latach nieco się zmieniło, zarówno my sami jak i nasze życia. Tym samym, spotkania też już nie są takie jak kiedyś. Jest tutaj już mniej szaleństwa i zwariowanych pomysłów na nocne wygłupy a więcej wymieniania się doświadczeniami z przebytych rozmaitych chorób, ale mimo to, każdy dzień to bardzo przyjemnie spędzone chwile, kiedy to mogliśmy całkowicie oderwać się od naszej codzienności. Pogoda była jak na zamówienie, dzięki czemu od rana do wieczora przesiadywaliśmy przed domem. Był czas na długie dyskusje o tym co aktualnie się dzieje w popkulturze ale też o tym, jakie suplementy brać, by radzić sobie z niedoskonałościami trapiącymi ludzi w naszym wieku 😉 Jakiś czas temu było narzekanie, że nasze zjazdy zostały zdominowane przez karcianki i planszówki, że jakoś coraz mniej czasu spędzamy ze sobą po prostu rozmawiając. O dziwo, w tym roku było odwrotnie. Przez pierwsze dwa dni niemal nikt nie dotknął żadnej gry, całe dnie po prostu minęły na leniwych pogawędkach czy to w mniejszych grupkach, czy całą paczką. Mando i Szymas tradycyjnie nagrali kilka podcastów.

Jednym z najważniejszych momentów zjazdów jest oczywiście świętowanie kolejnych urodzin portalu StephenKing.pl. W tym roku nasza strona obchodzi 22 rocznicę powstania. Nie mogło obyć się bez przyozdobienia domu wydrukami i balonami, jak co roku Mando  z malutką pomocą przygotował tort, który standardowo przyozdobiliśmy grafiką związaną z kingową premierą, czyli tym razem „Im mroczniej, tym lepiej”. Tym razem wyjątkowo i trochę przez przypadek przygotowaliśmy dwie wizualizacje na tort, ale jednocześnie poza tortem mieliśmy ciasto, pyszną szarotkę, którą upiekła Monika, więc nic się nie zmarnowało. Samo świętowanie było ostatnim punktem tego dnia. Były jak zawsze także prezenty, murarz, pomimo, że jakiś czas temu dołączyła do redakcji SK.pl, nie zaniechała obdarowywania nas przygotowanymi przez siebie prezentami, dostaliśmy kingowe koszulki i kieliszki. Wcześniej nocny podarował reszcie drobniutkie upominki w postaci widokówek, które przywiózł z hotelu Stanley, w którym Stephen King nocował i zainspirował się do napisania powieści „Lśnienie” a wiele lat później nakręcono jej ekranizację w postaci mini-serialu w reżyserii Micka Garrisa. Tej nocy mieliśmy też niezapowiedzianego gościa specjalnego, w domu zjawił się Tańczący klaun Pennywise. Gdy już emocje opadły, ktoś, niczym Fred z kreskówki Scooby-Doo, ściągnął maskę gościa i okazało się, że Pennywise to po prostu kolega Szymas 😉

Wybierając miejscówki na nasze spotkania, staramy się, by poza spełniającym konkretne wymagania domem, gdzieś w pobliżu były też jakieś atrakcje, które można by odwiedzić. Tym razem było to muzeum starych amerykańskich samochodów, które reklamowano zdjęciem najbardziej znanego wozu wśród fanów Stephena Kinga – playmouthem fury czyli Christine. Na miejscu okazało się, że owszem, playmouth fury jest, ale Christine jest jeszcze małą dziewczynką i ma różowy kolor. Nie mniej jednak, fantastycznie było zobaczyć na żywo ten wielki samochód z lat pięćdziesiątych, który zapewnił nam tyle emocji podczas lektury książki (czy oglądania jej ekranizacji). Wśród krążowników szos znaleźliśmy jeszcze jeden kingowy akcent – buick 8, potężny samochód, którym King uczynił oś powieści z 2002 roku. Niestety w tym przypadku kolor także się nie zgadzał, ale mimo to, mieliśmy dużo frajdy, bo samochód na żywo robi spore wrażenie.

W tym roku grania było dużo mniej niż w poprzednich latach, ale znalazł się czas na kingowe karcianki i planszówki. Część z nas bawiła się przy Lśnieniu oraz dwóch odsłonach To. Mando, Szymas i RyszarT nagrali kolejną porcję podcastów, kilka osób oddało się też przyjemnościom płynącym z jacuzzi. Połowa ekipy udała się na wyprawę nad pobliskie jezioro. A każdy wieczór kończyliśmy ogniskiem poprzedzającym nasiadówkę przy trunkach.

Kolejne spotkanie dobiegło końca, pomimo bardzo długiego wyjazdu, po powrocie do domów od razu poczuliśmy żal, że to już koniec. Na szczęście przed nami jeszcze wiele lat przyjaźni 🙂