Wywiad ze Stephenem Kingiem

Wywiad ze Stephenem Kingiem
dla Weekly Reader Teens

Tłumaczenie: nocny

 

Jakie są twoje pisarskie nawyki? Gdzie piszesz? Kiedy? Czy masz stałe rytuały jak wypicie szklanki soku pomarańczowego przed rozpoczęciem pracy?

Pisuję rano… choć… to nie jest ustalone, nie wiem jak to jest u ciebie… mam porę, kiedy lubię pisać. I zazwyczaj robię to między 8 a południem. Wtedy najlepiej sie czuję. Rano nie ma we mnie żadnej niechęci. To jest czas poświęcony właśnie na pisanie. Nie muszę nic innego robić. Po śniadaniu po prostu mogę usiąść i pisać do południa. Tak się dzieje w zwyczajne dni. Ale świat się dla mnie nie zatrzymuje. Nie zatrzymuje się dla żadnego pisarza. Tak to wygląda gdy mam jeden projekt. Ale gdy pracuję nad dwiema rzeczami… mam kolumnę w Entertainment Weekly, którą piszę mniej więcej w każdy trzeci poniedziałek miesiąca… wtedy nie piszę książki a spędzam ten dzień przy kolumnie. Teraz pracuję też nad jeszcze jedną książką, bo te rzeczy czasem nie czekają, po prostu się rodzą. Pracuję więc też trochę w nocy. Nie lubię tego ale nie wpływa to na opowieści gdy są już skończone. Tak więc pracuję też trochę w nocy, ale w większości lubię to robić w dzień.

Czy pracowałeś kiedyś nad więcej niż jedną książką jednocześnie?

Tak, w tej chwili pracuję nad dwiema. Ale tylko jedna z nich jest nowa. Nie próbowałbym pracować jednocześnie nad dwiema książkami gdyby obie były nowymi projektami. Jedną z nich przepisuję na nowo a druga jest zupełnie nowa.

Gdy siadasz do książki, czy masz z góry ustaloną fabułę czy po prostu pozwalasz prowadzić się palcom?

Nie, nigdy nie mam wcześniej ustalonej fabuły. Ale też nigdy nie jest to kwestia tego by prowadziły mnie palce. To coś pomiędzy. Mam główny zarys na opowieść, jakąś sytuację. Od tego lubię zaczynać. A potem akcja prowadzi się sama. To zawsze działa jeśli tylko jesteś szczery w tym jak zachowaliby się bohaterowie w konkretnych sytuacjach. Jeśli zaczynasz kłamać, akcja zaczyna się gubić. Tak jest gdy każesz bohaterom robić rzeczy, które byłyby wygodne dla ciebie.

I jest jakaś różnica?

O tak, jest. Absolutnie. Absolutnie. Pracuję teraz nad historią, w której naprawdę nie chciałem by kobieta zadzwoniła po gliny. Bo tak byłoby mi wygodniej. Bo musiałbym napisać o procedurach policyjnych i doprowadzić ludzi do miejsca, do którego nie chciałbym doprowadzić. Ale w sytuacji, w której ta kobieta się znalazła, każda zdrowo myśląca osoba zadzwoniłaby po policję. Tak więc pozwoliłem jej zadzwonić. I było ok.

Jaką rolę w pisaniu pełni dziedzictwo, wychowanie i otoczenie pisarza?

Cóż, po pierwsze, ważne jest to co dostaniesz w genach od rodziców. Mój ojciec pisał. Nie znałem go, opuścił dom gdy byłem bardzo mały. Ale mama mi powiedziała, że pisał dużo opowieści, wysyłał je do magazynów skąd otrzymywał odpowiedzi „proszę, wyślij więcej”. Był jednak leniwy i nie wiele z tego wyszło. Ale mama mówiła, że pisał dobre historie.

W książce 'Jak pisać’ przedstawiłeś świetne opowiastki jak to twoja mama zachęcała cię i dawała ćwiartkę za każdym razem gdy napisałeś opowiadanie.

To wspaniałe, gdy są wokół osoby, którym zależy. Wiesz co? Nawet nie musi im zależeć. Wystarczy, że powiedzą „to jest to co lubisz robić. W porządku.” Jeśli nie blokują cię mówiąc „zajmujesz się głupotami, idź wypielić ogródek.” Można powiedzieć „idź wypielić ogródek” jeśli znajdziesz też godzinę na to co chcesz robić, gdy osoba ta widzi co jest dla ciebie ważne. Tak samo jest w przypadku gitary, trąbki, szachów, czegokolwiek. Większość rodziców tak robi, tak samo rówieśnicy. Więc zwykle jest ok.

Bez jakiej jednej rzeczy nie mógłbyś się obejść jako pisarz?

Bez książek. Musisz mieć książki. Musisz czytać. Mam ze sobą książkę gdziekolwiek idę.

Masz ulubionego autora?

Ktoś mi zadał to pytanie i nagle pojawiło się tyle nazwisk. Jest tylu ludzi, których lubię, że ciężko wymienić. Uwielbiam Iana McKewana. Mam jego nową powieść 'Saturday’, ale jeszcze jej nie przeczytałem. Czekam na to jak na ulubiony deser.

Czy pisujesz w głowie?

Tak, pewnie. To zabawne jak często robi się to nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Gdy jesteś w jakimś miejscu i nachodzi cię jakiś pomysł. Zobaczysz coś i myślisz, że mógłbyś tego użyć. Uważam, że im częściej trenuje się w tym, tym częściej pojawia się to samoistnie.

Czy zdarza się tak, że wyskakujszesz w środku nocy z łóżka i pędzisz z jakimś pomysłem do komputera?

Nie. Jeśli to dobry pomysł, zostanie we mnie a jeśli kiepski – zniknie. Ludzie mnie czasem pytają czy mam notes. Odpowiedź brzmi nie. Mam kilka karteczek samoprzylepnych na komputerze i biurku i to wszystko. Jest świetna anegdota o Keith’ie Richardzie, który wpadł na pomysł utworu 'Satisfaction’ we śnie. Obudził się słysząc rify gitarowe więc wstał i zaczął je grać ale po chwili uznał „jeśli są wystarczająco dobre, przypomnę je sobie rano.” I tak też się stało.

Co sprawia, że straszna historia naprawdę straszy?

Nie wiem. To ciężkie pytanie. To tak jakby zapytać kogoś: „Co sprawia, że śmieszna historia naprawdę bawi?” Straszne rzeczy to kwestia osobista. Ludzie czasem mi mówią: „Naprawdę podoba mi się książka 'To’, bo zawsze bałem się klaunów.” Ale inni mówią: „Dlaczego opowiadasz takie niemiłe rzeczy o klaunach? Wyszłam za faceta, który jest klaunem. Dzieci je uwielbiają. Mówienie o nich takich rzeczy nie jest w porządku.” Kiedy byłem mały, klauny mnie przerażały, widziałem też inne dzieciaki płaczące na ich widok. Według mnie jest coś strasznego, coś złowieszczego w postaci pełnej szczęścia i zabawy, która jest zła. Lon Chaney kiedyś powiedział: „Nigdy nie śmieje się z klauna o północy”. Sądzę więc, że czasem straszna rzecz jest straszna, kiedy za miłą twarzą kryje się coś złowieszczego. Kiedy wyłączymy zmysły, pozbędziemy się zdolności wyczuwania różnych rzeczy i możliwości ucieczki – wtedy rzeczy są naprawdę straszne. Boimi się rzeczy, które są inne niż my. Często osoby piszące straszne historie dają nam pozwolenie na bycie niepoprawnym politycznie, na powiedzenie: „nie ma nic złego w strachu przed rzeczami innymi od nas”. A Weekly Reader powie: „musisz być miły dla ludzi, którzy są inni od ciebie”. I rozumiemy, że to prawda i staramy się tak postępować, mimo to, kryje się gdzieś odrobina strachu, która mówi „a może oni nas pożrą”. I osoba pisząca opowiadania grozy mówi, że takie myślenie jest w porządku bo musisz znaleźć jakieś miejsce by się tego pozbyć.

Co, jeśli cokolwiek, Cię przeraża?

Mam bzika na punkcie klaunów, przerażają mnie. Poza tym, jakakolwiek sytuacja, kiedy jestem uwięziony, na pewno przerażają mnie klaustrofobia czy turbulencja na wysokości 40 tysięcy stóp. Także jakakolwiek sytuacja, gdy nie mam kontroli a ma ją ktoś inny, a sprawy wyglądają jakby nie miał jej nikt.

Opowiesz o budowaniu napięcia w książce?

Najważniejsza rzecz to zbudowanie identyfikacji z bohaterem. Musisz poświęcić trochę czasu i sprawić by czytelnikowi zależało na postaciach. Istnieje różnica między horrorem a terrorem. Możesz pójść na film typu 'Teksańska masakra piłą mechaniczną’ gdzie będziesz przerażony, bo nie wiesz co się za chwilę stanie, nie wiesz czy Leatherface nie wyskoczy i nie potnie kogoś tą piłą… albo 'Piątek 13-tego’ czy Freddy z palcami, które są skalpelami, nie wiesz jakie okropne rzeczy się wydarzą, komu utnie głowę, i to jest straszne. Ale niekoniecznie znasz tych ludzi. Są bardzo dwuwymiarowi. A jeśli weźmiesz kogoś i postawisz w pewnej sytuacji, na przykład w 'Misery’ jest pisarz, Paul Sheldon, i krok po kroku go poznajesz, zaczynasz go po mału rozumieć, widzieć różne aspekty i współodczuwać. Pojawia się empatia, zaczynasz stawiać się na jego miejscu a potem boisz się, bo nie chcesz by cokolwiek mu się stało. To już nie jest kwestia tego kiedy coś mu się stanie. Teraz wygląda to tak, że mówisz „Nie chcę, by cokolwiek mu się stało”. Ale, że jest to taki rodzaj opowieści, wiesz, że coś się wydarzy, więc raz za razem zamykasz kolejne wyjścia i strasznie się denerwujesz aż następuje eksplozja. Wiesz, że tak się stanie. Inną rzeczą jest to, że format takich opowieści jest taki, iż wydarzenia składają się kolejno na punkt kulminacyjny. A to tylko pomaga napięciu.

Masz jakieś rytuały po skończeniu książki?

Nie mam żadnych. Paul Sheldon pił wino i zapalał papierosa. Oczywiście, papieros w tej książce był częścią historii. Nie powiem nic więcej, tylko to, że potrzebował zapałki. Nie chodziło o papierosa, tylko o zapałkę. Osobiście nie mam żadnych rytuałów. Zawsze czuję się szczęśliwy, kiedy kończę książkę. Czasem zabieram żonę na obiad. Poza tym, jestem po prostu miły dla psa.

Czy czujesz się źle, gdy musisz uśmiercić bohatera?

O tak. Ci ludzie stają się bardzo realni. Jakie postacie były dla mnie najbardziej realne… Napisałem serię książek pod tytułem Mroczna Wieża, żyłem z tymi bohaterami od kiedy miałem 22 lata aż do ukończenia ostatniego tomu, gdy miałem lat 56. To szmat czasu. Jakieś 35, 36 lat. Stali się dla mnie bardzo ważni. Z niektórymi postaciami byłem dłużej niż z własnymi dziećmi. Niekóre z nich musiały zginąć i to było bolesne. Stały się bardzo realne. Każdy ci powie, że wyimaginowani przyjaciele są czasem tak realni, jak ludzie w rzeczywistości. Ale nadal jestem świadom różnicy.

Myślisz, że to możliwe, by w jakiejś innej rzeczywistości Roland i Jake uratowali ci życie?

Prawdopodobnie nie ale tego nigdy się nie wie. Nigdy nie sądziłem, że to tak się potoczy. Ale to jest właśnie przykład na to, by nie trzymać się ustalonej fabuły i pozwolić by historia toczyła się naturalnie. Od zawsze wiedziałem, że będę postacią w tej opowieści więc historia w pewnym sensie musiała zawrzeć to co wydarzyło się w moim życiu. Nie wiedziałem tylko, że wydarzy się w nim coś tak dramatycznego.

Z pośród wszystkich postaci jakie stworzyłeś przez te lata, która jest twoją ulubioną i dlaczego?

W pewnych kwestiach, myślę, że Annie Wilkes. Jest też postać w książce nad którą obecnie pracuję, Lisey Landon, która jest wdową. Jest główną bohaterką, lubię ją bo jest bardzo zaradna i dzielna. I jest kimś z kim żyję już od dwóch lat, więc to oczywiste, że ją lubię. Wiesz, jest moim stałym towarzyszem od dwóch lat i w jakimś sensie jestem w niej zakochany. Ale jeśli chodzi o postacie, które znają wszyscy to Annie Wilkes. Zawsze mnie zaskakiwała, nigdy nie robiła dokładnie tego, co myślałem, że zrobi. Dlatego ją lubię. Ma w sobie głębię, wywołała we mnie więcej sympatii niż sądziłem. Kiedy pisałem 'Misery’, pomyślałem, że będzie to opowieść o pisarzu, który zostaje złapany przez psychicznego fana. I tak na początku było ale Annie miała do opowiedzenia swoją historię więc musiałem ją polubić. Ale ostatecznie lubi się każdą swoją postać. I to nieistotne czy to dobra czy zła postać. Nie pamiętam kto, ale ktoś powiedział: ” Każdy jest bohaterem w swoim własnym życiu”, staram się o tym pamiętać. W większości myślimy, że jesteśmy dobrymi ludźmi, nawet jeśli robimy straszne rzeczy. Każdy więc ma swoją historię.

W wielu książkach twoim protagonistą jest pisarz. W takich tekstach jak 'Mroczna połowa’, 'Tajemnicze okno, tajemniczy ogród’, 'Lśnienie’, pisarz jest doprowadzony do szaleństwa. Jak bliskie jest to twojemu życiu. Nie sugeruję, że jesteś wariatem, ale czy nie sądzisz, że aby odnieść sukces w pisarstwie trzeba być nieco świrniętym?

Tak, trzeba być trochę zwariowanym bo trzeba wymyslać te wszystie światy, które nie istnieją. Ok, słyszysz głosy, czynisz je wiarygodnymi, robisz wszystkie te rzeczy, których zabrania się dzieciom. Mówi się nam by rozgraniczać rzeczywistość od tych spraw. Gdy jesteś dzieckiem dorośli tak mówią, czyż nie? „Masz wymyślonego przyjaciela, och, to miło, ale wyrośnij już z tego”. Pisarze z tego nie wyrastają. Gdy spojrzysz na nich… to się tyczy różnych artystów, ale do pisarzy pasuje szczególnie… Gdy spojrzysz na ich twarze, często wydają się takie młodzieńcze, szczególnie oczy. To dlatego, że spędzasz życie na uwiarygodnianiu niewiarygodnego. Nasze społeczeństwo ma taki nawyk – odrzucamy część amerykańskiej społeczności i nazywamy to podwórkiem. Wszystkie dzieciaki z klas 6 – 10 chodzą na podwórko, niektóre z nich chodzą na podwórko, niektóre na sale gimnastyczną czy gdzie tam… ale ludzie tacy jak ja, my wciąż chodzimy na podwórko. Gdy mówimy o moim rozkładzie dnia, od 8 do 12 jestem na podwórku. Siedzę tu i uwiarygodniam niewiarygodne. To właśnie robię i płacą mi za to!

Powiedziałeś kiedyś: „Jestem literackim odpowiednikiem Big Maca z frytkami”.

Tak, i wciąż za to płacę. Chodziło mi o to, że jestem smaczny. Przechodzę gładko. I nie sądzę by stała dieta składająca się ze Stephena Kinga była dla kogokolwiek zdrowa. Trzeba też jeść warzywa i inne rzeczy, musisz znaleźć też Dickensa, Iana McKewana… musisz mieć szerokie pole widzenia, na wszystkie rodzaje literatury. Nie możesz trzymać się tylko jednego. Tak samo myślę o ludziach, którzy czytają tylko Harrego Pottera. Mówię „Coś z tobą nie tak, kolego”. Jeśli czytasz powieści, czytaj różne rodzaje, stawiaj sobie wyzwania, przeczytaj coś trudniejszego. Ósmoklasista, który jest bystry a nadal czyta rzeczy na poziomie 8 czy nawet 10 klasy jest leniem. Idź i przeczytaj Zbronię i karę.

Gdybyś był nauczycielem, jaka byłaby najważniejsza lekcja, którą przekazałbyś uczniom? Jaką radę dałbyś uczniom z klas 6-10?

Jako pisarz powiem, piszcie każdego dnia. Jeśli chcesz pisać dobrze, rób to często. Ćwicz. Tak samo jest w innych dziedzinach. Baseballiści o tym wiedzą, trębacze o tym wiedzą, pływacy o tym wiedzą. Rób to lub strać to. Nabieraj umiejętności. Pracuj nad tym. Czuj się z tym komfortowo. Ze zdaniami, paragrafami aż to wszystko będzie wypływac spod twoich palców. Im lepiej się będziesz z tym czuł tym lepiej będzie ci szło.

Którą książkę poleciłbyś młodemu nastolatkowi, który nie czytał nic Stephena Kinga a chce poczuć twój styl?

’Pokochała Toma Gordona’. Nigdy nie piszę z myślą o konkretnych odbiorcach. Nigdy nie starałem się napisać książki dla młodego bądź dorosłego czytelnika. Ale jeśli byłoby coś takiego jak powieść Stephena Kinga dla młodego czytelnika to 'Pokochała Toma Gordona’ pasuje.

Prowadzisz kolumnę w magazynie Entertainment Weekly. Kilka lat temu byłeś jednym z pierwszych autorów głównego nurtu, który zaryzykował wydanie 'Jazdy na kuli’ w formie e-booka. Jak internet zmienił twoje nastawienie do procesu pisania? W jaki sposób pomaga lub krzywdzi on młodych pisarzy w obecnej chwili?

Nie sądzę by zmienił się mój proces pisania, za późno już na to. Jestem kim jestem, jak mawia Popeye. Ale jeśli chodzi o młodych twórców, jestem zaskoczony, że internet nie poprawił zdolności pisarskich. Młodzi ludzie sporo czasu spędzają w sieci, piszą wiele mejli, odziałują nawzajem na siebie a mimo to ich zdolności pisarskie wciąż pozostają dość prymitywne.

Jakie tematy przewodnie przeplatają się w twoich pracach?

Jeśli jest jakiś jeden temat to „Żyj w zgodzie z prawdą i staraj się być dzielnym”. Oraz „Lepiej czynić dobro niż zło, nawet ponosząc koszty”.

Wiele twoich powieści i opowiadań zekranizowano. Czy jest jakieś inne medium, które w przyszłości mogłoby zając się twoją twórczością? Myślałeś kiedyś o zrobieniu sztuki na podstawie swojej książki?

Sztuka będzie. Pracuję nad musicalem z Johnem Mellancampem, tytuł brzmi 'Ghost Brothers of the Delta’. On tworzy muzykę a ja piszę treść. Mam nadzieję, że pojawi się to szybciej niż później. A poza tym, w pewnym sensie jestem zaskoczony, że w ogóle znów pracuję nad powieścią. Myślałem, że po Mrocznej Wiezy będzie koniec. Ale w tym biznesie nie można mówić takich rzeczy. Pomysł, nad którym pracuję pojawił się i powiedział „opisz mnie”, więc oto jestem.

Po tym jak zostałeś potrącony przez furgonetkę w ’99, krążyły plotki, że już nie będziesz więcej pisał. Jeśli ta tragedia nie mogła cię powstrzymać, myślisz, że kiedykolwiek odejdziesz na emeryturę?

Pewnie – umrę. Albo będę miał chorobę Alzheimera czy coś. Widzisz, jestem pisarzem horrorów, mogę wymyśleć różne okropne powody by przestać.