Rozmowa ze Stephenem Kingiem

Rozmowa z Kingiem dla New York Times
Tłumaczyła: Faay

 

Autor ostatnio wydanej „Znalezione nie kradzione” nigdy nie czytał Jane Austen. „Nie mówię tego ani z dumą, ani ze wstydem ( czy też, w tym przypadku – z „uprzedzeniem”). Taki jest po prostu fakt.”

Jakie książki znajdują się obecnie na twojej nocnej szafce?

Żadne. Nie czytam w łóżku, więc nie ma tam nic poza szklanką wody i buteleczką Tumsów (rodzaj tabletek do żucia – przyp. tłum.)

Jaki jest twój ulubiony powieściopisarz?

Chyba Don Robertson, autor „Paradise Falls”, „The Ideal, Genuine Man” oraz fenomenalnie zatytułowanego „Miss Margaret Ridpath and the Dismantling of the Universe”. Najbardziej w powieściach i powieściopisarzach cenię szczodrość, kompletne obnażanie serca i umysłu, a Robertson zawsze tak czynił. Ponadto napisał jedno z najlepszych zdań, jakie kiedykolwiek przeczytałem w powieści. O pogrzebie napisał „Były tam, tego dnia, o Panie, dywizjony ptaków.”

Kim są twoi ulubieni twórcy – powieściopisarze, pisarze literatury faktu, dziennikarze, poeci – tworzący współcześnie?

Powieściopisarze: Johnathan Franzen, za „Strong Motion” oraz Kate Atkinson za powieści z Jacksonem Brodie, które są fenomenami fabularnymi. Literatura faktu: Rick Perlstein, szczególnie za „Nixonland”, Abigail Thomas oraz Mary Karr. Dziennikarze: Laura Miller, ale świetnie bawię się również czytając The Filthy Critic oraz Hondo w New York Post.

Jakie gatunki lubisz najbardziej czytać? A których unikasz?

Najbardziej kocham zagadki i suspens. Czytam trochę horrorów/powieści z elementami nadprzyrodzonymi, ale nie aż tak dużo, jak ludzie mogliby przypuszczać. Lubię powieści z prostymi historiami, jeśli temat wydaje się interesujący. Pytania takie jak to wprawiają mnie w zakłopotanie, ponieważ jestem swego rodzaju „wszystkożercą” – skłonnym krążyć od późnego Johna Sandforda, przez D.H. Lawrence’a, aż po Cormaca McCarthy’ego. Nigdy nie czytałem Jane Austen – nie mówię tego ani z dumą, ani ze wstydem (czy też, w tym przypadku – z „uprzedzeniem”). Taki jest po prostu fakt.

Ze wszystkich gatunków w jakich piszesz, który sprawia Ci największą przyjemność? Który jest najtrudniejszy, a który daje największą satysfakcję?

Największej przyjemność przychodzi gdy schwytasz jakiś pomysł bądź sytuację, które są proste, ale pełne możliwości. „Wielki Marsz”, „Chudszy” czy „Komórka” – wszystkie one pojawiły się w mojej głowie. Najtrudniejszą do tej pory (przynajmniej dla mnie) jest powieść kryminalna. „Pan Mercedes”, „Znalezione nie kradzione” i nadchodząca „End of Watch”, czyli cała trylogia z Hodgesem. Te książki były ekstremalnie trudne – nie mogę pojąć jak ludzie tacy jak Agahta Christie, Dorothy Sayers, Peter Robinson i RuthRendell są w stanie robić to książka za książką. Największą satysfakcję natomiast przynoszą te książki, w których skończona opowieść niemalże dorasta do idei, która ją zapoczątkowała. Czułem w ten sposób przy „Dallas 63” oraz „Worku kości”.

Napisałeś przez te wszystkie lata szereg powieści. Co jest takiego pociągającego w tej formie? I które powieści podziwiasz w szczególności?

Nigdy w życiu nie wytyczyłem sobie napisania powieści. Zwykle są to krótkie historie, które po prostu „urosły”, zatem forma ta nie ma jakiegoś szczególnego przyciągania. Nieco przewrotnie – są zbyt duże, by były małe i zbyt małe, by były duże.
Nie umiem znaleźć jednej jedynej powieści, którą kocham, jednak jest wiele świetnych, krótkich powieści jak „Myszy i ludzie”, „Listonosz zawsze dzwoni dwa razy” oraz „Kwiaty dla Algernona”.

Muzyka zawsze była ważną częścią twojego życia i inspirowała twą twórczość. Masz ulubione książki o muzyce, albo napisane przez muzyków?

„Mystery Train” i „Lipstick Traces” Greila Marcusa oraz „Rednecks and Bluenecks” Chrisa Willmana.

Jakie pozycje znalezione na twoich półkach mogłyby być zaskoczeniem?

Hmmm… Może poezja? Uwielbiam Anne Sexton, Richarda Wilbura, W. B. Yeats’a. Poezja, do której wracam wciąż i wciąż to narracyjne poematy Stephena Dobynsa.

Zatrzymajmy się na moment, by wyróżnić kilku niezauważonych pisarzy. Kogo powinniśmy czytać?

Trylogię „Niceville” autorstwa Carsten Stroud. Sarę Lotz. „The Death House” Sary Pinborough. „The Lie” Hesha Kestia (oraz „The Iron Will os Shoeshine Cats”). Karin Fossum. Thomasa Perry’ego. Lista nie ma końca.

Lubisz czytać prozę w przekładach? Historie z różnych konkretnych zakątków świata?

Właściwie unikam powieści przetłumaczonych kiedy tylko mogę, ponieważ zawsze mam poczucie, iż autor zostaje przefiltrowany przez inny umysł. Czytałem „Nanę” w zeszłym roku, przeskakując wciąż pomiędzy dwoma tłumaczeniami. Dość znacznie się różniły – nie fabularnie, oczywiście, ale w sposobie ekspresji. Mimo to czytuję Pierre Lamaitre, naprawdę rewelacyjnego autora powieści suspensu oraz wspomnianą wcześniej Karin Fossum. Oraz oczywiście wspaniałego Johna Ajvide Lindquista. Podobał mi się również Stieg Larsson, ta pozbawiona emocji proza i tak dalej.

Jakiego rodzaju czytelnikiem byłeś jako dziecko? Jaka była twoja ulubiona książka? Najukochańszy bohater?

O mój Boże, czytałem wszystko – od Nancy Drew po „Psychozę”. Moją ulubioną książką była „The Shrinking Man” Richarda Mathesona – miałem osiem lat, gdy na nią trafiłem. Uwielbiałem również komiksy, a moimi ulubionymi bohaterami (nie potrafię przypomnieć sobie żadnego, którego nazwałbym „najukochańszym”) byli Plastic Man oraz jego nieogarnięty pomagier, Woozy Winks.

Spośród książek, które napisałeś – która jest twoją ulubioną lub mającą największe osobiste znaczenie?

„Historia Lisey”. Zawsze czułem, że małżeństwo kreuje swój własny, sekretny świat i tylko w długim małżeństwie dwoje ludzi może w końcu osiągnąć prawdziwą wiedzę o sobie nawzajem. Chciałem napisać o tym i czułem, że właściwie dotarłem blisko tego, co naprawdę chciałem powiedzieć. Poza tym wciąż lubię „Misery”, ponieważ pisanie o Annie Wilkies było taką świetną zabawą. Nabrała ona własnego życia.

Jeśli miałbyś wybrać kolejną z twoich książek, na podstawie której miałby powstać film bądź serial – która by to była i dlaczego?

Trzy książki o emerytowanym detektywie Billu Hodgesie są wyznaczone na serial TV i naprawdę mam nadzieję, że do tego dojdzie. Lubię to koleżeństwo między Billem i jego przyjaciółmi.

Jeśli mógłbyś poprosić prezydenta o przeczytanie jednej książki, jaka książka by to była?

Każdy ma jakieś propozycje dla tego gościa…Pozwólmy mu czytać co tylko zechce.

Jesteś gospodarzem przyjęcia dla literatów. Jacy trzej pisarze zostali zaproszeni?

Emil Zola, Thomas Hardy oraz Flannery O’Connor. To byłoby zabawne.

Rozczarowująca, przereklamowana, po prostu zła – jaką książkę czujesz, że powinieneś lubić, ale nie podobała Ci się? Pamiętasz ostatnią książkę, którą odstawiłeś bez dokończenia?

„Jonathan Strange & Mr Norrel” była swego rodzaju rozczarowaniem po tym całym szumie krytyków – nieco mozolna. Prawdopodobnie to po prostu moja wina. Naprawdę nie potrafię sobie przypomnieć ostatniej książki, którą odłożyłem bez skończenia.

Jaką książkę, która nie została napisana, chciałbyś przeczytać?

Nie wiem.

Czyją historię życia chciałbyś opisać?

Dave’a Barry’ego oczywiście.

Do jakich książek powracasz wciąż i wciąż?

Wciąż powracam do „The Hair of Harold Roux” Thomasa Williamsa. Ale tak naprawdę jest tyle do przeczytania, że po prostu wciąż podążam naprzód.

Jakich książek jeszcze nie czytałeś i wstydzisz się tego?

„Remembrance of Things Past”, „Requiem dla zakonnicy” Faulknera oraz wiele powieści Jima Thompsona.

Co planujesz przeczytać w następnej kolejności?

„Wayfaring Stranger” Jamesa Lee Burke. Jest świetnym stylistą prozy. Obecnie blisko osiemdziesiątki, tak mi się wydaje, a wciąż tak samo dobry jak zawsze. Coś takiego daje nadzieję tym z nas, którzy posuwają się w latach.