Rozmowa z Richardem Isanove

Rozmowa z Richardem Isanove z Marvel Comics
dla NRAMA

Tłumaczenie: nocny

 

Newsrama: Na początek, Richard, jak znalazłeś się w tym projekcie?

Richard: Joe zadzwonił którejś środy, porozmawialiśmy nieco o 'Daredevil: Father’ aż w końcu powiedział: „Hej, jestem ciekaw, lubisz książki Stephena Kinga?” Obróciłem krzesło by spojrzeć na półkę z książkami: „Mam jakieś 80 audiobooków i połowa z nich jest Kinga. Wiec tak, można powiedzieć, że lubię jego książki.” Kontynuował więc a ja spadłem z krzesła. Joe został już przydzielony do tego projektu. Bardzo podoba mi się to co robi od czasu 'Namor’. Kilkukrotnie spotkaliśmy się na konwentach, wiedziałem, że jest naprawdę w porządku facetem z wyraźną wizją. Wszystko zapowiadało się idealnie.

Dołączyłeś więc do projektu i jak Jae wyjaśnił, musiałeś zrobić dwie wersje stron komiksu, tak?

Tak. Chociaż fakt, że musiałem zrobić dwie kolorowe wersje był niezbyt przyjemny. Jedna zrobiona ołówkiem i kolorowana cyfrowo, druga kolorowana tuszem. Wiem, że Jae woli ten drugi sposób ale muszę powiedzieć, że mi dużo bardziej odpowiada pierwsza metoda. Zacząłem pracę nad stronami natychmiast po otrzymaniu szkicy Jaego. Była wtedy sobota a wszystko miało być gotowe na środę rano: trzy strony, a trzecia okazała się podwójna, którą dostałem w poniedziałek, no i jeszcze okładka. Jak tylko zacząłem, nie mogłem uwierzyć jak łatwo poszło. Musiałem tylko iść ścieżką Jae’a i wznieść budowlę na jego fundamentach. Wysłałem pierwszą stronę obgryzając paznokcie w oczekiwaniu na reakcję. Jae w końcu zadzwonił i powiedział: „Wiesz co, zróbmy tylko tę wersję. Jest znakomita. Jestem pewien, że Kingowi też bardzo się spodoba. Nie marnujmy czasu na drugą wersję i skupmy się na tym by reszta wyglądała tak jak to.”

Na ile przed ostatecznym terminem skończyliście prace?

O 6 rano w środę, do 9 musiały zostać nałożone napisy, złożone i wydrukowane. Myślę, że podczas tych ostatnich godzin Ralph Macchio postarzał się o kilka lat. Od tego czasu jakby pływałem w obłoku. Najtrudniejsze było to, że nie można było nic o tym mówić. Teraz, gdy już wszystko wyszło na jaw, wiem, że to dzieje się naprawdę.

Jesteś fanem prac Stephena Kinga?

O tak. Szczerze mówiąc, kiedyś myślałem, że pisze tanią literaturę czytaną na lotniskach drwiłem ze znajomych, którzy go lubili. Potem, siedem lat temu, kiedy dostałem pierwszą pracę w Marvelu [X-Men #82], poszedłem kupić kilka audiobooków i trafiłem na 'Worek kości’ czytany przez samego autora. Zawsze podobało mi się gdy pisarze czytali własne książki więc postanowiłem dać mu szansę. Czułem się jak głupek za to, że byłem takim snobem. Jakość prozy była tak znakomita, miał zdolność do tworzenia przejrzystych obrazów używając oszczędnie słów, postacie były bardzo żywe. Przeczytałem kilka jego książek ale w większości słuchałem audiobooków. Są tak absorbujące, że stanowią znakomity sposób na przetrwanie bezsenności.

Czy słuchałeś też 'Rolanda’ lub inne tomy 'Mrocznej Wieży’?

Nie. Nie czytałem 'Rolanda’, kilka miesięcy temu znalazłem wersję nagraną przez samego Stephena Kinga w późnych latach osiemdziesiątych. Trzymałem ją na odpowiednią okazję. Włączyłem ją pamiętnej soboty i od tego czasu zapoznaję się z resztą sagi.

Odnosząc się do twojego podejścia do tego projektu, gdzie zaczynasz? Wymyślasz specyficzną paletę dla Mrocznej Wieży, a potem, powiedzmy, mnożysz ją dla lokacji i wydarzeń?

W większości opieram się o historię. Moim zadaniem jest uwypuklić to co pisarz i rysownik starali się pokazać. Bardziej staram się wytworzyć klimat, niż tworzyć lokacje. Jeśli na początku za dużo się stworzy, można wpaść w pułapki, z których nie będzie można się wydostać. I tak jest już wiele restrykcji nałożonych przez samą opowieść, nie ma co nakładać kolejnych. Ustalam ogólny koncept, który towarzyszy mi cały czas gdzieś w głębi umysłu, potem po prostu go rozwijam. Podczas pracy nad tym komiksem, myślałem o wczesnych filmach Ridleya Scotta, o tym jak zawsze „filmował powietrze”. Od Pojedynku po Czarny deszcz, zawsze używał dymu, mgły, deszczu, śniegu czy unoszących się drobinek kurzu, które sprawiały, że otoczenie stawało się bardziej namacalne. Szczególnie wyraźne jest to w Legendzie. Lubię bawić się gęstością, używam jej by stworzyć wrażenie ciężkiej, namacalnej atmosfery. Jestem pewien – mam przynajmniej nadzieję – że z biegiem czasu stworzę ciekawsze rzeczy.

Wgłębiając się w to jeszcze bardziej, mimo, że jak powiedziałeś, nie chcesz zbyt wiele ustalać na początku, ale jak to jest ogólnie z kolorami? Czy musiałeś bardzo dokładnie przestudiować 'Czarnoksiężnik i kryształ’ zwracając uwagę na wskazówki jakie King zostawił odnośnie kolorów i tonacji krajobrazów?

To zależy co daje mi Jae: opieram się na tym. Wszelakie wskazówki z książki są na uboczu, kontekst jest inny w naszej historii. Po przedyskutowaniu tego z przyjaciółmi wynika, gdy czytasz sagę o takim rozmiarze, twój umysł rzuca kotwicę na fragmencie opisu i rozwija się z tego miejsca. Jeśli nie zwrócisz szczególnej uwagi bądź opuścisz kawałek długiego opisu, efekt jest taki, że każdy ma nieco inną wizję danej lokacji. Dlatego niecierpię czytać książek po obejrzeniu ekranizacji: pozbawia cię tej charakterystycznej wizji.
Myślę, że będzie tak, iż Jae będzie mi mówił co miał na myśli, a ja będę to ignorował na tyle by poczuć, że to ja wymyśliłem. Opieramy się na tym samym źródle, więc są szanse, że skończymy z podobnymi efektami.

Ok, porozmawiajmy jeszcze o szczegółach – wiemy, że miasteczko Hambry znajdzie się w pierwszej mini-serii. Co możesz powiedzieć o kolorystyce jaka została wypracowana dla tego miejsca, tak dla przykładu. To wiejskie miejsce ale nie w stylu westernowym, z jedną ulicą po środku, ale też nie jest to jakaś wieś w leśnej głuszy…

W pierwszym zeszycie będziemy trzymać się bardzo realistycznych kolorów. Wiesz, brązowe drzewo, szare kamienie, zielone liście. Wszystko będzie wyglądało normalnie. Na początku ludzie powinni poczuć się komfortowo, w tym celu trzeba użyć znajomego otoczenia. Potem można zacząć dodawać dziwne światła i kolory nie z tego świata. Lubię używać specyficznych kolorów by prowadzić oko po stronie. Używając nienasyconych barw w tle można uwypuklić najważniejsze elementy w głównym planie. Taki jest przynajmniej pomysł na teraz.

Czy postacie mają swoje własne palety barw?

Tak. Podoba mi się, że każdy bohater jest zdefiniowany przez dominujący kolor. W ten sposób postacie wnoszą harmonię gdy wkraczają na scenę. Ale staram też mieć kolor wspólny dla wszystkich tak by, gdy wszyscy będą stali razem, nie wyglądało to jakby na stornie wylądowała tęcza.

Jak długo zajmuje pokolorowanie jednej strony?

Od 1 do 48 godzin. Moja średnia to między 6 a 12 godzin. Nie jestem szczególnie szybki, ale mogę funkcjonować przy małej dawce snu.

Joe Quesada powiedział dużo o tym, że tę mini-serię zobaczy wielu czytelników, którzy nie interesują się komiksem. Czy to wpływa na twoją pracę? Czy starasz się sprawić by kolory były „mniej komiksowe” a bardziej ilustracyjne?

To rzeczywiście bardzo świadome podejście. Zwykle szukam inspiracji w pracach Frazetta, ale od kiedy znam gust Stephena Kinga odnośnie ilustracji, cały czas mam otwartą na biurku Art of Michael Whelan. Jego prace są bardziej skierowane na złożoność a nie na przemoc. To ładniej wygląda – nie w negatywnym znaczeniu – niż to do czego ja zwykle dążę. Próba połączenia tej wrażliwości z chropowatością prac Jae’a jest bardzo stymulująca.
Zupełnie przez przypadek, w zeszłym miesiącu siedziałem obok Whelana podczas kolacji po rozdaniu nagród Quill, jest niezwykłym gentlemanem. Zmusiliśmy go by opowiedział o swoich spotkaniach z Asimovem i Heinleinem. Jestem takim dziwakiem, że nawet mu nie powiedziałem nad czym pracuję.
Co do ciśnienia, główny problem ze zbytnią wolnością jest taki, że nie możesz nikogo winić jak coś ci nie pójdzie. Może Jae’a. A może zrobię jak każdy i powiem, że to wina Joe’a: „on mi tak kazał.”