Rozmowa z Mickiem Garrisem

Mick Garris (ur. 1951) to producent, reżyser i scenarzysta między innymi kilku kingowych ekranizacji. Odpowiedzialny jest m.in. za takie filmy jak: 'Lunatycy’, 'Bastion’, 'Lśnienie’, 'Autostrada strachu’, 'Jazda na kuli’ czy 'Desperacja’. Obecnie pracuje nad ekranizacją 'Worka kości’. Mick i jego żona Cynthia bardzo często występują w epizodach jego filmów. Sam Stephen King przyznaje, że jest to jego ulubiony reżyser.

[Wywiad przeprowadził: Grzesiek Tupikowski]

 

Nasza poprzednia rozmowa odbyła się 6 lat temu. W tym czasie z kingowych filmów nakręciłeś 'Desperację’. Możemy prosić Cię o cofnięcie się w czasie i opowiedzenie nam o pracy nad tą ekranizacją? Zdaje się, że było z nią trochę problemów.

Cóż, były to bardzo skomplikowane zdjęcia, między innymi z powodu kręcenia z całą ekipą na drodze. Była to złożona historia a dodatkowo mieliśmy poważny wypadek na planie spowodowany znajdującą się pod ziemią miną. Doszło do wybuchu i wszystko pochłonęły płomienie. Było to przerażające doświadczenie. Następnie stacja telewizyjna postanowiła nie promować odpowiednio filmu i puściła go równo z finałem „American Idol”, który jest zdecydowanie najpopularniejszym programem w amerykańskiej telewizji.

Patrząc z perspektywy czasu na swoje poprzednie filmy, dostrzegasz jakieś błędy, niedociągnięcia? Coś chciałbyś poprawić?

Wszystko! Nigdy tak na prawdę nie wiesz jak to wyjdzie dopóki nie złożysz tego w całość, mimo posiadania początkowo dobrej wizji. W szczególności w telewizji, gdzie budżety i harmonogramy są mniejsze, nie masz miejsca na próby i testy. Nawet w przypadku filmów ze 100 milionowym budżetem nigdy nie wyjdzie dokładnie tak jak chce tego filmowiec.

A jak to było z oceną krytyków? 'Bastion’ i 'Lśnienie’ zdobyły zdaje się duże uznanie. A pozostałe filmy?

Recenzje „Desperacji” były zróżnicowane. Niektórzy ją polubili, inni nie. Tak samo jak z „Jazdą na Kuli” – gdy robisz coś mniej typowego, albo coś bardzo osobistego, ryzykujesz zrażeniem widowni. W przypadku „Desperacji” wiele osób woli pierwszą połowę filmu niż drugą, gdy znika już Collie Entragian.

Gdy King oglądał wstępną wersję 'Lunatyków’ (wasz pierwszy wspólny film) strasznie się denerwowałeś oczekując jego reakcji. Jak jest teraz, po tylu wspólnych filmach?

Oczywiście! Wyświetliłem go będąc cały w nerwach tylko dla niego i Tabby w specjalnym pokoju w Nowym Jorku. Na szczęście ubawił się na nim jak nigdy w życiu i był to niesamowity dzień, który zapoczątkował nasze stosunki, zarówno te osobiste jak i zawodowe. Nadal stresuję się pokazując mu nowe filmy, ale łączy nas więź przyjaźni i zaufania, która została zbudowana na przestrzeni lat. Bardzo entuzjastycznie podszedł do „Desperacji”. Przy okazji, „Lunatycy” w momencie jak się ukazali zgarnęli niemal same negatywne recenzje. Teraz gdy bywam na festiwalach i konwentach spotykam wielu ich fanów. Wydaje mi się, że może pomóc tu fakt, że oglądało się ten film za młodu.

Zrobiłeś kilka ekranizacji Kinga dla telewizji. W czym cię to ograniczało, musiałeś zrezygnować z jakichś scen, które wstępnie planowałeś zrobić?

Cóż, wchodzisz w to wiedząc, że nie zrobisz wszystkiego tak jak byś chciał. Problemem jest zawsze język, tak samo jak przemoc i deprawacja. Wszystko to jest ważną kwestią w horrorach. W przypadku „Bastionu” mieliśmy zasadę, którą złamaliśmy (zabroniono nam ukazywać martwych ludzi z otwartymi oczami, ale i tak to uczyniliśmy, nawet w czołówce). „Lśnienie” było produkcją, w której upiekło nam się z rzeczami, o których przeforsowaniu nie marzyliśmy. Z drugiej strony „Lunatycy” mieli kategorię wiekową R, ale musieliśmy pięć razy się o nią starać. Zmuszono nas do wycięcia sceny stosunku między matką a synem, jak również paru brutalnych fragmentów. W telewizji trzeba się skłaniać nie do kręcenia więcej niż uda się wmontować w film, ale by rozszerzyć granice. Sporą stratą czasu i pieniędzy jest kręcenie czegoś, czego wiesz że nie użyjesz.

Czy praca dla telewizji zmieniła się w stosunku do lat ’90? Wydaje się, że możliwości techniczne a także budżet tych produkcji są teraz dużo bardziej zbliżone do filmów kinowych.

Jest bez porównania inna. „Bastion” w celu zaoszczędzenia pieniędzy był kręcony na taśmie 16mm, a efekty cyfrowe są bardzo prymitywne, nawet zawstydzające. Świat efektów cyfrowych, pośród innych rzeczy, jest bez porównania bardziej zdolny do poprawy wartości produkcji, tak samo jak używanie kamer cyfrowych, sprawy post produkcyjne, muzyka i tak dalej.

Zastanawiałeś się kiedyś nad pomysłem zekranizowania 'Mrocznej Wieży’? Wszyscy mówią jak trudny jest to materiał do przeniesienia na ekran. Twórcy 'Zagubionych’, którzy są wielkimi fanami Kinga i Wieży zakupili prawa tyko po to by je oddać, poddając się już na etapie tylko myślenia o filmowaniu tego. Teraz w planach są trzy filmy kinowe i dwa sezony serialu TV. Uważasz, że może się to udać?

Zobaczymy. Rozmawialiśmy o tym z Kingiem wiele lat temu jako o serialu dla HBO, ale było to zbyt drogie. Napisałem scenariusz „Talizmanu”, którego Spielberg miał być producentem, ale również było to zbyt kosztowne. Ron Howard jest dobrym wyborem, zobaczymy co stworzy.

Napisałeś scenariusz na podstawie opowiadania 'Urodzi się w domu’ na potrzeby serialu 'Marzenia i koszmary’, jednak nie doszło do realizacji tego odcinka. Co się stało? Czy planujesz w przyszłości zekranizować tę historię?

Budżet dla „Marzeń i koszmarów” był dosyć duży, ale w momencie gdy przyszedłby czas na zrealizowanie odcinka „Urodzi się w domu”, nie byłby już wystarczający by wykonać to poprawnie. Zapytali się mnie czy zrobiłbym coś innego z bardziej ograniczonym budżetem, ale w tym czasie „Mistrzowie Horroru” wchodził w drugi sezon i po prostu nie wyszło. BARDZO był chciał zrobić „Urodzi się w domu”, ale nie posiadam do tego praw. Jestem bardzo dumny ze scenariusza, ale nie wiem gdzie można by go zrealizować.

Byłeś producentem seriali „Mistrzowie horroru” i „Fear Itself”. Nie chciałbyś stworzyć serialu takiego jak „Marzenia i koszmary”, antologii opowiadań Kinga? Jest przecież tak wiele materiału, który sprawdzi się właśnie w krótkiej formie telewizyjnej.

Kocham formę antologii, a nikt nie posiada lepszych materiałów na to niż King. Ale jest to kosztowana propozycja, którą kontroluje King. Bardzo chciałbym to zrobić, gdyby ktoś dał zielone światło.

Zdaje się, że niedługo powinieneś rozpocząć prace na planie 'Worka kości’. Możesz uchylić rąbka tajemnicy, na jakim etapie przygotowań jesteś? Jakie masz plany odnośnie tego mini-serialu?

Będzie to czterogodzinny mini-serial podzielony na dwie części. Matt Venne napisał wspaniały scenariusz i w chwili obecnej jesteśmy na etapie ustalania umów. Pracujemy już nad tym od czterech lat, więc nie będę kusił losu mówiąc cokolwiek więcej. Ale jesteśmy coraz bliżej, a całość jest bardzo wierna książce.

Nie ma więc daty rozpoczęcia kręcenia „Worka Kości”? Wybrałeś jakiś aktorów?

Jeszcze nie.

Będziesz producentem ekranizacji 'Buicka 8′. Skąd taki pomysł, dlaczego oddajesz reżyserię w inne ręce?

Inni producenci byli już na pokładzie. Gdy spytali się Tobe’a Hoopera czy chciałby wyreżyserować ten film, zapytali się też mnie czy będę producentem, gdyż jestem blisko zarówno z Tobem jak i Kingiem. Scenarzyści pracowali także przy „Mistrzach Horroru” i z nimi również się przyjaźnię. Byłem szczęśliwy mogąc dołączyć do imprezy. Ale nie wydaje się by miało to nastąpić wkrótce.

Z tego co wiemy projekt został zastopowany. Co się dzieje?

Nie jest to ani sequel, ani remake, ani film o grupie nastolatków. Trudno jest nakręcić horror, który nie wpasowuje się w te schematy. Nawet z nazwiskiem Kinga na nim. Wielka szkoda.

Ciekawi jesteśmy twojej opinii o ekranizacjach Kinga zrobionych przez innych reżyserów w ciągu ostatnich kilku lat. Widziałeś 'Mgłę’ Darabonta, '1408′ Hafstroma czy nową wersję 'Dzieci kukurydzy’ Borchersa? Co o nich sądzisz?

Uwielbiam „Mgłę” i „1408”. Podoba mi się również „Czarny Cadillac”. Nie widziałem remaku 'Dzieci Kukurydzy”.

Ku ogromnemu zaskoczeniu dowiedzieliśmy się, że wystąpiłeś w najsłynniejszym teledysku w historii – 'Thrillerze’ Michaela Jacksona. Jakie to uczucie zagrać zombie u boku Michaela?

Było po prostu fantastycznie. Później staliśmy się z Michaelem przyjaciółmi i naprawdę go kochałem. Był mądrym, zabawnym, szczodrym, niezwykle utalentowanym facetem. Miałem sporo szczęścia móc go znać i z nim pracować. Moja żona i ja byliśmy zombie, ponieważ przyjaźniłem się z Johnem Landisem i Rickiem Bakerem to spytali się czy nie chcielibyśmy wziąć w tym udziału. Nie trudno jest odpowiedzieć na takie pytanie, prawda?

Co ciekawe z Jacksonem pracowałeś jeszcze raz, wiele lat później. Co więcej, uczestniczył w tym także Stephen King.

Tak, przy okazji „Michael Jackson’s Ghosts”. Niestety nie dane mi było widzieć produkcji. Była ona zamknięta przez trzy lata i musiałem robić „Lśnienie”, film ukończył Stan Winston.

Wszyscy bardzo lubimy 'Gwiezdne wojny’ a jeden z nas kocha je prawie tak jak Kinga 😉 Wiemy, że dawno temu, w odległej galaktyce pracowałeś w biurze George’a Lucasa a na ceremonii oscarowej sterowałeś R2D2. Opowiedz nam o tym wydarzeniu.

Cóż, byłem recepcjonistą w Star Wars Corporation odbierającym telefony i musiałem obsługiwać R2D2 na różnych pokazach na żywo. Zostałem jego stałym operatorem i gdy nadszedł czas Oskarów miałem tyle szczęścia by być gościem, który się tam uda. Pasjonujące było być tam jako młody facet w smokingu za kulisami i obsługiwać naszego ulubionego Droida podczas wręczania Oskara za edycję dźwięku. Szczególnie fajnie było być w zielonym pokoju za kulisami z takimi osobami jak Jack Nicholson, czy Bette Davis. Jedyny mój raz na Oskarach!

Bardzo dziękujemy Mick.

Pozdrawiam. Wszystkiego najlepszego.