Rozmowa z Jae’em Lee

Rozmowa z Jae’em Lee
dla NRAMA

Tłumaczenie: nocny

 

Newsrama: Po pierwsze, sprecyzujmy – czym jest Dark Tower: Gunslinger Born? Jest pewne zamieszanie…

Jae Lee: To co ukaże się w lutym to pierwszy z siedmiu numerów miniserii, a cała seria będzie miała 30 numerów. Myślę, że stąd powstało zamieszanie – ta siedmio zeszytowa miniseria nie jest wierną adaptacją 'Czarnoksiężnika i kryształu’. To część większej, długiej historii. Pierwsza miniseria to tylko początek. To rozszerzenie 'Czarnoksiężnika i kryształu’, które pasuje do formy powieści. Są tam elementy, które będą znajome fanom Mrocznej Wieży, ale będzie też coś nowego. Wiedzieliśmy, że jeśli zaczniemy inną książką niż 'Czarnoksiężnik’, czytelnicy Mrocznej Wieży będą wiedzieli o co chodzi, ale nowi będą mieli problemy. Oczywiście naszym celem jest stworzenie serii wspaniałych komiksów dla fanów świetnych opowieści, a nie tylko tej formy rozrywki. Tak więc zaczęliśmy od punktu, z którego możemy stworzyć większą opowieść bez tracenia nowych czytelników i nudzenia fanów.

W jakim punkcie prac teraz się znajdujesz?

Pracuję nad numerem #6.

Więc tym się zajmujesz od czasu ogłoszenia prac nad komiksem?

Tak, tym. Kolekcja The Hellshock wreszcie została wydana, zrobiłem co nieco przy tym, ale regularna praca nad komiksem.. tak, to właśnie to.

Czy podczas prac, miałeś okazję spotkać Stephena Kinga?

Nie, jeszcze nie. Bardzo bym chciał, choć nie wiem co bym powiedział. Pewnie zwykłe „Hej, uwielbiam twoje książki, człowieku”. Jakby nigdy wcześniej tego nie słyszał.

Patrząc na wszystko co do tej pory robiłeś, od Namor do Hellshock, Inhumans i resztę – jak trudna jest praca nad tym projektem na tle pozostałych?

To najtrudniejszy projekt nad jakim kiedykolwiek pracowałem. To nie jest praca nad istniejącym bohaterem – to nowe uniwersum. W książkach niektóre postacie były sportretowane na ilustracjach na różny sposób, ale nie są jasno opisane. Naprawdę martwiłem się, że narysuję je, a fani się wkurzą, że Stephen King się wkurzy i powie, że całkiem inaczej wyobrażał sobie te postacie. Myślałem, że to będzie koszmar. Jeśli próbujesz narysować coś, co ktoś już sobie wyobraził, nigdy nie trafisz w 100%. Bardzo mi ulżyło, gdy na pierwszym spotkaniu King powiedział, że celowo niedokładnie opisał bohaterów, gdyż chciał by czytelnicy sami stworzyli ich obraz, by widzieli ich na swój sposób. Tak więc był otwarty na moją interpretację. Ulżyło mi.

Wróćmy do naszej pierwszej rozmowy, jesienią 2005 – zarówno ty i Richard opowiedzieliście wstrząsającą historię o adaptowaniu czterech pierwszych stron powieści, o wykreowaniu stanowczego wyglądu dla Rolanda, z czym ledwo zdążyliście… Który z bohaterów był najłatwiejszy do narysowania? Jak już mówiliśmy wcześniej, King powiedział o Rolandzie, że mógłby być mylony z Clintem Eastwoodem, ale nawet jeśli, to mówimy tu o wersji z młodości…

Ciężko mi szło rysowanie tych postaci. Mój sposób rysowania pasuje bardziej to ciemnych charakterów. Lubię rysować „brzydkich” ludzi. Łatwiej mi ich rysować, a co gorsza, dorośli są łatwiejsi od nastolatków. Kiedy miałem narysować Rolanda i jego przyjaciół, szczególnie Susan, naprawdę było mi ciężko. Musieli być młodzi, ich sylwetki były specyficzne, a Susan musiała być ładna. Jest zdefiniowana jako najpiękniejsza dziewczyna na świecie.

I jak ci poszło?

Musiałem uchwycić delikatność a to zmusiło mnie do rysowania w innym stylu. Nigdy wcześniej tak nie pracowałem. Musiałem silić się na realizm jak nigdy wcześniej. Tak więc to najładniejsze rysunki jakie kiedykolwiek zrobiłem – nigdy tak ładnie nie rysowałem.

Pomówmy o kolejnej postaci – Cuthbercie, dowcipnisiu. Opierając się na opisie Kinga, zawsze był niemal uśmiechnięty i miał jasność w oczach. Czy coś takiego daje ci informacje o tym jak „zaprojektować” postać i stworzyć zestaw jego wyrazów twarzy?

Z nim było najtrudniej, bo jak mówiłem, ciężko mi rysować postacie szczęśliwe czy uśmiechnięte. Nie wychodzi to ze mnie naturalnie. Zawsze nadaję ludziom gniewne spojrzenie, albo jakby chcieli cię zabić wzrokiem. Rysując Cuthberta ciągle musiałem się napominać, by nadać mu nieco pogodniejszy wyraz, dodać uśmieszek. W książce dzieje się tyle mrocznych, złych rzeczy, a ja tu muszę rysować tego gościa z uśmiechem na twarzy. Tak więc ciągle musiałem sobie o tym przypominać.

Co do innych wyzwań, na przykład otoczenie – 'Czarnoksiężnik i kryształ’ jest bez wątpienia najbardziej „westernowy” i naturalnie jest tam dużo koni. Jeśli zapytasz dziesięciu rysowników komiksowych, czego nie lubią rysować, konie zawsze znajdą się blisko szczytu listy… Znalazłeś w sobie wewnętrznego artystę w rysowaniu koni, czy znalazłeś sposób by za każdym razem konie stały w wysokiej trawie albo wyglądały zza rogu?

U mnie jest inaczej – uwielbiam rysować zwierzęta, ludzi czy cokolwiek organicznego i naturalnego, a nie cierpię rysować sci-fi. Wiem, że wielu artystów lubi takie rzeczy – roboty, statki kosmiczne, ale nie ja. Nie chcę. Po prostu nie myślę w ten sposób. Wszystko co jest w Mrocznej Wieży, pasuje idealnie do mojego stylu i estetyki. Uwielbiam stare, zniszczone budynki, i każdy „westernowy” element jaki stworzył Stephen King. Lubię rysować strukturę ich ubrań, konie, krajobrazy – tak więc nie, konie nie stanowiły dla mnie problemu.
Natomiast broń – to co innego.

Naprawdę?

O tak.

Wystarczyło byś wziął, powiedzmy Colta Peacmakera jako przykład. W końcu konie ruszają się, zmieniają, dwa konie nie mogą być identyczne, ale broń… raz narysujesz i już…

Nie cierpię używania linijki. A rysując broń w perspektywie to jedna z najtrudniejszych rzeczy. Naprawdę ciężko jest narysować kogoś celującego w ciebie z rewolweru by nie wyglądało to tak jakby trzymał lizaka. Konie – są fantastyczne do narysowania – mają tak wspaniale powiewające grzywy, które mogę rozmieszczać w różnych miejscach. To jak peleryna Batmana, którą możesz użyć do pokazania ruchu, nawet jeśli koń stoi w miejscu. Każdego dnia mogę narysować konia zamiast rewolweru.

Pomówmy o otaczającym świecie, czego używasz? Hambry jest miastem przygranicznym… ale w bardzo dziwnym miejscu…

To co jest wspaniałe w tej książce to to, że nie można jej przyporządkować do konkretnego gatunku. Nie muszę trzymać się „autentycznego” westernu. Mogę umieścić tam zardzewiały samochód jeśli chcę. Albo czołg.

Dokładnie – poza miastem znajdowały się pola naftowe z całą maszynerią…

Tak – pola naftowe Citgo. Tak więc to nie jest western – to miejsce gdzie czas zwariował. Te wszystkie ramy czasowe zbiegły się w jednej rzeczywistości, więc świat ma samoloty i czołgi, miasta, czarownice i zamki… i konie. Więc nic co narysuję nie będzie błędem. Roland może wjeżdżać do miasta granicznego, albo średniowiecznego zamku. I to mi się w tym podoba. Staram się nadać każdej lokacji wyraźny wyraz. Na przykład, Gilead, gdzie Roland się wychował, bardzo przypominało czasy Króla Artura. Rewolwerowcy do „rycerze” swoich czasów, narysowałem więc wielki zamek i nadałem mu średniowieczny wygląd. Kiedy Roland przybywa do miasteczka, w którym żyje Susan, to będzie miasto graniczne, bardziej tradycyjne, na przykład budynki będą z drewna.

Więc każde miejsce będzie miało swój styl, i nie musi być wewnętrznej zgodności między poszczególnymi miejscami…

Dokładnie.

Mówiąc o twoich pracach i tym co się z nimi dzieje – po raz pierwszy ty i Richard Isanove pracujecie razem, tak?

Pracowaliśmy razem nad okładką do Lady Death w 1999, ale pierwszy raz pracujemy wspólnie nad całym projektem.

Tak więc jesteś oto przy największym projekcie w swojej karierze i w zespole masz kolorystę, z którym wcześniej nie pracowałeś. Czego się spodziewałeś i jaka była rzeczywistość?

Jestem zachwycony tym jak wszystko wyszło. Joe Quesada idealnie to ujął gdy powiedział, że to najlepsza praca jaką oboje zrobiliśmy. Oboje popychamy się do przodu, pracujemy w sposób w jaki wcześniej nie pracowaliśmy. Nigdy nie włożyliśmy tyle energii w cokolwiek wcześniej, a połączenie naszych stylów zmieniło się niemal w trzeciego artystę. Joe żartuje cały czas, że w projekt zaangażowany jest jakiś trzeci artysta. Nawet nie potrafię zacząć wyjaśniać jak szalenie podoba mi się to co Richard zrobił z rysunkami.

Więc miałeś obawy?

Na początku byłem sceptycznie nastawiony. Wcześniej moje rysunki nie były kolorowane od razu ołówkiem. Nie pracowałem wcześniej z Richardem nad taką ilością materiału więc byłem niechętny. Ale kiedy zobaczyłem pierwsze efekty, byłem zachwycony.

Gdy już twoje prace wracały od niego do ciebie, czy zacząłeś ukierunkowywać swoją pracę bardziej ku jego sposobowi pracy i na odwrót, rezultatem czego była pełna współpraca niż praca rysownika i kolorysty?

Tak – to wyszło daleko poza granice relacji rysownik i kolorysta. I bardzo się cieszę, że nie muszę nakładać tuszu na rysunki [śmieje się]. Kiedy coś rysuję, i wiem, że muszę to tylko narysować, to takie wyzwalające. To dlatego w dużej mierze te rysunki wyglądają jak coś totalnie nowego, na tle moich wcześniejszych prac. Nieważne jak dobry masz tusz, nigdy nie będzie wyglądał tak dobrze jak ołówek. Nie wiem jak Richard to robi – to coś pomiędzy ołówkiem, tuszem i kolorem, i wszystko to się miesza. Szczerze mówiąc, nie wiem gdzie kończy się jedno i zaczyna drugie.

Kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy, mówiliśmy o elemencie strachu. Marvel nie wahał się mówić, że to ich najważniejsza inicjatywa, w sklepach z komiksami i w księgarniach; no i po drugie, twoje nazwisko będzie tam na drugim miejscu, zaraz po Stephenie Kingu. Czy nadal robi ci się miękko w kolanach na myśl, że to będzie twoja najbardziej znana praca, czy rzeczywistość i praktyka przyćmiły to – strona musi być gotowa do końca dnia i trzeba to zrobić?

Nie, cały czas jestem tego świadomy. To niesamowicie ekscytujące. To jest tak dalekie od moich poprzednich projektów, zapominam o tym, że kiedyś robiłem Hulk/Thing: Hard Knocks, i w pewnym sensie cieszę się, że mnie zwolnili z Batman: Jekyll and Hyde. Nic nie dzieje się bez powodu. Ale tak – jestem niezwykle podekscytowany tym projektem, tym, że robię coś tak wielkiego dla Marvela.