Po zachodzie słońca
|
||||||||||
OpisHorrory z życia rodzinnego, w których nie ma potworów. Bo nie musi ich być – drzemią w każdym z nas. Para odkrywająca tajemnice opuszczonej willi, w której znajduje schronienie podczas burzy śnieżnej… Radio odbierające sygnały z przeszłości i przyszłości, co wywraca do góry nogami życie jego właściciela… Niepokojący sen, który zaczyna stopniowo przenikać do rzeczywistości… Człowiek z obsesją na punkcie tajemniczego kamienia, który może być bramą do innego wymiaru lub wynikiem choroby psychicznej… Dwóch spierających się o ziemię sąsiadów, którzy trafiają do bardzo nieprzyjemnego miejsca… Głuchoniemy autostopowicz pomagający kierowcy uporać się ze zdradą żony… Wyrzuty sumienia człowieka, który przetrwał, wobec tych, co mieli mniej szczęścia, zamieniające go w prawdziwą ofiarę… Wszystko to dzieje się po zachodzie słońca, kiedy w relacje między ludźmi wkrada się niesamowitość, a to, co oczywiste, staje się nierozpoznawalne; fantazja miesza się z rzeczywistością i naturalne światło może przestraszyć. To idealna pora dla Stephena Kinga. Żadne inne godziny nie dają mu takiego tła do stworzenia subtelnego, a jednocześnie przerażającego świata. Zbiór 13 opowiadań, w którym Stephen King ujawnia niezwykłą umiejętność odkrywania ludzkich lęków i budowania wokół nich historii, które wprawiają w przerażenie, wywołują dreszcz niepokoju albo obrzydzenie. Spis opowiadańWilla | Piernikowa dziewczyna | Sen Harveya | Miejsce obsługi podróżnych | Rower stacjonarny | Rzeczy, które po sobie zostawili | Dzień rozdania świadectw | N. | Kot z piekła rodem | 'New York Times’ w cenie promocyjnej | Niemowa | Ayana | Bardzo trudne położenie |
||||||||||
|
||||||||||
RecenzjaAmerykańskich fanów Kinga od tych spoza USA odróżnia to, że tamci mają zdecydowanie łatwiejszy dostęp do krótszych form literackich Króla. Oczywiście zdobycie ich w Europie nie graniczy z cudem, ale wymaga to znacznie większego wysiłku. Zapowiedź zbioru „Po zachodzie słońca” bardzo mnie ucieszyła, gdyż dotychczas miałem przyjemność przeczytać jedynie dwa opowiadania ostatecznie w nim zawarte. A nie da się ukryć, że i na tym polu King ma sporo do powiedzenia, a wiele z jego krótkich tekstów przechodzi wręcz do klasyki gatunku. W zbiorze znajdziemy 3 opowiadania o bardzo zbliżonej długości, zajmujące w sumie prawie połowę objętości książki. Jako, że najbardziej cenię Kinga za jego dłuższe utwory, tak też w tym przypadku na te trzy teksty liczyłem najbardziej. Niestety pierwszy z nich okazał się wielkim rozczarowaniem. W 'Piernikowej dziewczynie’ King stworzył historię w której nie kibicowałem ani głównej bohaterce ani jej oprawcy. Nic gorszego się chyba nie może przytrafić tekstowi, który opiera się na starciu dwóch osób gdzie stawką jest ich życie. Chciałem by jak najszybciej doszło do finału, który zresztą również okazał się niezwykle nijaki. Natomiast dwie pozostałe nowelki to już czyste cudeńka. Fani Kinga, którzy regularnie śledzą wydarzenia z nim związane, wiedzą o czym traktuje 'N.’. I jako, że najpierw dane nam było obejrzeć jego ekranizację, to wypada bardziej porównywać tekst to adaptacji niż odwrotnie, mimo że kolejność powstania jest inna. Krótko mówiąc forma pisana jest jeszcze lepsza od animacji. Mimo znajomości fabuły czytelnik trzymany jest w niesamowitym napięciu, a ze stron wręcz przelewają się na niego zaburzenia psychiczne N. Do tego należy dodać parę smaczków, które zauważą tylko Stali Czytelnicy. Tekst-Pierwsza-Klasa. Na sam koniec zbioru King zaserwował nam prawdziwy deser. Nie radzę jednak jeść podczas czytania tego prawdziwie „czystego” cudeńka. 'Bardzo trudne położenie’ mógłby posłużyć za kolejny odcinek nieśmiertelnych „Opowieści z Krypty”. Czarny humor wycieka z tego tekstu podobnie jak pewne nieprzyjemności na naszego głównego bohatera. Z tych trzech opowiadań to ostatnie najbardziej przypadło mi do gustu. Nie spodziewałem się takiej fabuły po Kingu. Następne w kolejności są dwa teksty mające mniej więcej po 30 stron. 'Rower stacjonarny’ można by nazwać połączeniem dwóch seriali – 'Było sobie życie’ i 'Strefa Mroku’. W efekcie wyszedł tekst bardzo udany, choć początek wskazywał na przeciętniaka. W miarę rozwoju akcji widać jak dobrze King się bawił podczas pisania. A skoro pisarz tworzy coś z taką przyjemnością, prawdopodobieństwo, że czytelnik będzie się równie dobrze bawił jest bardzo wysokie. Z kolei 'Rzeczy, które po sobie zostawili’ to rozprawienie się Kinga z wydarzeniami z 11 września 2001 roku. Nie można powiedzieć by tekst był zły, ale do mnie osobiście nie dociera. Wydaje mi się, że tak na prawdę docenić go mogą tylko Amerykanie. Na pewno polska wrażliwość ma inny charakter. Do trochę krótszych utworów należy 'Willa’, którą mieliśmy już przyjemność przeczytać w polskiej edycji Playboya. Moje zdanie od tamtego czasu się nie zmieniło. Bardzo lubię ten tekst i uważam, że należy on do tych najbardziej udanych opowiadań Kinga. Piękne potraktowanie tematu życia, miłości i śmierci. Natomiast 'Miejsce obsługi podróżnych’ to opowiadanie, które w moim odczuciu nie ma nic ciekawego do zaoferowania. Oczywiście czytelnik może sobie zadać pytanie „co ja bym zrobił na miejscu głównego bohatera?”, ale całość wypada strasznie nijako. Nie pomaga nawet fakt, że mamy do czynienia kolejny raz z pisarzem, co zawsze było mocną stroną Kinga. Na szczęście udało się kolejne opowiadanie o autostopowiczach. Zarówno 'Jazda na Kuli’ jak i 'Nona’ należą do mojej ścisłej czołówki krótkich tekstów Kinga. 'Niemowa’ jest tylko trochę gorsze od swoich poprzedników. Mimo, że zakończenie tego tekstu nie wywołuje takich uczuć jak 'Jazda’ czy dreszczy jak 'Nona’ to lekki uśmiech na twarzy jest gwarantowany. Jest jeszcze 'Ayana’, czyli opowiadanie o cudach. Bardzo się cieszę, że King je napisał. Mimo, że nie jest ono absolutnie związane z 'Zieloną Milą’, to ja osobiście będę je traktował jak jej małą siostrzyczkę. Czytając je można na chwilę odpłynąć i napełnić się jakże potrzebnym optymizmem. King w uwagach do tego tekstu napisał, że je lubi. Odczuwam tak samo. W zbiorze znalazły się również króciutkie, liczące parę stron opowiadanka. Podczas gdy 'Sen Harveya’ nie wywołuje żadnych emocji i szybko popada w zapomnienie, tak też 'Dzień rozdania świadectw’ jest taką samą perełką jaką był 'Człowiek który kochał kwiaty’ w 'Nocnej zmianie’. Oprócz długości oba teksty łączy zaskakująca końcówka, która nie wywietrzeje tak szybko z głowy. Cały czas mam końcowy obraz opisany w 'Dniu rozdania świadectw’ przed oczami. Piękny i straszny zarazem. I moim zdaniem prawdopodobny… No i pozostał jeszcze 'Kot z piekła rodem’. Opowiadanie niepotrzebnie dołączone do zbioru. Powstało ono ponad 30 lat temu i wyraźnie nie pasuje do reszty tekstów. Chociaż na pewno nie można odmówić mu rozrywki, której potrafi dostarczyć. Trudno stwierdzić czy 'Po zachodzie słońca’ jest najlepszym zbiorem w dorobku Kinga. Na pewno jednak nie ustępuje swoim poprzednikom. Ciekawym zagraniem jest umieszczenie akcji paru tekstów na Florydzie. Bardzo mi się podoba kreowanie „drugiego Maine”. Kto wie, może wkrótce zaczną pojawiać się powiązania pomiędzy tymi utworami… Póki co zachęcam do sięgnięcia po tę kolekcję. Posiada ona parę słabszych momentów, ale w końcowym rozrachunku nie wpływają one znacząco na ocenę. Wrażenia po lekturze są jak najbardziej pozytywne. Autor: ingo Wśród recenzentów książek Kinga bardzo modne stały się niektóre schematy wstępów. Na pierwszym miejscu jest motyw emerytury i domniemane wypalenie pisarza, po czym twist w postaci prztyczka w nos jaki King zaserwował niedowiarkom, wydając kolejną świetną książkę. W recenzjach filmowych swego czasu zaczynano od tego, że King nie ma szczęścia do ekranizacji. Jeżeli chodzi o zbiory opowiadań to ja mam swój własny schemat, od którego zazwyczaj rozpoczynam dyskusje/recenzje, niestety podtrzymując tendencję narzekania. Nie jestem zwolennikiem krótkiej formy, nie czekam na tego typu zbiory i czytam je bardziej „z obowiązku” nie czerpiąc z tego takiej przyjemności jak podczas zagłębiania się w długie, rozbudowane powieści. 'Po zachodzie słońca’ jest zbiorem o tyle innym, że po raz pierwszy, w pewnym sensie biernie uczestniczyłem w powstawaniu tych tekstów. O każdym opowiadaniu informowaliśmy w serwisie, pisaliśmy o pierwszych publikacjach, publicznych odczytach, reakcjach słuchaczy i czytelników. Tłumaczyliśmy krótkie opisy i czytaliśmy recenzje, nie znając tego co najważniejsze – opowiadań. Tym samym mój apetyt nieco urósł i chyba po raz pierwszy w życiu (a przynajmniej nie przypominam sobie podobnego incydentu w przeszłości) przeczytałem za jednym posiedzeniem, od deski do deski, zbiór opowiadań Stephena Kinga. Przeczytałem i jestem zadowolony. Gdybym miał wybrać najlepsze teksty, które będą charakteryzować całą antologię i jako pierwsze przyjdą na myśl wspominając książkę, to będą to trzy najdłuższe nowelki. Moje zdanie na temat 'Piernikowej dziewczyny’ bardzo odbiega od tego co pisał ingo. Podobnie jak to było w przypadku 'Ręki mistrza’, King trafił w tym tekście w moje gusta. Zachmurzony burzowy klimat opuszczonej miejscowości na Florydzie, czy piękny zachód słońca w finale opowiadania, to coś co po prostu mnie urzeka i bardzo cieszę się, że King coraz częściej opuszcza Maine w swych tekstach. Do tego 'Piernikowa dziewczyna’ to całkiem mocny horror i jeżeli miałbym strzelać to stawiam, że będzie pierwszym tekstem, którym zajmą się filmowcy. Jednocześnie należy zaznaczyć, że sama historia jest prosta do bólu i jej ewentualna ekranizacja, po wymuszonych przeróbkach, może być typowym, schematycznym horrorem, niegodnym nazwiska Kinga w tytule. Fabuła 'N.’ nie była nowością. Fani mieli już możliwość obejrzeć kapitalny 25-odcinkowy serial animowany stworzony na podstawie tej historii. Myślę jednak, że w tym przypadku nie można oceniać ani filmu pod kątem adaptacji, ani opowiadania pod kątem filmu. Należy to traktować raczej jako jeden projekt będący kolejnym eksperymentem Kinga. Tekst jest już czwartym opowiadaniem, w którym autor silnie nawiązuje do twórczości H.P.Lovecrafta i po raz kolejny wychodzi z tego starcia z tarczą. Byłem zachwycony tym tekstem, a stałych czytelników ucieszy zapewne fakt, że wracamy tu do znanych nam miejsc. Trzecim tekstem (i zarazem zamknięciem całego zbioru) jest Bardzo trudne położenie. Tutaj znów wracamy na Florydę i ponownie finał przedstawia zachód słońca, który jest motywem przewodnim książki i pojawia się w kilku opowiadaniach. Sama lokacja schodzi jednak na drugi plan (choć dla mnie i tak pozostaje plusem tekstu), gdyż większość czasu spędzamy w… innym miejscu:-)Powiem tylko, że jest wesoło i widać jak doskonale King bawił się podczas pracy. Jednocześnie wypada zaznaczyć, że jest to tekst niesamowicie obrzydliwy (mnie ruszył, a znany jestem z upodobań do opowieści fekalnych) i mocno wulgarny, a tym samym nie dla każdego czytelnika. Czegoś takiego chyba jeszcze u Kinga nie było i ciekaw jestem czy ktoś kiedyś przeniesie to na taśmę filmową. Gdybym miał strzelać to stawiam, że nie. Znajdziemy tu też kilka tekstów, które uważam za bardzo dobre, ale przy pierwszym podejściu nie wwierciły mi się na tyle w głowę, by stawiać je wśród tych najlepszych opowiadań. Pierwszym z nich jest 'Willa’ – opowieść znana wcześniej polskiemu czytelnikowi. Trzy lala temu oceniłem tekst bardzo wysoko i podtrzymuje swoje zdanie. Niemowa to kolejna opowieść o autostopowiczu i jak dla mnie trzyma poziom poprzedników. Ciekawa, dobrze opowiedziana historia z niezłym finałem. Dzień rozdania świadectw jest natomiast najkrótszym tekstem zbioru, a po porównaniu go przez ingo do mojego ulubionego opowiadania – 'Człowieka, który kochał kwiaty’ – oczekiwania miałem ogromne. Ostatecznie spodziewałem się czegoś zupełnie innego i w pierwszej chwili trochę się rozczarowałem, ale 'Dzień rozdania świadectw’ okazał się tego typu utworem, który nie wyparowuje z głowy i z każdym dniem wspominałem go coraz lepiej. Finał tytułowego dnia przedstawiony jest naprawdę po mistrzowsku. Najbardziej zaskoczyło mnie natomiast Rzeczy, które po sobie zostawili. Był to tekst, którego kompletnie nie miałem ochoty czytać i zrobiłem to tylko z obowiązku, autentycznie zmuszając się do lektury. Tematyka 11 września nie interesuje mnie ani w rzeczywistości ani w wykonaniu Kinga. Do tego zakładałem, że będzie to typowo amerykańskie opowiadanie. Co do tego ostatniego, nie pomyliłem się całkowicie, bo aby odebrać cały dramat jak należy trzeba doświadczyć tego na własnej skórze, mimo to, „Rzeczy” wywarły na mnie niespodziewanie duże wrażenie. 'Po zachodzie słońca’ oferuje nam też trzy teksty, które w moim odczuciu nie są złe, ale też nie pozostawiają po sobie nic zasługującego na zapamiętanie czy choćby wyróżnienie. Dwa z nich 'Sen Harveya’ oraz ”New York Times’ w cenie promocyjnej’ bardzo kojarzą mi się z tekstem, który zawsze uwielbiałem – 'Przepraszam, to nie pomyłka’ – jednakże są one znacznie bardziej nijakie. Podobało mi się, ale bez żadnych rewelacji. Do tego po kilku dniach wiele w głowie nie zostało. Trzecie opowiadanie to 'Miejsce obsługi podróżnych’, w którym King ponownie mierzy się z motywem pisarza i jego alter ego. Nie odebrałem tej historii na płaszczyźnie „co ja bym zrobił na ich miejscu?”. Wydawało mi się, że sednem sprawy było tu przedstawienie pisarza jako postaci, która obserwuje, a jednocześnie, jeżeli już wkracza do działania, to tylko po to by zarchiwizować w swej głowie te bardziej ekstremalne obrazy, dźwięki, sceny i ludzkie zachowania znane jedynie z filmów. Nie twierdzę, że dobrze odebrałem to opowiadanie, ale patrząc pod tym kątem, podobało mi się. Pomijając ten fakt, nie ma tu raczej nic innego do zaoferowania. Na koniec zostały opowiadania, które najmniej mi się podobały. Pierwsze z nich to dość długi 'Rower stacjonarny’, którego początek zapowiadał coś dobrego, ale im dalej tym było gorzej. Pierwsza rozmowa na temat skutków otyłości zaostrzyła mój apetyt na jakieś obrzydliwe opowiadanie w stylu 'Opowieści z krypty’, a ostatecznie otrzymałem pokraczną wersję 'Było sobie życie’. Nie jest to złe, ale wracać do tego też nie mam ochoty. I nie pomógł tu nawet fakt, że sam przechodzę właśnie okres diet, ćwiczeń i zdrowego trybu życia. Drugim tekstem, który moim zdaniem kompletnie nic nie zaoferował jest 'Ayana’. Paradoksalnie, podobnie jak w 'Rowerze’, King poruszył tu temat bardzo mi bliski – tzw. „woli boskiej”, którą tłumaczy się zarówno tragedie jak i cuda. W tym przypadku jednak więcej przyjemności dostarczyło mi czytanie notki autora niż samego tekstu. Może kiedyś jeszcze wrócę do tego opowiadania, ale na chwilę obecną – nie podobało mi się. Na marginesie, wypada zaznaczyć, że w przypadku notki do 'Ayany’ tłumaczowi przytrafiła się dość poważna wpadka związana z nieznajomością jednego z najważniejszych wydarzeń w życiu Kinga – wypadku z 1999 r. Otóż sam fakt udziału w wypadku samochodowym nie świadczy jeszcze, że się za kierownicą siedziało. Podobnie jak mój przedmówca, na koniec pozostawiłem 'Kota z piekła rodem’. Samo opowiadanie oceniam jak najbardziej pozytywnie, a na temat jego obecności w tym zbiorku… nie mam zdania. Z jednej strony, 30-letni tekst wydaje się być zbędny i nie pasować do reszty, z drugiej natomiast, nie wiem czy ktoś poza maniakami zwróci w ogóle na to uwagę. Osobiście wolałbym by potraktować je niczym literacki odpowiednik dodatków dvd, umieścić na samym końcu, zamiast wplatać w środek, i opatrzyć jakimś specjalnym długim wstępem. Są to jednak tylko moje zachcianki, a ich brak nie wpływa na ocenę końcową. Cały zbiorek oceniam pozytywnie. Najbardziej adekwatną ocenę można wystawić po czasie, gdy wiadomo już ile z zawartych tu opowiadań wyparowało, a ile pozostało w sercu czytelnika. Tak czy inaczej, już teraz wiem, że wiele takich tekstów nie będzie. 'Po zachodzie słońca’ to bardzo wyrównany zbiór. Nie znajdziemy tu głupot pokroju 'Palca’ czy 'Jestem bramą’, ale też próżno szukać takich perełek jak 'Człowiek, który kochał kwiaty’ czy 'Ostatni szczebel w drabinie’. Krótko mówiąc, podobnie jak w przypadku 'Wszystko jest względne’, nie ma tu bubli, ale też brak geniuszu. To po prostu bardzo dobry i bardzo wyrównany zbiorek. Autor: Mando |
||||||||||
Inne wydania
|