Ostatnia misja Gwendy

   

Opis

Mistrzowie grozy, Stephen King i Richard Chizmar, ponownie zabierają czytelników do miasteczka Castle Rock w stanie Maine, a stamtąd w przestrzeń pozaziemską, gdzie Gwendy będzie miała do wykonania doniosłą i tajemniczą misję ocalenia świata – być może nie tylko tego, który znamy.

Tymczasem Gwendy zmaga się z nie najlepszą kondycją swojego umysłu. Jej jedyną nadzieją jest magiczne pudełko, które równie dobrze może zagrozić powodzeniu jej działań.

Kiedy Gwendy Peterson miała dwanaście lat, tajemniczy nieznajomy, Richard Farris, oddał jej na przechowanie tajemnicze pudełko. Można w nim było znaleźć słodycze i stare monety, ale trzeba było uważać, bo pudełko miało także swoją mroczna stronę. Naciśnięcie któregoś z kolorowych guzików ukrytych w jego wnętrzu wyzwalało groźną, niszczycielską moc.

Wiele lat później magiczne pudełko ponownie pojawiło się w życiu Gwendy. Jako uznana pisarka i wschodząca gwiazda polityki raz jeszcze musiała zmierzyć się z pokusą, jaką stanowił ten przedmiot. Teraz, gdy siły zła chcą przejąć nad nim kontrolę, senator Gwendy Peterson jest jedyną osobą, która może je powstrzymać. I zrobi to za wszelką cenę. Bo wie o istnieniu miejsca, gdzie można je bezpiecznie ukryć, nawet przed potężnymi siłami.

Info wydawnicze:

  • Rok wydania: 2022
  • Tytuł oryginalny: Gwendy’s Final Task
  • Tłumaczenie: Danuta Górska

Ostatnie wydanie:

  • Wydawca: Albatros
  • Liczba stron: 286
  • Oprawa: twarda


Recenzja

Trylogia o Gwendy Peterson dobiega końca. Coś, co miało być krótką historyjką, nie dłuższą niż niejedno opowiadanie ostatecznie skończyło jako trzy książki. „Pudełko z guzikami Gwendy” pięć lat temu oceniałem pozytywnie, aczkolwiek bez szczególnego entuzjazmu. Spowodował to sam pomysł na tytułowe pudełko, który w moich oczach był infantylny, skierowany do nastoletniego czytelnika. Drugi tom, „Magiczne piórko Gwendy”, miał w sobie już mniej tego magicznego przedmiotu ale lektura, także przyjemna podobnie jak część pierwsza, nie wywołała we mnie szybszego bicia serca. Wszystko wskazywało więc na to, że ostatnia odsłona, „Ostatnia misja Gwendy” podzieli los swoich poprzedniczek. Ku mojemu zaskoczeniu, książkę oceniam zupełnie inaczej.

Gwendy Peterson poznaliśmy jako dwunastolatkę, śledziliśmy jej losy gdy dojrzewała, następnie obserwowaliśmy ją już jako dorosłą kobietę. Teraz spotykamy Gwendy w podeszłym wieku i to w najmniej spodziewanym miejscu i momencie jej życia. Gwendy wsiada do rakiety, która wyniesie ją w kosmos. Ktokolwiek mógłby spodziewać się czegoś takiego po Stephenie Kingu? W pierwszym momencie na wieść o takim rozwoju sytuacji uśmiechnąłem się tylko myśląc, że pisarz za bardzo popłynął. Gwendy w kosmosie brzmiało jak kolejny żart, który skończy swój żywot jako wpis na Twitterze. Ale ku memu zdziwieniu niemal natychmiast fabuła książki wciągnęła mnie mocno a akcja rozgrywająca się na statku lecącym ku gwiazdom sprawiała mi ogromną frajdę. Zarówno King jak i współautor powieści Richard Chizmar powiedzieli jeszcze przed premierą, że nie mają zupełnie wiedzy na temat lotów w kosmos a jednak udało im się stworzyć fabułę, która pochłania czytelnika a opisane miejsce, sprzęt i czynności wykonywane przez załogę rakiety przedstawiają się wiarygodnie i działają na wyobraźnię. Autorzy na przemian przeskakują z kosmosu do wydarzeń, które miały miejsce nieco wcześniej na Ziemi i mimo, że oba wątki są bardzo ciekawe (i oczywiście są ze sobą naturalnie połączone) to jednak te kosmiczne fragmenty wydają mi się bardziej ekscytujące. Naprawdę kompletnie się tego nie spodziewałem ani po Kingu ani po sobie.

Na okładce książki widzimy Mroczną Wieżę, to budziło wiele emocji i spekulacji co też ta książka może mieć wspólnego z uniwersum Wieży i jak to King połączy. Połączenie faktycznie jest i bardzo mi się ono podoba. Trzeba mieć na uwadze, że aby cieszyć się w pełni „Ostatnią misją Gwendy” należy być zaznajomionym z cyklem „Mroczna Wieża” oraz nowelą „Mali ludzie w żółtych płaszczach” ze zbioru „Serca Atlantydów”. Oczywiście da się tę historię przeczytać i pewnie też zrozumieć bez lektury tych książek jednak podejrzewam, że osoby, które mają je jeszcze przed sobą, mogą być momentami skołowane a już na pewno nie będą miały frajdy z lektury jaką można mieć dzięki połączeniu tych uniwersów.

Ostatni tom cyklu o Gwendy to w mojej ocenie najlepsza jego odsłona. Tak jak poprzednie części przeczytałem z zaangażowaniem ale bez entuzjazmu tak tutaj książka mnie pochłonęła i bawiłem się znakomicie. Drugą połowę powieści czyta się jednym tchem a samo zakończenie mimo, że w pewnym momencie łatwe do przewidzenia, jest wzruszające. Stephen King i Richard Chizmar pięknie zakończyli historię Gwendy.

Autor: nocny