Desperacja
|
||||||||||
OpisGórnicze miasteczko Desperacja, położone w odludnej części środkowej Nevady, staje się miejscem niezwykłych, przerażających wydarzeń. Niegdyś kipiące życiem, od pewnego czasu sprawia wrażenie porzuconego przez mieszkańców. Zostały tylko kojoty, węże, skorpiony i myszołowy… oraz miejscowy policjant Collie Entragian, mianujący się jedynym przedstawicielem prawa na zachód od Pecos, który patroluje przebiegającą obok drogę nr 50. Podróżni, którzy trafili tu zrządzeniem losu, a wśród nich rodzina Carverów i jadący 700-funtowym harleyem sławny pisarz Johnny Marinville, nigdy nie dotrą do celu swojej podróży, a ich przeznaczeniem będzie poznać prawdziwy sens słowa „desperacja”.
|
||||||||||
|
||||||||||
RecenzjaAkcja książki rozgrywa się w górniczym miasteczku o mało optymistycznej nazwie Desperacja, które to S.K. wybrał na tło dość interesującej bitwy między dobrem i złem. Źródłem koszmaru była tamtejsza kopalnia w której odkopano coś co nie powinno nigdy zostać odnalezione. Na „dzień dobry” á la Stephen King nasz ulubiony pisarz zafundował zdechłego kota wiszącego na znaku drogowym (i nie było to bynajmniej ostatnie martwe stworzenie w tej historii, choć biorąc pod uwagę jakie „żyjątka” biegały tu i tam w kolejnych rozdziałach skłaniałabym się raczej ku pozostaniu przy futrzanej materii nieożywionej). Głównych bohaterów powieści na pozór nic nie łączy, po prostu ich drogi skrzyżowały się na pewnym odcinku autostrady, gdzie zostali zatrzymani przez policjanta o fizjonomii i wymiarach średniego czołgu. Od początku podejrzewali, że coś było nie tak – o tym jak bardzo przekonali się we wnętrzu radiowozu, gdy siedzący za kierownicą mundurowy krwawo tracił to i owo ze swojej twarzy. Na osłodę wyrwało mu się nawet w trakcie konwersacji urocze stwierdzenie „zabiję was”. 'Desperacja’ to historia pełna pytań, zwątpienia, duszącej ciemności, pustki, kojotów, ścierwników, pająków, skorpionów, czyli wszelakiego okropieństwa psychicznego oraz ruchomego paskudztwa. Oprócz mnóstwa tych cudowności sporo było też niestety oczywistości – bohaterowie uwięzieni w opustoszałym mieście prezentują mały przekrój społeczny: chłopiec, jego oszalały ze strachu ojciec, dzielna młoda kobieta oraz nieco starszy ale równie prawy mężczyzna i dwóch alkoholików w różnym wieku. Kłócą się, są dla siebie momentami wredni i złośliwi ale jak łatwo się domyśleć potrafili w końcu zebrać siły do walki ze złem. Motywem przewodnim powieści jest pojedynek rozgrywający się głównie w dwóch umysłach – demona i głęboko wierzącej osoby (nie zdradzę jednak kim ona jest, żeby nie psuć przyjemności czytającym w przyszłości 'Desperację’ po raz pierwszy). Dość przewidywalne są emocje, które targają „wybranym” – najpierw patrzył bezsilnie jak ginęły najbliższe mu osoby, potem mając przed oczami wyraźne widmo śmierci odkrył, że jest częścią boskiego planu, więc na zmianę wierzył, wątpił, złościł, modlił ale mimo wszystko się nie poddał. King znakomicie oddał wygląd i atmosferę panującą w odciętym od świata miasteczku, dzięki czemu moja wyobraźnia działała bez przerwy na pełnych obrotach – mimo to 'Desperację’ czytałam raczej bezdreszczowo. Niesamowitość otoczenia nie zdołała przesłonić lekkiego rozczarowania jak już wspomniałam wcześniej typowym zachowaniem wykreowanych przez pisarza postaci. Być może w obliczu śmiertelnego zagrożenia lub/i boskiego oświecenia (nieuchronnie łączącego się z poświęceniem) ludzie zawsze się tak zachowywali jak to opisał S.K. Żeby nie kończyć w takim krytycznym tonie wspomnę o jednej rzeczy na osłodę – ubawiłam się setnie przy z jednym z panów. Zdecydowanie moim faworytem wśród był John Edward Marinville – niebotycznie zadufany w sobie „lew literatury”, którego miłość własna wciąga w największy koszmar życia (i dobrze mu tak – zasłużył sobie). Podsumowując jego zachowanie w finale mogłabym użyć sformułowania „wiedziałam, że tak będzie” ale mimo wszystko nie mogę pozbyć się wrażenia, że sporo jest w nim z samego Stephena Kinga – niewielu ludzi potrafi spojrzeć na siebie z takim przymrużeniem oka (problem mają szczególnie ci, którzy zaznali sławy). Jedno jest pewne dla mnie po 'Desperacji’ – na wycieczkę autem/motorem/hulajnogą/drezyną po Stanach Zjednoczonych nie pojadę, nie-ma-mowy. Wystarczą mi w zupełności lekkie ukłucia paniki na widok co bardziej rosłych stróżów prawa jeżdżących po Wrocławiu 😉 Autor: effunia |
||||||||||
Inne wydania
|
||||||||||
|
||||||||||
|