Blaze
|
|||||||||
OpisPorwanie, które miało być przestępstwem stulecia, zmienia się w dramatyczną ucieczkę. Sprawca przestępstwa czy ofiara? Blaze, mało rozgarnięty olbrzym, żyje z drobnych kradzieży. Dopiero przyjaźń z George’em Rackleyem dodaje jego poczynaniom finezji. To przebiegły George jest mózgiem podejmowanych wspólnie akcji i to on wpada na pomysł porwania sześciomiesięcznego dziedzica wielkiej fortuny. Blaze ze swoją ponadprzeciętną siłą fizyczną jest dla niego doskonałym narzędziem, którym można łatwo manipulować… i niczym więcej. |
|||||||||
|
|||||||||
Recenzja”Blaze’ jest już drugą powieścią Richarda Bachmana wydaną po jego śmierci. O ile w przypadku 'Regulatorów’ można powiedzieć, że pomysł publikacji książki pod pseudonimem był ciekawy i uzasadniony, tak w przypadku 'Blaze’a’ słowa te po prostu nie pasują. King postanawiając wydać powieść napisaną jeszcze w latach 70-tych spokojnie mógł to zrobić pod swoim własnym nazwiskiem. Tym bardziej, że 'Blaze’ nie przypomina innych książek Bachmana. Co więcej, ta książka nie przypomina żadnego wcześniejszego Kinga. Punktem wyjścia całej historii jest porwanie dziecka pochodzącego z bogatej rodziny i zażądanie za niego okupu. Porywaczem zostaje olbrzym o mentalności dziecka. Sam ten wątek zajmuje mniej więcej pół książki. Jest on przeplatany najważniejszymi wydarzeniami z życia Blaze’a, które mają na celu sprawienie by czytelnik bardziej polubił głównego bohatera i bardziej mu współczuł. Problem w tym, że sporo fragmentów jest niestety nudnych. A chwyty, które King stosuje, niestety nie na wszystkich działają. Dużym minusem jest jeszcze sama końcówka. Miałem nadzieję, że Król nas zaskoczy, albo da nam trochę do myślenia, niczym w innych „Bachmanach”. Niestety ostatnie strony są do bólu przewidywalne. Nie miałem praktycznie żadnej przyjemności z ich czytania. Podsumowując, fabularnie 'Blaze’ nie jest w żadnym aspekcie odkrywczy. Taką historię mógł wymyślić każdy. Napisać zresztą też, ponieważ nowa książka Kinga absolutnie nie posiada jego stylu. Jak już wcześniej napisałem, różni się ona również od starego, dobrego Bachmana, którego fani cenią za takie powieści jak 'Wielki Marsz’, czy 'Ucieknier’. 'Blaze’ nie trzyma w napięciu i sprawia, że momentami czytelnikowi zamykają się oczy. A biorąc pod uwagę, że nie jest to długa książka, to tym bardziej ogólne wrażenie nie jest zbytnio pozytywne. Jako fan Mistrza nie chciałbym pisać tylko złych rzeczy o jego najnowszej książce. Niestety na chwilę obecną nie przychodzą mi do głowy żadne pozytywy z nią związane. No dobrze, parę razy zachowanie Blaze’a mnie rozśmieszyło (w pozytywnym sensie). Można to ewentualnie zaliczyć na plus. Problem w tym, że ta książka nie miała śmieszyć, tylko wzruszać. Ktoś może powiedzieć, że jestem nieczułym draniem. Otóż nie. Jest sporo książek Kinga, które mocno mnie poruszyły. I czyniły one to nie tylko podczas pierwszego czytania, ale także przy kolejnych razach. Tak jak poprzednia książka Kinga, 'Historia Lisey’, należy do ścisłej czołówki najlepszych powieści tego autora, tak 'Blaze’ znajduje się na samym dole mojego rankingu. Niestety spadek jakości był nadzwyczaj drastyczny. Biedny Richard Bachman pewnie przewraca się teraz w grobie. Gdziekolwiek on jest. Szkoda, że zamiast pozostawić biedaka w spokoju i chwale, King musiał go jeszcze dobić. Autor: ingo Jak odmiennie można odbierać literaturę pokazuje właśnie 'Blaze’ i opinia inga powyżej oraz moja, którą właśnie tu kreślę. Czytając powieść cały czas pamiętałem o słowach, że nie czuć tutaj w ogóle stylu ani Bachmana ani Kinga. I zastanawiałem się, o co chodzi, przecież dużo tu Bachmana przeplatanego Kingiem 🙂 A że książka nie przypomina poprzednich utworów pisarza? Chyba lepszej pochwały nie można wystawić 🙂 'Blaze’ to książka, którą King napisał 34 lata temu, jeszcze przed publikacją debiutanckiej 'Carrie’, w okresie powstawania pierwszych „bachmanów”. Także mamy tutaj główne cechy stylu zmarłego pisarza, bardzo mała liczba postaci, delikatnie tylko nakreślone charakterystyki, opisy ograniczone do tych najpotrzebniejszych, fabuła jednowątkowa. Jednak dodał tutaj King nieco od siebie i powplatał przerywniki w główny wątek. Te przerywniki to ulubiona tematyka autora, czyli dzieciństwo. Poznajemy więc fragmenty życia głównego bohatera od dzieciństwa po okres rozgrywający się na chwilę przed wydarzeniami głównowątkowymi. Tutaj także nie zgadzam się z opinią redakcyjnego kolegi. Główny wątek czyta się bardzo przyjemnie, z ciekawością oczekiwałem dalszego rozwoju wypadków. Powroty do przeszłości na początku wydawały mi się niepotrzebne, burzące ciąg fabularny. Jednak szybko wsiąkłem w młodzieńcze lata Claytona i towarzyszyłem mu w najczęściej przykrych momentach życia. Okazało się, że poprzez ten zabieg King zbudował emocjonalną więź czytelnika z bohaterem, która stała się bardzo ważna przy odbiorze jego postaci. King prowadzi czytelnika za rękę pokazując ze szczegółami kolejne poczynania porywacza. Mamy do czynienia z człowiekiem, który uprowadza dla okupu niemowlę, człowieka, który miał wcześniej wielokrotnie kłopoty z prawem. I co robi King? Sprawia, że czuje się do tej postaci coraz więcej sympatii, ma się nadzieję, że uda mu się wykaraskać z bałaganu, do którego doprowadził. Tu należą się wyrazy uznania dla pisarza, świetnie skonstruował bohatera i zagrał na emocjach odbiorców. W zasadzie po przeczytaniu opisu książki można spodziewać się konkretnego zakończenia, dokładając jeszcze do tego to, jak kończą się książki Bachmana, finał jest przewidywyalny i absolutnie nie powinien dziwić. Mimo tego ostatnie kilkanaście stron czytałem tak szybko, że gubiłem słowa i musiałem wracać. Nie przypominam sobie bym wcześniej tak bardzo chciał poznać zakończenie, przewracałem kartki pełen napięcia, obawy, strachu o losy Blaze’a. I nadszedł ów koniec, nie zaskoczył, a jednak wywołał emocje jak rzadko kiedy. Jaka jest ta książka? Cieszę się, że King postanowił ją wydać, przyjemnie się ją czytało, bohater nie był obojętny, czekałem na finał z wypiekami. Przeczytałem tę powieść dwukrotnie i za drugim podejściem podobała mi się jeszcze bardziej niż pierwotnie. Jest to taka ciekawostka sprzed kilkudziesięciu lat sprezentowana od idola ale zarazem naprawdę całkiem porządna książka. Autor: nocny 'Blaze’ jest już drugą książką Richarda Bachmana wydaną po „śmierci” pisarza, jednak w przeciwieństwie do 'Regulatorów’ mamy tutaj do czynienia z prawdziwym wczesnym Bachmanem. Wielu czytelników uznaje tezę jakoby „ciemna strona” Stephena Kinga, jaką niewątpliwie jest Richard Bachman, tworzyła powieści znacznie lepsze niż jego późniejszy, bardziej dojrzały odpowiednik. Nie mnie rozstrzygać ten spór, aczkolwiek nie można nie zgodzić się z faktem, że stare książki Bachmana charakteryzuje znacznie cięższy klimat i odważniejsze pomysły. Bachmanowi nie dane było złagodnieć czy też stać się bardziej poprawnym politycznie, gdyż King uśmiercił go już po kilku książkach. Z tego powodu wielu wychwala jego powieści, ale pamiętać należy, że „mroczna połowa” Kinga nie miała też kiedy rozwinąć się literacko i jego warsztat często pozostawiał wiele do życzenia. King, nawiązując do jednego ze swych opowiadań, określił tę książkę mianem „piątej ćwiartki”, gdyż 'Blaze’, mimo że wydana została dopiero w XXI wieku, jest tak naprawdę piątym i ostatnim z wczesnych prawdziwych Bachmanów (’Chudszy’ oraz 'Regulatorzy’ to już zupełnie inne książki). Zarówno klimatem jak i stylem zbliżona jest do pozostałych powieści, które wyszły spod pióra pisarza, a co za tym idzie mamy tutaj jednowątkową fabułę, bardzo mało postaci, opisy ograniczone do minimum, ale również ciekawą i dołującą historię oraz to dziwne uczucie, że wszystko cały czas zmierza w złym kierunku. Pod tym względem jest to stuprocentowy Bachman na najwyższym poziomie. Jest jednak coś co wyróżnia 'Blaze’ na tle reszty dorobku „zmarłego” pisarza. Autor wzbogacił książkę o liczne retrospekcje, które przeplatają się z właściwymi wydarzeniami pokazując nam dwie drogi prowadzące do tego samego finału. Nie wiadomo w jak mocnym stopniu książka ta została poprawiona przez dorosłego Kinga. Sam zainteresowany twierdzi, że starał się jedynie doszlifować ją w paru miejscach, jednak nie dane nam będzie dowiedzieć się czy mówił prawdę. Tak czy inaczej, czytając książkę, miałem nieodparte wrażenie, że za wydarzenia opisane w retrospekcjach odpowiada, znacznie dojrzalszy pisarz, za co należy się ogromny plus dla młodego Bachmana. Same retrospekcje zasługują na najwyższą ocenę, a dzięki nim całość staje się nieporównywalnie lepsza, łącząc w sobie ten ostry bachmanowski pazur z bardziej ckliwym i sentymentalnym Kingiem jakim stał się on pod koniec ubiegłego wieku. Głównym wątkiem książki jest realizacja, z góry skazanego na niepowodzenie, planu porwania dziecka, w celu wymuszenia okupu, a w konsekwencji chaotyczna ucieczka. Mimo maksymalnej prostoty czyta się to wyśmienicie. Co więcej, autor potrafi zaskakiwać (już pierwszy rozdział daje niezłego kopa), wielokrotnie rozbawia (dialogi Claya i George’a to często prawdziwe perełki), a także bardzo mocno trzyma w napięciu. Jednak o sile książki świadczą wspomniane wcześniej retrospekcje. To dzięki nim poznajemy smutną historię głównego bohatera. Towarzyszymy mu podczas młodzieńczych przygód, z grubsza poznając drogę, którą przeszedł od narodzin do wydarzeń głównowątkowych. W ten prosty sposób King stworzył więź między negatywną postacią jaką jest Clay, a czytelnikiem. Podobne zagranie autor próbował zastosować już w powieści 'Rage’, jednak trzeba przyznać, że wyszło mu to wtedy znacznie gorzej niż w nieco późniejszym 'Blaze’. Jedno trzeba sobie powiedzieć wprost – 'Blaze’ nie jest najlepszą książką Bachmana. Z tymże było to oczywiste od samego początku. Najwspanialszą powieścią Ryśka był 'Wielki Marsz’ i jego pierwsze miejsce nie było nawet przez chwilę zagrożone. Oczywistym jest, że gdyby King kiedykolwiek napisał coś lepszego od „Marszu” to nie trzymałby tego przez 34 lata w kartonie. 'Blaze’ od początku startował z drugiego miejsca, a to, że udało mu się tę pozycję utrzymać jest nie lada wyczynem. Do niedawna byłem przekonany, że taka powieść jak 'Uciekinier’ nie spadnie w mym prywatnym bachmanowym rankingu, tymczasem zostałem bardzo miło zaskoczony. Reszta książek tego autora nie liczy się w ogóle w porównaniu z 'Blaze’. Na zakończenie pozostaje mi tylko polecić książkę niezdecydowanym. Ostrzegam jedynie by nie nastawiać się na horror. Książki Bachmana często charakteryzuje ciężki klimat i sporo bardzo brutalnych, nie raz szokujących rozwiązań, mimo to, ten prawdziwy wczesny Bachman tworzył książki w miksie gatunkowym, dość odległym horrorowi. 'Blaze’ nawet ciężko byłoby nazwać thrillerem. Jest to po prostu bardzo dobra powieść napisana przed człowieka, który od kilku dekad, nazywany jest „Królem horroru”. Ze swojej strony zapewniam, że warto jest wysupłać te parę złotych i poświęcić kilka wieczorów na lekturę. Na pewno każdy dostanie tutaj coś dla siebie. Czytelnicy, którzy wszystkie nowe książki Króla traktują jedynie jako pretekst do narzekania jak też ten człowiek się wypalił, staną przed jedyną szansą, aby jeszcze raz zasmakować starego dobrego Kinga, zaś zwolennicy nieco ckliwszych historii również znajdą tu coś dla siebie. Tych prawdziwych fanów natomiast namawiać chyba nie muszę. Autor: Mando Rozbudowana wyobraźnia Stephena Kinga doprowadziła w pewnym momencie do tego, że stworzył on jeden z najbardziej niezwykłych pseudonimów w historii literatury. Mam na myśli Richarda Bachmana, pod którego nazwiskiem Król opublikował łącznie siedem powieści (w tym dwie po domniemanej śmierci swojego alter ego, mającej miejsce w połowie lat ’80). Najbardziej niezwykłe w tym jest to, że prace markowane nazwiskiem Bachmana zdecydowanie różnią się od głównego dorobku Kinga. Każda z tych siedmiu książek charakteryzuje się krótkimi zdaniami, małą ilością postaci i opisów, jednowątkową fabułą, w której czarny humor miesza się z tragedią oraz poczuciem zmierzania wszystkiego w złym kierunku. Można powiedzieć, że są to znaki firmowe Richarda Bachmana – pseudonimu, któremu zawdzięczamy tak genialne powieści jak 'Wielki Marsz’ i 'Uciekinier’. Ostatnio, za sprawą wydawnictwa Prószyński i S-ka, na naszym rynku ukazała się druga wydana pośmiertnie książka Bachmana pt. 'Blaze’. Po jej przeczytaniu mogę śmiało stwierdzić, że wpasowuje się ona w kanon pozostałego dorobku tego autora i bezwątpienia stanowi przykład lektury tak samo znakomitej jak wspomniany 'Uciekinier’, a i samemu 'Wielkiemu Marszowi’ ustępuje w niewielkim stopniu. 'Blaze’ opowiada historię olbrzymiego mężczyzny, Claya Blaisdella juniora, który w wyniku uszkodzeń głowy w młodości staję się ograniczony umysłowo. Jego dzieciństwo było pasmem nieszczęść i cierpienia, ale mimo to jakoś sobie radził: pracował i od czasu do czasu brał udział w napadzie na sklep etc. Sytuacja zmieniła się, gdy poznał George’a, który wciągnął go w świat drobnych i większych kantów. Namawia on go do zrealizowania ostatniego, wielkiego numeru: porwania sześciomiesięcznego dziecka, dziedzica fortuny rodziny Gerardów. Clay zgadza się, przez co staję się obiektem poszukiwań policji i FBI. Od chwili porwania zaczyna się dramatyczny wyścig z czasem, rozgrywający się w upiornej scenerii zaśnieżonych lasów stanu Maine. Już od pierwszych stron 'Blaze’ zdumiewa siłą realizmu i klimatu. Fundamentem całej opowieści jest fantastyczna postać Claya, który niejednokrotnie sprawił, że wybuchałem śmiechem lub przerzucałem gorączkowo kolejne kartki, aby zobaczyć do czego doprowadziło jego zachowanie. Przy jednej ze scen miałem nawet ochotę rzucić książkę w kąt z zamiarem nie czytania – tak sugestywna i smutna się wydawała, że aż trudno było wytrzymać nadmiar gromadzących się przy niej emocji. Poza tym przygotowania do porwania oraz samo uprowadzenie dziecka przeplatają się ze scenami z dzieciństwa Claya, które momentami są naprawdę tragiczne – szczególnie „wypadek” zafundowany przez kochanego tatusia. Dzięki temu w stu procentach identyfikowałem się z tą postacią, a co najważniejsze lubiłem i trzymałem za niego kciuki. Clay, moim skromnym zdaniem, jest jedną z najlepszych postaci stworzonych przez Kinga, a na pewno najlepszą z tych wykreowanych przez Bachmana. Mało tego, to chyba najsympatyczniejszy porywacz w historii literatury. Oprócz świetnego bohatera mamy w 'Blaze’ typową dla Bachmana prostą fabułę, która mimo swojej przewidywalności zafundowała mi sporo mocnych wrażeń. Finał również jest dosyć standardowy, ale potrafi wycisnąć masę uczuć z czytelnika. Po odłożeniu książki czułem się tak, jakbym zaliczył krótką randkę z walcem drogowym. Siła krótkich zdań stosowanych przez Bachmana jest zdumiewająca: niby niedługie, a bije z nich moc wgniatająca w fotel. Dodatkowo ten sposób konstrukcji powieści sprawia, że nasze uczucia są bardziej szczere, pierwotne, jakby Bachman z rozmysłem docierał przez nie do najbardziej podstawowych instynktów i rekcji. W takim wypadku można zrobić tylko jedno, a mianowicie dać się wciągnąć w ten smutny świat. To czy 'Blaze’ wyciśnie z was łzy zależy od waszego hartu ducha. Jednak gdy już poczujecie, jak gromadzą się w kącikach oczu, nie wstydzicie się ich. Pozwólcie im spływać delikatnie po policzkach, aby w ten sposób oddać hołd tej świetnej książce. Gwarantuje, że jeśli nawet nie uronicie łzy na końcówce, to na pewno przez cały dzień (a nawet kilka dni) nie opuści was wspomnienie Claya; nie dacie rady zapomnieć tak kapitalnej postaci i jej historii. Podsumowując. 'Blaze’ to powieść stojąca co najmniej na równi z 'Uciekinierem’, a i od samego 'Wielkiego Marszu’ odstająca niewiele. Znajdziecie w niej wszystko, co lubicie u Bachmana, czyli czarny humor wymieszany z dramatem, genialnego bohatera oraz masę uczuć, które płyną z tych krótkich zdań. Żaden fan dobrej, przekonywującej opowieści spod pióra Bachmana/Kinga nie może przejść obok Blaze’ obojętnie. Mało tego, ta książka to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chcę zobaczyć moc, jaka kryję się w twórczości Króla. 'Blaze’ to wspaniała historia, która zagwarantuje to, że Richard Bachman na zawsze pozostanie żywy w sercach czytelników. A może i przekona kilku niedowiarków do sięgnięcia po pozostałe powieści autorstwa zarówno Richarda Bachmana, jak i Stephena Kinga. Autor: Gage |
|||||||||
Inne wydania
|