Trzeci zeszyt wyróżnia się od swoich poprzedników już w procesie dystrybucji. Jego poprzednicy byli wydawani również w wersji wariantowej. Bieżący numer ukazał się już tylko w jednej wersji. Nie wiadomo dlaczego podjęto taką decyzję, ale zdecydowanie uważam ją za trafną. Trzeba powiedzieć, że okładki wariantowe do tej serii były wyjątkowo słabe i znacznie gorsze od podstawowych wersji autorstwa Massimo Carnevale. Szkoda tylko, że nawet te podstawowe pozostawiają pewien niesmak. W przypadku trzeciego zeszytu ilustracja na okładce ma się całkowicie nijak do jego treści. Sama w sobie mi się podoba, ale w komiksie nie jest nawet poruszany temat matki Jacka i jej raka…
W tej części recenzji chciałbym w końcu pochwalić Robin Furth. Niestety wciąż nie jest mi to dane… Historię zawartą w tym zeszycie znowu można było ukazać w sposób bardziej dynamiczny rezygnując z tak dokładnego przenoszenia treści książki na kartki papieru. Cały numer można by podzielić na zaledwie trzy sceny. Sądzę, że komiks by nie ucierpiał gdyby zrezygnowano chociażby z postawnego mężczyzny ubranego w buty i przywdzianego jedynie w głowę wilka zasłaniającą mu genitalia… Ten widok wręcz nie pasuje do całej reszty. Kolejny minus należy się za dialogi. Pierwsza strona zaczyna się od myśli Jacka „Zaraz zrobi mi się niedobrze! On śmierdzi starym potem!”. Niestety dalej natrafimy na kolejne tego typu niestrawności.
Wspomniana już pierwsza strona posiada również inną rzecz, której nie rozumiem. Trudno stwierdzić, czy jest to wina scenarzystki, czy już rysownika. Na kadrze pojawiają się jakieś dziwne kręgi wokół głowy Jacka , które są kompletnie niezrozumiałe. Aż sięgnąłem do książki, by sprawdzić co to jest i okazało się po prostu, że Jack w tym momencie… intensywniej myśli. Chociaż moja interpretacja może być mylna. Trudno powiedzieć…
Same rysunki stoją na wyższym poziomie niż w poprzednim numerze. Są bardziej dopracowane choć nie brakuje kadrów z wykrzywionymi nienaturalnie twarzami. Wciąż w wielu momentach rażą czarne plamy w miejscach gdzie powinny znajdować się oczy. Uśmiech na mojej twarzy wywołuje parę kadrów, na których pojawia się zmiażdżona połowicznie twarz pewnego chłopca. Niesamowicie groteskowe. Czytelnicy zostali uraczeni kadrami wyciągniętymi żywcem z horrorów klasy B z lat 80-tych. Jako miłośnik tego typu filmów nie mogę powiedzieć, że mi się nie podoba. Dodatkowo pod sam koniec mamy parę stron, które spokojnie mógłby wykorzystać Sam Raimi w serii „Martwe Zło”. Ponownie nie mogę powiedzieć, że nie sprawiło mi to żadnej przyjemności.
Tym razem w ramach dodatku otrzymujemy cztery strony, na których przeczytamy wywiad z rysownikiem, Tonym Shasteenem. Wywiady na ten sam temat z tą samą osobą mają to do siebie, że pytania i odpowiedzi musza siła rzeczy się powtarzać. Sami przeprowadzaliśmy już wywiad z tym artystą, więc lektura podobnych rzeczy w komiksie nie sprawiała mi aż tyle przyjemności, ale obiektywnie patrząc należy to zaliczyć do plusów. Problem jedynie w tym, że nie ma nigdzie podanej informacji kto ten wywiad przeprowadza!. Na sam koniec, po raz pierwszy, dostajemy jednostronicową zapowiedź przyszłego zeszytu. Wygląda zachęcająco i napawa lekkim optymizmem.
Na koniec należy jeszcze wspomnieć, że wraz z każdym numerem ubywa właściwych stron komiksu. W #1 było ich 25, w #2 23, a teraz już tylko 22. W zamian za to otrzymujemy dodatkowe dwie strony reklam. Do tego za każdym razem pojawia się strona z pioseneczką o Jasiu Wędrowczniku. Sztuczne i niepotrzebne wydłużanie zeszytu.
Trzeci zeszyt „Road of Trials” mimo wielu wad wypada jednak lepiej od swojego poprzednika. Możliwe, że jest to mocno subiektywne odczucie spowodowane zamiłowaniem do kiczowatych horrorów. Nie zmienia to faktu, że komiks nie spełnia nadziei, jakie z nim wiązałem po przeczytaniu pierwszego numeru.
Autor: ingo
Data: 05.02.2010
|