Opis
Ostatni rozdział epickiej adaptacji Marvela arcydzieła horroru spod pióra Stephena Kinga. Pył po ostatnim bastionie Flagga w Las Vegas zaczął opadać, jednakże czyjeś życie wciąż wisi na włosku… Nowonarodzone dziecko Frannie, wielka nadzieja Wolnej Strefy Boulder, jest zarażone super grypą, a Frannie, czy ktokolwiek inny, nic nie może zrobić, oprócz oczekiwania, modlitwy i posiadania nadziei. Uwierzcie nam Prawdziwi Wyznawcy, na końcu tej uznanej przez krytyków i czytelników serii nikt nie pozostanie z suchymi oczyma.
|
I oto nadszedł ten dzień. Moment, w którym przewróciłem ostatnią stronę ostatniego zeszytu komiksu 'Bastion’. Po trzech i pół roku przyszedł czas pożegnania z bohaterami najobszerniejszej, najdłuższej i dla mnie osobiście, najciekawszej historii Stephena Kinga. Jej komiksowa adaptacja to fantastyczna przygoda, która pozwoliła na nowo i dużo głębiej zżyć się z grupką ocalałych, którzy przetrwali atak Kapitana Tripsa. Zobaczmy jednak co przedstawia ten #31 numer…
Stu i Tom podczas śnieżycy docierają wreszcie do Boulder, gdzie toczy się walka o życie nowonarodzonego dziecka Frannie. Funkcjonowanie miasta coraz bardziej przypomina to z czasów przed pomorem. Kolejni mieszkańcy zaczynają myśleć o osiedleniu się gdzieś indziej. Także Fran i Stu postanawiają wyruszyć do Maine i rozpocząć życie na nowo. Tymczasem, gdzieś zupełnie w innej części świata, na egzotycznej wyspie pojawia się człowiek. Ma długie, kruczoczarne włosy i przerażający uśmiech. Z gąszczu drzew wychodzą plemienni mieszkańcy tego miejsca i padają u stóp przybysza oddając mu cześć i stając się jego poddanymi. Russell Faraday rozpoczyna swoją nową misję…
Ten zeszyt wydaje się dość krótki, czyta się go w ekspresowym tempie. Całości towarzyszy to smutne poczucie końca, przez co lektura nie była dla mnie szczególnie przyjemna. Naprawdę ciężko rozstać mi się z tym światem. Uczucie to potęguje kilka fragmentów, na przykład piknik w Boulder, na którym Stu widzi „duchy” wszystkich swoich bliskich, którzy nie dotrwali do tego momentu historii, czy pobyt w Hemingford Home, dawnym domu Matki Abigail, w którym Stu z Frannie i dzieckiem zatrzymują się podczas podróży do swojego nowego miejsca na ziemi. Zakończenie natomiast jest absolutnie kapitalne. Randall Flagg wychodzący z oceanu na jakimś afrykańskim, dzikim lądzie gdzie z miejsca podporządkowuje sobie tubylców robi ogromne wrażenie. Ostatnia strona komiksu wręcz mnie zachwyciła!
Znakomite są także dodatki. Aż 8 stron poświęcono wypowiedziom i wspominkom różnych osób związanych z komiksem. Świetnie się to czyta, mamy taki wstęp do kuchni tego projektu. Jedyną wadą jest to, że nie napisano kim są osoby, których wypowiedzi czytamy, i tak jak rysowników, kolorystkę, scenarzystę czy szefa z Marvela znam doskonale tak inne postacie są dla mnie zagadką.
Cóż, czas się żegnać. Na koniec mogę powiedzieć tylko jedno. 'The Stand’ to fantastyczny komiks, z którym każdy fan Stephena Kinga powinien się zaznajomić i przeżyć tę kapitalną przygodę. Zarówno Stephen King jak i Roberto Aguirre-Sacasa, Mike Perkins i Laura Martin stworzyli dla nas wspaniałą rzecz, nie można jej przegapić!
Autor: nocny
Data: 14.02.2012
|