Drugi zeszyt 'The Night Has Come’ zwraca uwagę ilustracją okładkową. Mówiąc krótko jest świetna. Nieco artystycznie ukazani Nadine Cross i Randall Flagg, z bielą i czernią włosów zajmujących niemal całość frontu czyni ją najlepszą okładką Tomma Cokera. Jest to bardzo miłe zaskoczenie po poprzednim, absolutnie koszmarnym rysunku, który tak zniechęcał do otwarcia tej serii. Co więcej, zapowiedź trzeciego zeszytu w postaci ilustracji okładkowej, którą możemy obejrzeć w dodatkach, także zwiastuje naprawdę dobrą robotę Cokera. Szkoda, że taki poziom (oczywiście nadal lata świetlne za Lee Bermejo) nie prezentował artysta od początku.
Od dwóch numerów akcja komiksu rozgrywa się w Las Vegas gdzie obserwować możemy Flagga i jego ludzi. Tym razem jednak zeszyt otwiera Harold, który gdzieś w drodze pomiędzy obozem Matki Abigail a siedliskiem Flagga umierający po wypadku spisuje w pamiętniku ostatnie wydarzenia. Dzięki tym wspomnieniom dowiadujemy się, jak wyglądało jego rozstanie z Nadine. Kończąc, wypowiada na głos swoje ostatnie zdanie i wkłada lufę pistoletu do ust. Muszę przyznać, że pomimo, że Harold to postać, którą ciężko było polubić, to w jego ostatnich chwilach zrobiło mi się go żal. Następnie spędzamy trochę czasu z Mrocznym Mężczyzną, który przy ognisku gdzieś na pustkowiach czeka na tę, która została mu obiecana – Nadine. Tutaj znów pojawiło się we mnie współczucie. Całkowicie siwe włosy, które dziewczyna zawdzięcza samym tylko wizjom o Flaggu to był ledwie początek traumatycznych przeżyć jakie ją czekają. Sceny już w Vegas, w apartamencie Flagga, ukazują jego szaleństwo i dramat dziewczyny. W międzyczasie na niebo wschodzi księżyc w pełni. A to znak dla Toma Cullena, jednego ze szpiegów z Boulder, na ucieczkę i powrót do domu…
Poprzedni zeszyt obfitował w emocje, napięcie i dramatyzm. Tym razem jest dużo spokojniej, chociaż nie można powiedzieć, że ich nie ma. Po prostu natężenie jest mniejsze a przez to cały zeszyt wydaje się być dużo spokojniejszy i łagodniejszy. Dzięki lekturze poznajemy jeszcze lepiej naturę Randala Flagga, budzi on naprawdę grozę z każdym zeszytem coraz większą. Od strony wizualnej drugi numer tej serii nie pokazuje niczego szczególnego, po prostu trzyma dobry poziom. Nie ma jednak stron, rysunków czy kadrów, które robiłyby wyjątkowe wrażenie. Jedyną niestandardową ilustracją jest księżyc w pełni zajmujący niemal całą stronę a na nim postacie Nicka Androsa i Toma Cullena.
W recenzji poprzedniej odsłony komiksu chwaliłem dodatki. Od pewnego czasu robiłem to rzadziej niż częściej, tym bardziej cieszy fakt, że znów dostajemy coś fajnego i nieoklepanego. Wracamy do sytuacji, gdy Harold i Nadine poraz pierwszy pojawili się w historii, którą śledzimy. Pod kadrami ze starych zeszytów możemy przeczytać co o tych bohaterach sądzą osoby z wydawnictwa Marvel. Następnie za pośrednictwem kolejnych kadrów powracamy do momentów, gdy na obie postacie swoje piętno odcisnął Mroczny Człowiek. Kolejną ciekawostką są aż 3 strony jakie poświęcił tej parze scenarzysta, Roberto Aguirre-Sacasa. Tekst opatrzony jest kolejnymi kadrami z poprzednich serii jak również kilkoma drobnymi wypowiedziami rysownika, Mike’a Perkinsa. Na koniec jeszcze, standardowo możemy prześledzić drogę od rozpisanego scenariusza przez szkice po ukończone, pokolorowane rysunki. No i oczywiście jest jeszcze ilustracja okładkowa następnego zeszytu, o której wspominałem na początku. Podsumowując, zestaw dodatków jest naprawdę solidny, interesujący i różnorodny, należy się za to duża pochwała.
Pomału zbliżamy się do wielkiego finału, zostały już tylko ostatnie cztery spotkania z bohaterami powieści 'Bastion’. Sytuacja w Vegas zaczyna robić się coraz bardziej nerwowa i nieubłaganie zmierza ku wielkiemu BUM. Jeśli wiecie co mam na myśli 😉 Także od teraz będzie jeszcze ciekawiej i jeszcze intensywniej. Do zobaczenia przy okazji kolejnego zeszytu.
Autor: nocny
Data: 11.01.2012
|