Od momentu, gdy w 2005 roku ogłoszono rozpoczęcie prac nad komiksową wersją 'Mrocznej Wieży’, wśród fanów zaczęło się święto. Jednak to nie seria – 'Gunslinger Born’ – była tą najbardziej oczekiwaną. Pierwsze zeszyty wzbudziły niemałą radość, ale były tylko obrazkową powtórką tego co już wszyscy znaliśmy. Każdy fan najbardziej oczekiwał nowych historii ze świata Rolanda i wraz z otwarciem serii 'Long Road Home’, po raz pierwszy od ukończenia sagi w 2004 roku, rozpoczynamy całkowicie nową wędrówkę po Świecie Pośrednim. Czy może być coś piękniejszego dla fanów Kinga i Wieży?
Zeszyt #1 składa się w zasadzie tylko z dwóch dłuższych scen, ale już dostajemy niemały smaczek dla fanów. Przygodę rozpoczynamy dokładnie w momencie rozstania z bohaterami przed kilkoma miesiącami. Historię otwierają świetne kontrastujące ze sobą kadry przedstawiające Rolanda z Susan. Bardzo fajne zagranie, choć szkoda, że akurat te plansze udostępniane były już dawno temu, w internecie. Ostateczny efekt byłby wtedy na pewno znacznie mocniejszy. Świetnie pokazano też wciągnięcie Rolanda do Tęczy Czarnoksiężnika. Kula zamieniająca się w oko robi wrażenie. Dwustronnicowa plansza z przywitaniem Rolanda po drugiej stronie to też prawdziwy majstersztyk. Podczas sceny pościgu, autorzy serwują nam trochę humoru, co się chwali. W końcu to Cuthbert, a on nawet na Wzgórzu Jericho żartował.
Druga scena jest nieco krótsza, ale to w niej dostajemy największy prezent dla fanów. Poznajemy przyszłe losy Sheemiego, choć jak na razie to tylko wstęp do jego historii. Zaledwie kilka stron, ale po pierwsze już teraz zapowiada się bardzo smutna opowieść, a po drugie będzie to zapewne jeden z większych rarytasów dla miłośników Wieży. Miejsce do którego trafia w zeszycie #1 jest nam w końcu doskonale znane. Poza tym teraz pewnie wreszcie prześledzimy całą jego drogę do Algul Siento. Zapowiada się wyśmienicie.
Fabularnie zeszyt wydaje się być raczej mało urozmaicony (w końcu w poprzednich odsłonach skakaliśmy cały czas z miejsca na miejsce, aby zmieścić najdłuższą część cyklu w kilku cienkich zeszycikach), ale absolutnie nie jestem zawiedziony. Jako otwarcie nowej serii sprawdza się wyśmienicie. Choć mam wrażenie, że tym razem będzie to jeszcze bardziej skierowane do fanów niż poprzednio. Z drugiej strony raczej ciężko jest mi to oceniać z punktu widzenia osoby, która nie czytała sagi. Od strony wizualnej natomiast, bez większych zmian. Jeżeli komuś nie podobały się wielkie kadry, brak szczegółów w tle czy zacienione twarze z pierwszej serii to teraz też nie będzie zadowolony. Osobiście wolałbym może nieco więcej szczegółów w tle, ale nie krytykuję drogi jaką obrali sobie twórcy. Kosztem detali otrzymujemy świetne barwy Isanove’a. Tak od początku wyglądał ten projekt i tak będzie zapewne do samego końca. Mi to pasuje.
Pod względem dodatków też jest całkiem dobrze. Może nie rewelacja, ale nie narzekam. Dostajemy kolejne opowiadanie Robin Furth – pierwszą część 'Welcome to the Dogan’ – (jak ja bym chciał by to kiedyś zostało wydane w jakimś zbiorku) z dobrymi ilustracjami Richarda Isanove (tradycyjnie już świetna strona początkowa), szkicownik z dwoma całymi stronami i jedną planszą w dwóch wersjach – pierwszą niewykorzystaną i nową ostatecznie umieszczoną w komiksie. Osobiście chyba najbardziej lubię tego rodzaju rarytasy. Ponownie przyznać trzeba, że wersja końcowa jest znacznie lepsza i ponownie czapki z głów przed Jae’m Lee, który doprowadza swoje szkice do perfekcji. Na koniec wypadałoby jeszcze wspomnieć o reklamach. Często krytykowana część komiksów jednak im więcej reklam kingowych tym przyjemniejsze dla oka się to robi. Tutaj mamy aż dwie takie reklamy – 'Duma Key’ i 'Gunslinger Born Omnibus’. Zawsze to lepiej niż przerywniki w postaci grafik z nowych serii Marvela.
Podsumowując, zeszyt bardzo dobry. Trochę mało, ale taki już urok tych serii 🙂 Polecać chyba nie ma sensu. Kto czytał pierwszą serię, raczej sięgnie i po nowe historie. Moim zdaniem opowieść zmierza w bardzo dobrym kierunku i z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę. Szkoda, że tym razem to tylko 5 części.
Autor: Mando
Data: 20.03.2008
|