’Little Sisters of Eluria #3′ wita nas okładką prezentującą potyczkę z Powolnymi Mutantami, która nie pozostawia złudzeń o czym będzie traktował ten zeszyt. I choć sama grafika okładkowa jest co najwyżej poprawna, to już wnętrze komiksu pod wieloma względami jest krokiem… może nie tyle naprzód, co gdzieś w inne, niekoniecznie nowe rewiry.
Od początku serii trochę dziwiło mnie, że twórcy dzielą ten rozdział aż na pięć zeszytów. Opowiadanie Kinga nie dostarcza materiału na tak długą adaptację graficzną. Byłem przekonany, że siódmy tom „Mrocznej Wieży” będzie zawierał 4-zeszytową historię Siostrzyczek z Elurii i one-shot o Sheemiem, który ostatecznie został skasowany. Tak długa seria wymuszała jakąś rozbudowę materiału i ostatecznie całkiem dobrze wyszło, bo zeszyt #3 stanowi świetną odskocznię od szpitalnej monotoni, która zdominowała #2 i najprawdopodobniej zdominuje też #4.
Środkowy zeszyt serii to w zdecydowanej większości historia „współlokatora” Rolanda, która w materiale wyjściowym była jedynie nakreślona, a w komiksie doczekała się osobnego rozdziału. Dowiadujemy się w jaki sposób Johnny trafił do Elurii i jak znalazł się pod opieką Siostrzyczek. Historia nie jest jakoś szalenie ciekawa i tak naprawdę coraz częściej odnoszę wrażenie, że w przypadku tej konkretnej adaptacji zadowoliłbym się kartkowaniem komiksu i podziwianiem go tylko od strony graficznej. Mimo to cieszę się, że dane nam było poznać tę opowieść, bo choć nie wpływa ona w żaden sposób na rozwój całości, to idealnie sprawdza się jako jej urozmaicenie. Od momentu pojawienia się bohaterów w Elurii, komiks jest w zasadzie kopią zeszytu #1 w skondensowanej wersji. Mamy szybką walkę z mutantami, kilka ciosów w głowę nogą od stołu oraz wielkie wejście na scenę Siostrzyczek w ich wampirzej postaci. I tutaj wypada wspomnieć o czymś na co nie zwróciłem uwagi podczas lektury otwarcia serii, gdzie zachwycałem się finałową sceną, w której także pojawiły się wampirzyce. W komiksie one kroczą przez miasto w biały dzień, a to o ile się nie mylę dość mocno kłóci się z opowiadaniem…
Finałowa akcja zeszytu rozgrywa się już w namiocie i zwiastuje nam jakiś zryw w najbliższej przyszłości, a skoro czekają nas jeszcze dwie odsłony tej serii to można przypuszczać jak reszta opowieści zostanie podzielona.
Zawartość części z dodatkami jest natomiast standardowa jak na tę serię, choć mocno wyróżnia się tekst Robin Furth, w którym autorka zrezygnowała z felietonów wspominających jej pracę nad komiksem, a powróciła do dawno porzuconych opowiadań ze Świata Pośredniego. Tym razem dostajemy pierwszą część dłuższego tekstu i jest to na pewno mocna strona zeszytu #3. Poza tym jedyne co zaserwowano nam jeszcze w części bonusowej to szkicowana okładka komiksu.
Pod kilkoma względami jest to najlepszy zeszyt serii 'Little Sisters of Eluria’. Wcześniejsze rozdziały zawierały więcej ciekawej akcji (#1) i samych Siostrzyczek (#2), ale #3 choć w większości kompletnie nie istotny, pozbawiony jest głupot w postaci mówiącego do siebie Rolanda, w jakie obfitowały wcześniejsze komiksy. Niestety muszę z przykrością stwierdzić, że choć „Siostrzyczki” są naprawdę przepiękną wizualnie opowieścią, a sam tekst Kinga zawsze bardzo lubiłem, to po raz pierwszy od czterech lat odczuwam znużenie tą serią, a sytuacji nie poprawia fakt, że następny rozdział to tylko kolejna adaptacja Kinga. Mam nadzieje, że ostatnie dwa zeszyty jakoś ożywią moją fascynację tym projektem.
Autor: Mando
Data: 31.05.2011
|