The Dark Tower: The Gunslinger Born #6

Gunslinger Born 06Opis

Afiljacja, grupa ojca Rolanda i jego sił, została zwabiona w pułapkę w Górach Gołych. Przy użyciu broni Starszych, uruchomionej dzięki ropie z Hambry, Afiljacja zostanie zniszczona, chyba że Roland Deschain – Rewolwerowiec – w porę zainterweniuje.
Przedostatni rozdział pierwszego aktu opowieści o Rolandzie, to historia o miłości i zdradzie z serca Świata Pośredniego.

Informacje

  • okładka: Jae Lee, Richard Isanove
  • Ilustracje: Jae Lee, Richard Isanove
  • scenariusz: Peter David, Robin Furth
  • liczba stron: 48
  • data wydania: 4 lipca 2007

Dodatki

  • Robin Furth – 'Charyou Tree part 1: The History of Charyou Tree’
  • A Gunslinger’s Guns
  • Litania Rewolwerowca
  • Sketchbook

 

Plansze

Recenzja

 Na serię 'Gunslinger Born’ czekaliśmy prawie półtora roku (tyle czasu upłynęło od pierwszej informacji do premiery). Oczekiwania były spore jednak większość fanów nie narzekała po pierwszych zeszytach. Gdzieniegdzie można było usłyszeć pojedyncze głosy zawodu, ale przyznać trzeba, że były to głosy jednostek. Z czasem jednak dało się odczuć malutki spadek formy. Dotyczyło to zarówno jakości rysunków (trzy pierwsze zeszyty były bardzo długo przygotowywane, przez co pod względem wizualnym prezentują się lepiej) jak i samej historii (’Mroczna Wieża’ nie jest cyklem o zabójczej akcji i takie zeszyty jak przykładowo #5 dla niektórych były po prostu o niczym). Miesiąc temu niektórzy fani zaczynali już kręcić nosami (sam w recenzji bardziej zachwalałem dodatki niż część właściwą) jednak ten miesiąc przyniósł nam naprawdę potężną dawkę rozrywki (ciężko jest mówić o emocjach w przypadku historii, którą zna się na pamięć, ale emocji również nie brakowało) i jeżeli ktoś przypuszczał już, że poziom serii zacznie opadać to tym razem czekał go prawdziwy cios.

W najnowszym zeszycie jak do tej pory otrzymujemy najwięcej akcji. Ciężko nawet mówić o poszczególnych scenach podzielonych reklamami (jak to było do tej pory) gdyż wydarzenia po kilku kadrach przeskakują z miejsca na miejsce. Odwiedzamy zarówno baraki chłopców, mieszkanie nad barem Coral Torin (gdzie Jonas spotyka się z Latigo) oraz cmentarz Hambry (gdzie Ka-Tet Rolanda omawia plan działania wraz z Susan i Sheemiem). Towarzyszymy Royowi Depape w jego wyprawie do sypialni burmistrza Torina, wraz z Susan Delgado udajemy się do miejskiego aresztu, a następnie rozstajemy się głównymi bohaterami, aby na sam koniec, wraz z Jonasem, odwiedzić dom Rhei z Coos.

Jak już mówiłem na brak dynamiki w zeszycie #6 nie można narzekać. Jednak poza tym wyraźnie poprawiły się też ilustracje. Można powiedzieć, że od lutego jestem wiernym wyznawcą Jae’a Lee i Richarda Isanove, jednak nawet będąc ślepo zapatrzonym w ten projekt, w każdym zeszycie dostrzegałem kilka błędów rysunkowych. I nie mówię tu o takich rzeczach jak ułożenie kadrów, zacienione twarze, czy prawie całkowity brak szczegółów w tle. To wszystko stanowi część tego projektu i jest po prostu cechą charakterystyczną serii (w sumie trochę dziwnie by to wyglądało gdyby nagle się zmieniło). Chodzi mi o nienajlepiej wykonane niektóre twarze. W każdym zeszycie znajdziemy kilka takich kadrów. Tym razem, poza podkręconą akcją, również rysunkowo, zeszyt wypada po prostu świetnie. W zasadzie tylko jedna plansza mi się w całości nie podobała. Jedna z ostatnich stron składa się z trzech rysunków, na których Jonas ogląda łunę nad miastem. Scena ta daje kolosalne możliwości i twórcy powinni zrobić z niej coś naprawdę genialnego, nawet poświęcając na ten rysunek 2 strony (co już się przecież zdarzało). Niestety tak świetna scena została słabo narysowana i mocno spłycona (o dziwo twórcy najwięcej błędów robią zawsze rysując Jonasa). Mimo wszystko nadal uważam, że takie rzeczy to zbyt małe drobiazgi by zepsuć przyjemność z oglądania całości. Drobne błędy w rysunkach postaci szefa Łowców Wielkiej Trumny, z nawiązką rekompensują inne postacie. Przykładowo ostatni kadr #6 zeszytu, który jest po prostu tak rewelacyjny, że cały czas mam go przed oczami. Fani Rhei wreszcie doczekali się jej wizerunku czarownicy w najlepszym z możliwych wykonaniu.

Co się tyczy dodatków to chyba już każdy zdążył przyzwyczaić się do tego, że są one zawsze na najwyższym poziomie. Na wstępie ponownie dostajemy dwie świetne historie Robin Furth, które coraz lepiej rozbudowują całą mitologię Mrocznej Wieży. Jest to pierwsza część historii o Charyou Tree, bardzo dobrze zilustrowana przez Richarda Isanove, oraz tekst o rodzajach broni stosowanych przez uczniów i rewolwerowców z Gilead, opatrzony wielkimi rysunkami Jae’a Lee pokolorowanymi przez June’a Chunga (współilustratora opowiadania Robin z pierwszego zeszytu). Miesiąc temu zakończyła się relacja z konwentu komiksowego i te 4 dwustronnicowe ilustracje zajmują większość miejsca, które zwykle przeznaczone było na konwent. Po opowiadaniach otrzymujemy małą ciekawostkę w postaci litanii Rewolwerowca (do nauczenia jest najważniejsza lekcja). Na koniec pozostaje jedna strona Sketchbooka (niestety znów są to ilustracje z komiksu) oraz zapowiedź ostatniego zeszytu (ponownie tylko ilustracja z okładki).

Od momentu gdy seria 'Gunslinger Born’ ujrzała światło dzienne, wstrzymywałem się z wystawieniem najwyższej oceny. Wiedziałem, że gdy raz dam jakiemuś zeszytowi 10/10 to potem już ciężko będzie mi zejść poniżej tej granicy. Tym razem poważnie zastanawiałem się czy zeszyt na nią nie zasłużył. Mimo wszystko, ostatecznie przyznaję mu 9 punktów. Zeszyt #6 jest niemalże idealny i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że stanowi rewelacyjną lekturę. Jestem jednak niemal przekonany, że za miesiąc zwrot „rewelacyjna lektura” przyjmie dla mnie nowe znaczenie:-) Po finale spodziewam się prawdziwych fajerwerków i to dla takich zeszytów pozostawię najwyższą ocenę. Najdziwniejsze, że już teraz jestem spokojny o to, że się nie zawiodę. Pozostaje tylko czekać na wielki finał i cieszyć się, że cykl 'Mroczna Wieża’ doczekał się tak wspaniałej oprawy.

 

 Autor: Mando
Data: 04.07.2007

 

Inne okładki

wariant limitowany 1:25
J. Scott Campbell
wariant limitowany 1:50
Jea Lee