The Dark Tower: The Battle of Tull #5

The Dark Tower The Gunslinger The Battle of Tull 05Opis

Roland Deschain może nie przeżyć wyjazdu z miasteczka Tull. Ostatni rewolwerowiec ścigając człowieka w czerni dotarł do tego odizolowanego miejsca, a teraz jego mieszkańcy, pod wodzą obłąkanej pani pastor Sylvii Pittson, powstali by zabić intruza znajdującego się pośród nich. Jest to ostatnia część tego szokującego rozdziału, w którym widzimy pierwsze, kształtujące Rolanda kroki w jego podróży do tajemniczej Mrocznej Wieży. Nie możecie tego przegapić!

Informacje

  • okładka: Michael Lark, Richard Isanove
  • Ilustracje: Michael Lark, Richard Isanove
  • scenariusz: Peter David, Robin Furth
  • liczba stron: 32
  • data wydania: październik 2011

Dodatki

  • „An Eye and Hand” – Robin Furth
  • Sketchbook – 4 strony zeszytu #5
  • Szkicowana okładka zeszytu #5

 

Plansze

Recenzja

Po raz ósmy przyszło mi recenzować zamknięcie komiksowej serii „Mrocznej Wieży” i pomijając jeden wyjątek, były to zawsze bardzo pozytywne opinie. Nie inaczej jest tym razem. Ostatni zeszyt 'The Battle of Tull’ już na starcie wita nas świetną okładka, która w prosty sposób symbolizuje rzeź jaka czeka na czytelnika na kartach komiksu. Wraz z tym zeszytem dotarliśmy także do półmetka serii 'The Gunslinger’, o ile oczywiście wersja z 30 zeszytami jest nadal aktualna.

Historia zamykająca serię to jedna wielka jatka. Roland przez niemal cały zeszyt ucieka przez rozwścieczonym tłumem mieszkańców Tull i zabija ich jednego po drugim. Bez względu na to czy są to mężczyźni, kobiety czy dzieci. Bez względu na to czy stają z nim w otwartej walce, są uzbrojeni czy też odwracają się plecami. Roland jest na fali i serwuje nam jedną wielką rzeźnię, używając przy tym zarówno rewolwerów, ale też wszystkiego co ma akurat pod ręką. Można pomyśleć, że jest to strasznie monotonne zamknięcie, ale nic bardziej mylnego. Po pierwsze, mimo wszystko jest różnorodnie, jest sporo akcji, kartki w zasadzie same się przewracają, a co najważniejsze są emocje i tak naprawdę dopiero w tej serii wreszcie widzimy prawdziwego Rolanda. Postać, która sięgając po broń mówi tylko jedno zdanie, a potem dopuszcza do głosu swoje rewolwery. Postać, która w zasadzie samym wzrokiem potrafi zmrozić przeciwnika. Niesamowite jest też samo zakończenie walki. Zakrwawiony Roland stoi na dziedzińcu, a każdy kolejny kadr, niczym w filmowym oddaleniu, obejmuje coraz większą powierzchnię miasteczka, ukazując jedno wielkie cmentarzysko. Niesamowity finał, który na szczęście nie zamyka jeszcze samego zeszytu. Roland powraca do baru Alice i dopiero w nocy opuszcza miasteczko. Wcześniej jednak, na kilku stronach widzimy doskonale zobrazowaną samotność tego bohatera.

Część z dodatkami prezentuje takie same materiały jak w poprzednich zeszytach. Publicystyka Robin Furth, ozdobiona kilkoma ciekawymi i kilkoma dziwacznymi rysunkami, oraz szkicownik przygotowany według identycznej zasady jak w innych komiksach z tej serii – strony w ołówku, strony w tuszu oraz okładka w ołówku.

Na zakończenie wypada w dwóch zdaniach podsumować całą serię, a choć w początkowej fazie byłem bardzo sceptycznie nastawiony, 'The Battle of Tull’ okazał się najlepszą dotychczasową mini-serią z wchodzących w skład 'The Gunslinger’. Klimatycznie to jak dotąd komiks najbardziej zbliżony do książkowego oryginału, doskonale narysowany i o dziwo nawet nie tak drastycznie rozciągnięty. Jeśli podobał wam się pierwszy tom książkowej sagi to ten tom komiksu także idealnie trafi w wasze gusta. Ja ze swojej strony bardzo polecam.

Autor: Mando
Data: 08.02.2012