The Dark Tower: The Battle of Tull #3

The Dark Tower The Gunslinger The Battle of Tull 03Opis

Roland Deschain został wzięty za Antychrysta! W przeklętym mieście Tull, rewolwerowiec wchodzi do kościoła, któremu przewodniczy wiuelka, imponująca pani pastor, Sylvia Pittson. A w momencie, w którym do niego wkracza, ta krzyczy, że Roland jest Karmazynowym Królem we własnej osobie, a całe miasteczko uderza na niego w morderczym szale. A jeżeli rewolwerowiec przeżyje, będzie musiał poznać mroczny sekret, ogromnej kobiety, która widziała jego śmierć.

Informacje

  • okładka: Michael Lark, Richard Isanove
  • Ilustracje: Michael Lark, Richard Isanove
  • scenariusz: Peter David, Robin Furth
  • liczba stron: 32
  • data wydania: sierpień 2011

Dodatki

  • „Magic Nineteen” – Robin Furth
  • Sketchbook – 4 strony zeszytu #3
  • Szkicowana okładka zeszytu #3

 

Plansze

Recenzja

Półmetek serii 'The Battle of Tull’ zdominowany został przez szaleństwo, a jego pierwsza połowa dotyczy obsesji na punkcie liczby dziewiętnaście co sugeruje nam świetna okładka. Ja należę do tego rodzaju nerdów, którym na sam dźwięk, widok czy tylko myśl o dziewiętnastce miękną kolana, dlatego dla mnie wystarczy w komiksie kilka takich smaczków i już jestem kupiony, ale że droga jaką obrał ten projekt zaczyna mnie powoli męczyć, staram się patrzeć na każdy zeszyt bardziej obiektywnie.’The Battle of Tull #3′ to świetna, bardzo dokładna adaptacja… wybranych i pomieszanych scen. Najpierw kończymy poznawać opowieść Allie i jest to scena, która powstała na potrzeby nowej wersji „Rolanda”, aby bardziej ujednolicić całą książkową sagę. Walter O’Dim zostawia barmance wiadomość z magicznym słowem „dziewiętnaście”, a ta powoli zaczyna doświadczać wpływu liczby na jej umysł. Następnie mamy krótką scenę przy śniadaniu, gdy Roland pyta dziewczynę o mapę pustyni i tego co znajduje się poza nią, po czym idzie do kowala dowiedzieć się czegoś na ten temat. W książce dalej mamy rozmowę Rolanda z Kennerlym, wtargnięcie do pokoju Sheba (TBOT #1/#2), a po kilku kolejnych dniach wizytę w kościele Sylvii Pittson. W komiksie połączono dwie rozmowy z Alice i już przy śniadaniu Roland dowiaduje się o Sylvii. Wychodzi do Kennerly’ego, ale trafia do kościoła, gdzie jest świadkiem hipnotyzującego kazania na temat intruza, które w komiksie zostało przedstawione bardzo dobrze, szczególnie dzięki świetnej postaci Sylvii, choć wpływ kazania na wiernych został nieco złagodzony. Poza tym w książce Roland opuszcza kościół w trakcie mszy, a pułapka jaką zastawił na niego człowiek w czerni uaktywnia się dopiero kilka dni później pod domem Sylvii. Tutaj w ostatniej scenie Roland trafia w centrum zainteresowania opętanych mieszkańców. Sylvia wskazuje go palcem jako intruza i kieruje w jego stronę gniew wyznawców. Nie ukrywam, że ciekawi mnie jak to dalej zostanie rozpisane na kolejne dwa zeszyty.

Część dodatkowa to tradycyjnie publicystyka Robin, w której autorka bierze na warsztat temat numeru, czyli tym razem liczbę dziewiętnaście. Czasem mam wrażenie, że Robin pisząc te eseje nie wie do końca co znajdzie się w komiksie, bo 1/3 tekstu to opis sceny stanowiącej połowę zeszytu. Na wstępie autorka ostrzega przed spoilerami tych, którzy nie czytali książek i dalsza część tekstu to taka lista różnych momentów, gdy dziewiętnaście odgrywało jakąś rolę w powieściach. Jest to jednak nie tyle spoiler, co bełkot niezrozumiały dla osób nie znających pierwowzoru literackiego. Na koniec dostajemy krótkie wyjaśnienie skąd wzięła się ta liczba w życiu i twórczości Kinga. Tekst opatrzony został pięcioma ilustracjami z dziewiętnastką, które jednak nie robią jakiegoś specjalnego wrażenia. Dalej mamy szkicownik, a w nim dwie strony z komiksu najpierw w ołówku, a następnie po nałożeniu tuszu. Standardowy dodatek, ale nadal je lubię. Na koniec tradycyjnie okładka trzeciego numeru w wersji z samym tuszem.

Nie jestem zwolennikiem tego jak mocno rozciągnięty został ten projekt. Po 'The Gunslinger’ spodziewałem się rozszerzania uniwersum o kolejne opowieści, a nie przenoszenia po kilka stron z książki na kolejne komiksowe zeszyty czy całe serie. Gdy piszę te słowa dysponuję już wiedzą, że twórcy nadal będą podążać tą drogą w kolejnym tomie i nie podoba mi się to, ale samo 'The Battle of Tull’, choć z powodzeniem można by zmieścić w 1-2 zeszytach, na razie jakoś do mnie trafia. Każdy rozdział 'Rolanda’ pierwotnie stanowił oddzielne opowiadanie i akurat w przypadku historii Tull, ma to ręce i nogi. Komiksem nie jestem zachwycony, ale nadal czytam z przyjemnością, choć mam ogromną nadzieję, że twórcy mają w zanadrzu jeszcze jakieś nowe opowieści.

Autor: Mando
Data: 22.01.2012