The Dark Tower: The Battle of Tull #2

The Dark Tower The Gunslinger The Battle of Tull 02Opis

W pustynnym miasteczku Tull, rewolwerowiec Roland Deschain w końcu spotyka jednego z mężczyzn obecnych wiele lat temu przy śmierci jego pierwszej ukochanej, Susan Delgado. Ale na zemstę może nie mieć zbyt wiele czasu, gdyż również jego osobliwa zwierzyna, człowiek w Czerni, przybył do Tull. Przybył by czynić cuda – mroczne i śmiertelne cuda. Pierwszym z nich jest przerażające ożywienie poprzez nie przeznaczony dla ludzkich oczu rytuał miejscowego pijaka, Norta. Dlaczego został ożywiony właśnie ten mężczyzna i dlaczego właśnie teraz? Okazują się to być palące pytania, których odpowiedzi mogą być pewną zgubą dla Rolanda, ostatniego członka Dynastii Elda.

Informacje

  • okładka: Michael Lark, Richard Isanove
  • Ilustracje: Michael Lark, Richard Isanove
  • scenariusz: Peter David, Robin Furth
  • liczba stron: 32
  • data wydania: lipiec 2011

Dodatki

  • „Raising the Dead” – Robin Furth
  • Sketchbook – 4 strony zeszytu #2
  • Szkicowana okładka zeszytu #2

 

Plansze

Recenzja

Drugi zeszyt 'The Battle of Tull’ wita nas okładką, która mnie osobiście bardzo mocno kojarzy się z początkami tej komiksowej serii, kiedy to każdy rozdział zdobił wizerunek innej postaci na standardowym, rozmytym, kolorowym tle. Tym razem jest to człowiek w czerni z zielonym niebem za plecami. Okładka nie tylko budzi miłe wspomnienia, ale też jest bardzo dobra, choć tło psuje nieco obraz całości, szczególnie, że kompletnie nie pasuje do szarego, ciężkiego klimatu komiksu.

Właściwa część zeszytu to bardzo wierna adaptacja wycinka z nowej wersji 'Rolanda’. Są to trzy sceny, z których dwie ostatnie następują bezpośrednio po sobie, a pierwsza burzy nieco chronologię wydarzeń znaną z książek. Roland powstrzymuje atakującego go Sheba, jednocześnie rozpoznając w nim pianistę z Mejis. Następuje krótka wymiana zdań, której nie było w starej wersji książki, ale bardzo dobrze sprawdza się ona w komiksie i pasuje tu jeszcze lepiej niż do poprawionej przez Kinga powieści. Wydarzenia z Mejis zapoczątkowały ten projekt i choć Roland jest już dorosłym rewolwerowcem a świat poszedł naprzód, to czytelnik zatacza koło, wydarzenia spinają się klamrą i całość nabiera lepszej spójności. W książkowej wersji ta scena miała miejsce w końcowej fazie istnienia miasteczka Tull, w komiksie natomiast to ona spowodowała potok opowieści. Alice chciała dowiedzieć się więcej o dzieciństwie Rolanda, jego przeszłości i o Susan. Roland nie umiał jej o tym opowiedzieć, ale sam cofa się na chwilę myślami w przeszłość, a czytelnik otrzymuje jeden komiksowy kadr, będący zlepkiem trzech scen – przyjazdu do Mejis, pocałunku z Susan i stosu widzianego w krysztale – co także w nim wywołuje miłe wspomnienia. Po tej scenie podwójnej refleksji, to Alice zaczyna snuć swoją opowieść. Najpierw przybliża historię Norta, jego życia i upadku, jego pogrążania się w nałogu i w konsekwencji śmierci. Następnie opowiada historię pojawienia się w miasteczku człowieka w czerni. Jego wizyty w barze, włączeniu się w stypę po Norcie i zaprezentowaniu „cudu” mieszkańcom Tull. Bardzo lubię opowieści w opowieści. Tak był skonstruowany cały pierwszy tom książkowej 'Mrocznej Wieży’ i pomimo drobnej ingerencji w kolejność wydarzeń, komiksowi twórcy zachowują konstrukcję tej części wędrówki Rolanda.

W warstwie graficznej nic się nie zmieniło. To już jest zupełnie inny świat, całkowicie odmienny od kolorowych krain z pierwszych serii. Tull jest szare, ciemne i brudne, a jego mieszkańcy to kalecy fizycznie i psychicznie wykolejeńcy. Nawet sam Roland to zupełnie inna postać. Tym razem nie jest przedstawiony jako tajemniczy przybysz z twarzą zakrytą cieniem, a na tych kilku kadrach, na których się pojawia, został raczej obnażony przed czytelnikiem. Twórcom jednak wystarczyło pięć stron by nakreślić postać, która odpiera atak będąc w ekstremalnie niekomfortowej sytuacji, następnie prezentuje wściekłość rozpoznając Sheba i jest to ten błysk w błękitnych oczach rewolwerowca, którego nie chcielibyśmy oglądać na żywo, aby na końcu zaprezentować rozbitego psychicznie bohatera, który jest dopiero na starcie swej podróży. Historia Norta i Martena przedstawione zostały natomiast w ciekawie mroczny sposób. Od początku istnienia tego komiksu bardzo podobało mi się graficzne przedstawienie trawożeców i zarówno powracający do życia jak i wymiotujący czarną krwią Nort, prezentuje się świetnie. Rewelacyjnie wygląda też przyjazd do miasta człowieka w czerni, który poprzedzony jest nadejściem wichury i czarnych chmur. Sam Marten jest natomiast niekwestionowanym plusem przeskoku czasowego. Po upadku Gilead, dostaliśmy jeszcze tylko dwie opowieści rozgrywające się w ciągu 12 lat pomiędzy tymi wydarzeniami a spotkaniem Rolanda z Martenem. W książkach King zaznaczył, że w tym okresie Roland ani razu nie spotkał człowieka w czerni i choć można to było obejść, albo pójść zupełnie inną drogą, to twórcy w tym przypadku zachowali wierność oryginalnej opowieści i przenosząc się do wydarzeń książkowych, mają możliwość na ponowne wprowadzenie, co by nie mówić głównego czarnego charakteru całej komiksowej serii.

Część z dodatkami to niezmiennie publicystyka Robin Furth, opatrzona sporą ilością świetnych ilustracji, cztery strony w wersji czarno-białej, już po nałożeniu tuszu przez Stefano Gaudiano oraz ten sam etap powstania okładki z tuszem głównego rysownika Michaela Larka.

Nadal nieco sceptycznie podchodzę do pomysłu przenoszenia poszczególnych rozdziałów z cieniutkiej książki na całe duże serie komiksowe, ale już teraz widać, że 'The Battle of Tull’ będzie bardziej zróżnicowana niż jej poprzedniczka. Dodatkowo cieszy fakt, że ten projekt cały czas się rozwija i póki co 'The Gunslinger’ z serii na serię prezentuje się lepiej. Z komiksu wylewa się klimat książki i naprawdę czuć upadek tego świata. Bardzo często tęsknię za stylem Jae Lee i gdy Albatros wydaje w Polsce kolejne tomy, ja z przyjemnością wracam do tamtego świata, ale na tym etapie, na którym znajdujemy się w tej chwili, pan Lee absolutnie by się nie sprawdził. Michael Lark będzie miał zbyt krótki epizod w 'Mrocznej Wieży’ by w mojej wyobraźni zawładnąć tym światem, tak jak na pewnym etapie zrobił to Jae Lee, ale na pewno jest to ciekawa przygoda, idealna interpretacja znanych wydarzeń i po prostu warto się z nią zapoznać.

Autor: Mando
Data: 10.12.2011