Wraz z końcem 'Long Road Home’ chłopcy powrócili do Gilead, którego stopniowy upadek będziemy teraz obserwować. W trzeciej serii przenieśliśmy się tym samym z piekielnego Świata Końcowego, do pogodnej, z pozoru sielankowej, krainy rewolwerowców. W 'Treachery’ jesteśmy też świadkami kilku tradycyjnych ceremonii wspomnianych w książkach (pasowanie na rewolwerowców, turniej zagadek, bal z okazji osiągnięcia pełnoletniości). Oczywistym jest zatem, że 'Guide to Gilead’ pod względem klimatu, diametralnie różni się od almanachu Końca Świata. Opisane tu miejsca to piękne krainy, które jeszcze nie zostały przeżarte przez tryby posuwającego się naprzód świata. Trzeba też przyznać, że specjalnie na tę okazję stworzone prace Davida Yardina i Vala Staplesa – rysowników, którzy ilustrowali pierwsze opowiadanie Robin, a od dwóch serii współpracują z główną grupą przy dodatkach – oddają idealnie sielankowy klimat tej krainy. Zresztą cały zeszyt pod względem graficznym stoi na najwyższym poziomie. Podczas recenzowania 'Gunslinger’s Guidebook’ skrytykowałem dobór kadrów, ale już przy 'End Word Almanac’ byłem bardzo zadowolony. 'Guide to Gilead’, podobnie jak almanach, idealnie żongluje znanymi z komiksów kadrami i całkowicie nowymi pracami. Rysunki Isanove i Lee dobrane są z głową i dzięki temu dostajemy zarówno świetnie zobrazowane pomniejsze mieściny, rozłożone na czynniki pierwsze Gilead, jak również wizualizacje postaci – znanych z komiksów i tych historycznych, o których jedynie napomknięto w książkach.
Oczywiście rysunki stanowią tu tylko jedną stronę medalu, a równie ważna jest sama treść. Pierwsze co rzuca się w oczy to brak przepychu. I jest to na pewno plus. Twórcy idealnie rozłożyli materiał, aby nie przytłaczać czytelników ogromem informacji, a jednocześnie przedstawić temat w sposób rzetelny. A trzeba przyznać, że informacje zawarte w tym, było nie było, krótkim zeszycie, stanowią kopalnię wiedzy dla fanów Wieży. Osobiście uważam się za znawcę tematu, ale wiele zamieszczonych tu kategorii było dla mnie całkowitą nowością. I mimo że książki czytałem kilka razy, nie mam pojęcia jak mocno jest to zakorzenione w literackim pierwowzorze. Choć skoro nie przypominam sobie abym z niektórymi zjawiskami kiedyś obcował, pozwala to wysunąć tezę, że King jedynie wspomniał o tym w swojej sadze, a Robin tym razem naprawdę rozwinęła skrzydła rozbudowując ten świat.
'Guide to Gilead’, podobnie jak dwa poprzednie tego typu zeszyty, jest pozycją dla bardzo wąskiego grona odbiorców. Każdy fanatyk 'Mrocznej Wieży’ zapewne sięgnie po to bez względu na to jak ocenię to ja czy inni recenzenci. Pozostałych czytelników Kinga natomiast nie ma sensu nawet namawiać. Tym samym każda ocena wystawiana w formie cyferkowej mija się w zasadzie z celem. Dla mnie, fanatyka Wieży, wszystko co tworzy Robin Furth jest prawdziwą skarbnicą wiedzy. Gdy dodatkowo mam możliwość obejrzenia wizualizacji miejsc i postaci, które do tej pory formowały się tylko w mojej głowie (szczególnie gdy są to różne spojrzenia na świat, który w bardzo charakterystyczny sposób ukazali już Lee i Isanove)… więcej do szczęścia mi nie trzeba. 'Guide to Gilead’ idealnie sprawdza się jako dodatek do głównej serii i ode mnie otrzymuje najwyższą notę. Czekam na kolejne zeszyty przybliżające inne zakątki Świata Pośredniego.
Autor: Mando
Data: 19.04.2009
|