The Dark Tower: Battle of Jericho Hill #5

The Dark Tower Battle of Jericho Hill 05Opis

Wszystko prowadziło to tego: kulminacyjnej walki o cały Świat Pośredni! Po jednej stronie, tyłem do Wzgórza Jericho, stoją Roland, jego ka-tet i pozostali przy życiu członkowie Afiliacji jego ojca. Przeciwko nim ustawionych jest w szyku tysiące żołnierzy i powolnych mutantów uzbrojonych w najbardziej przerażające rodzaje broni, w które zdołał wyposażyć ich Dobry Człowiek, John Farson. Paru przeżyje, wielu umrze, a żaden czytelnik nigdy nie zapomni intensywności walki i chwytających za serce jej rezultatów. Nie możesz przegapić tego strasznego rozstrzygnięcia, które w sposób nie do pomyślenia zmieni ułożenie sił w Świecie Pośrednim. Zostałeś ostrzeżony.

Informacje

  • okładka: Jae Lee, Richard Isanove
  • Ilustracje: Jae Lee, Richard Isanove
  • scenariusz: Peter David, Robin Furth
  • liczba stron: 40
  • data wydania: kwiecień 2010

Dodatki

  • „’My Most Memorable Dark Tower Moments” – Robin Furth
  • Sketchbook
  • 3 strony z „The Journey Begins” #1

 

Plansze

Recenzja

Stało się. Pierwszy wielki rozdział komiksowej sagi dobiegł końca. Od chwili gdy 5 lat temu świat obiegły pierwsze informacje dotyczące tego projektu, fani czekali właśnie na tę chwilę, aby na własne oczy zobaczyć wielką bitwę na Wzgórzu Jericho. Bitwę, w której ostatecznie wyginęli rewolwerowcy, a Afiliacja przestała istnieć. Ostatni zeszyt mamy już za sobą i ci, którzy dotrwali do tego momentu (a niestety wielu jest takich, którzy odpadli po drodze) mogli na własne oczy przekonać się jak ten spektakl wyglądał. Czy twórcy wyszli obronną ręką? Ciężko powiedzieć. To raczej kwestia gustu. Moim zdaniem widowisko jakie nam zaserwowali było niesamowite. Trzeba jednak wyraźnie na samym wstępie zaznaczyć, że ten komiks wywraca do góry nogami całe uniwersum Mrocznej Wieży.Zacznijmy jednak od początku. Na wejściu wita nas świetna okładka oddająca ducha tego zeszytu. Problem tylko w tym, że jest to kolejna grafika, która jednak trochę spoileruje. Sam rysunek nie przedstawia żadnej sceny z treści komiksu, ale daje nam pewien obraz sytuacji.

Treść ogranicza się w całości do przedstawienia bitwy. To chyba pierwszy raz w historii tego komiksu aby cały zeszyt był jedną wielką sceną, wszystkie kadry były w jednakowych barwach, a czytelnik nie skakał po różnych lokacjach, a cały czas siedział w jednym miejscu. Na kolejnych kartkach śledzimy upadek garstki rewolwerowców i czasem nawet kadr po kadrze widzimy jak kolejne ważne postaci rozstają się z życiem. Bez wielkich fanfar i bez honorów, na które w ferworze bitwy nie ma po prostu czasu. I choć czasami akcja brnie tak szybko, że czytelnik nie nadąża za kolejnymi zgonami, to odejście tych najważniejszych bohaterów chwyta za serce. Nie są to emocje porównywalne do tych z siódmego tomu „Wieży”, ale scena w której ostatni dwaj rewolwerowcy podnoszą się z kolan by zadąć w róg Elda i ruszyć do ostatniej samobójczej szarży, robi odpowiednie wrażenie.

W ten sposób dochodzimy do finałowej sceny, która jest bardzo kontrowersyjnym rozwiązaniem. Zawsze zastanawiało mnie w jaki sposób zakończyła się bitwa na Wzgórzu Jericho i jakim cudem Roland wyszedł z niej cało. King opisał nam jak Roland wydostał się ze Wzgórza, ale nie powiedział jak wyglądał finał szarży dwóch rewolwerowców przeciwko setkom czy tysiącom wrogów. W komiksie dostajemy na to odpowiedź i pozwolę sobie powiedzieć, że jest to najbardziej rewolucyjny pomysł komiksowych twórców. Jak do tej pory tylko „Sorcerer” interweniował w treść książek, ale ograniczało się to do ukazania prawdziwych motywów śmierci Gabrielle. To co dostajemy w finale komiksu w zasadzie na nowo definiuje wszystkie późniejsze wydarzenia. Mam wrażenie, że tylko za tę jedną scenę, wielu czytelników może na zawsze przekreślić komiksową Wieżę. Przyznam, że sam do teraz nie jestem pewien czy twórcy nie posunęli się o jeden krok za daleko, choć jeśli podejść do tego na spokojnie, pozostaje tylko jeden wniosek – inaczej to się po prostu nie mogło zakończyć. Co nie zmienia faktu, że jest to bardzo odważny finał i nie mogę się doczekać, by spytać Robin czy to King wymyślił taki obrót spraw, a jeśli nie to jak zareagował na ten pomysł.

O dodatkach tym razem krótko, bo przy takiej historii schodzą one na dalszy plan. Na wstępie dostajemy wspominkowy tekst Robin – „My Most Memorable Dark Tower Moments” – i tym samym kontynuujemy serię sentymentalnych bonusów z ostatnich kilku zeszytów. Dalej czeka nas 7 stron szkicownika, a w nim 4 wstępne projekty rozkładu kadrów, 4 duże strony z gotowymi szkicami oraz wczesne stadium okładki do wariantu limitowanego. Na koniec zostawiono nam najlepszą rzecz w postaci 3 niepublikowanych dotąd stron w tuszu pochodzących z kolejnego komiksu 'The Dark Tower. The Gunslinger: The Journey Begins #1′ za który odpowiadać będzie już nowy rysownik. Patrząc tylko na te kilka prac można już wyciągnąć wniosek, że będzie to zupełnie inny komiks.

Podsumowując powiem krótko. Ten komiks można ocenić tylko na dwa sposoby – 0/10 lub 10/10. I choć sam mam jeszcze pewne wątpliwości, to skłaniam się ku tej drugiej ocenie. Na koniec powiem jeszcze, że bardzo cieszę się, iż ten projekt miał szanse zaistnieć. Przez minione lata wzbudzał sporo kontrowersji, ale sama historia nigdy mnie nie zawiodła, komiks dostarczył mi mnóstwo rozrywki i cieszę się, że nasze uniwersum doczekało się takiej rozbudowy. Mam nadzieję, że za kolejne 3 lata będę mógł napisać coś podobnego. Niestety opisy nadchodzących zeszytów nie napawają optymizmem.

Autor: Mando
Data: 21.05.2010

Inne okładki

wariant limitowany 1:25
Cary Nord