N. #2

N - 02Opis

Badanie sprawy pacjenta: „N.” ;Pacjent początkowo skarżył się na bezsenność, mówiąc, że standardowe leki nie dają poprawy. Zapiszę mu coś mocniejszego. Pacjent jest otwarty i szczery mówiąc o tendencjach obsesyjno-kompulsywnych, przedewszystkim ma nawyk liczenia, mówi też o „dobrych” i „złych” cyfrach. Może to być symptomem wizyty na polu w Maine gdzie znajduje się formacja kamieni o zmieniającej się liczbie. Nazywa to „zwiędłym miejscem” gdzie mógł „przedrzeć się przez strukturę rzeczywistości”. Ponadto wspomina „szczerzącą się postać w kręgu kamieni”. Sugeruję silne przewidzenia. Prognoza: mocniejsze środki uspokajające i kontunuacja intensywnej terapii.
Nie przegap kolejnego ekscytującego rozdziału w tym znaczącym wydarzeniu komiksowym. Pomysł Stephena Kinga zaadaptowany przez Marka Guggenheima i Alexa Maleeva 'N.’ przyspieszy twój puls!

Informacje

  • okładka: Alex Maleev
  • Ilustracje: Alex Maleev
  • scenariusz: Marc Guggenheim
  • liczba stron: 36
  • data wydania: kwiecień 2010

Dodatki

  • Sketchbook – Storyboardy
  • Projekty okładek „N.” #2

Plansze

Recenzja

Recenzując zeszyt #1 bardzo namawiałem wszystkich do sięgnięcia po ten produkt. Paradoksalnie sam zrobiłem sobie po nim niemal roczną przerwę. Dziś powróciłem do tytułu (najpierw w wersji książkowej, a potem w komiksowej) i jestem zmuszony posypać sobie głowę popiołem. Nie umiem powiedzieć dlaczego przestałem czytać ten komiks, gdyż zeszyt #2 potwierdza tylko to co już pisałem – 'N.’ To bezapelacyjnie najlepszy komiks z nazwiskiem Kinga na okładce!

Zacznę od treści. Już przy pierwszym rozdziale zwróciłem uwagę, że komiksowe 'N.’ wykazuje tendencję do rozbudowy znanej wszystkim historii. W pierwszym zeszycie były to jednak tylko drobiazgi, których do końca nie dało się nawet dobrze zinterpretować. Osobiście sądziłem, że postać babci, która pojawia się na jednym kadrze w kręgu kamieni, będzie czymś w rodzaju ducha poprzedniego strażnika. To jednak sugerowałoby, że krąg jest rzeczywiście bramą do innego wymiaru, a przecież ogromną zaletą opowiadania jest właśnie niejednoznaczność. Do końca nie wiemy czy ten tekst porusza tematy nadprzyrodzone czy tylko medyczne. Zeszyt #2 wyjaśnia nam wątek staruszki, która urasta tutaj do rangi kolejnej głównej postaci. Jak zatem można się domyślić, ten rozdział znacznie bardziej rozwija historię Kinga. Co ciekawe nie ma tu żadnych sprzeczności z opowiadaniem, a losy tej postaci, w pewnym sensie były nakreślone w książce (choć tylko z jednej perspektywy). W komiksie dostajemy coś w stylu dwóch równoległych, przeplatających się historii, które w sumie tworzą świetną całość. I to właśnie konstrukcja tego zeszytu jest jego kolejnym plusem. Niby czytamy tylko fragment większej opowieści, ale sam w sobie stanowi on bardzo spójną całość. Na półmetku tego projektu mogę powiedzieć, że scenarzysta komiksu wykonał niesamowitą pracę. Przecedził historię Kinga przez sito, ułożył tak by pasowała do nowego medium, dodał kolejne elementy łamigłówki, a całość zachowała nie tylko spójność, ale też zgodność z pierwowzorem. Robin Furth powinna od tego tytułu rozpocząć naukę pisania scenariuszy do komiksowych adaptacji książek.

Przejdźmy do rysunków, którym poza ogólnym zachwytem nie poświęciłem ostatnio zbyt wiele miejsca. No cóż, tym razem też zacznę od tego, że Alex Maleev jest bogiem. Kto oglądał serial internetowy ten wie jakiego stylu można się tu spodziewać. Tam jednak rysunki były znacznie bardziej żywe. A dokładniej chodzi mi o nasycenie i „krzykliwość” barw… choć to słowo może być akurat mylące. Wypada jednak zaznaczyć, że kolorystyka komiksu jest znacznie bardziej stonowana, barwy są zgniłe, brudne, doskonale oddające tragizm i paranoję bohaterów. Postacie, choć szalenie realistyczne, są także „zabrudzone”. Rysunki charakteryzują mocne kontury i ostre plamy, a co ciekawe nawet poszczególne kadry zakończone są poszarpaną linią. Wszystko to składa się na niesamowity efekt końcowy. Komiks emanuje wręcz realizmem, ale jest on przepełniony brudem, pesymizmem i szaleństwem. Lepiej się tego nie dało narysować!

Część z dodatkami jest niemal identyczna jak poprzednio. Choć objętościowo jest mniejsza o 2 strony, na których w zeszycie #1 znajdował się artykuł scenarzysty. Teraz dostajemy tylko szkicownik przedstawiający sporą galerię storyboardów oraz jeden duży projekt okładki – zrobionej według tego samego pomysłu co ostateczna wersja, choć stylem znacznie bardziej zbliżonej do rysunków z komiksu. Mimo wszystko dobrze, że zdecydowano się na taki nieco… ambitniejszy, bardziej artystyczny, malarski styl okładek.

Na zakończenie jeszcze raz polecam. I mam wrażenie, że podobnie będę kończył jeszcze dwie recenzje. To naprawdę na razie najlepsza rzecz jaka spotkała Kinga w komiksie i pisze to wieloletni fanatyk zarówno książkowej jak i komiksowej „Wieży”. Zachęcam jednak by przed komiksem odświeżyć sobie opowiadanie. Będąc bezpośrednio po lekturze znacznie lepiej wyłapiemy wszystkie dodatkowe sceny (co ciekawe, i dla niektórych może to akurat być minusem, komiksowy N. ma pełne imię i nazwisko, czego nie miał bohater Kinga). Zachęcam do czytania, a ja tymczasem niezwłocznie sięgam po kolejny zeszyt, aby znów nie robić zbyt dużej przerwy.

Autor: Mando
Data: 07.05.2011