„Stephen King’s N.” to pierwsza tego typu rzecz w karierze Kinga. Z założenia miało to być kilka mniejszych projektów, które przedstawią nam tę samą historię i będą się nawzajem promować. Internetowy serial komiksowy był strzałem w dziesiątkę, choćby tylko z tego powodu, że media zawsze takie rzeczy podchwycą i rozdmuchają (nawet w naszej Wyborczej o tym pisali). Poza tym był to pierwszy raz, gdy mogliśmy obejrzeć ekranizację nieznanego nam tekstu (serial wyszedł jeszcze przed światową premierą książki). 25 krótkich webisodów dostarczyło mi niesamowitej przyjemności, potem przyszła pora na książkę, a o komiksie jakby zapomniano. Po przeszło roku od światowej premiery zbioru opowiadań, pojawił się wreszcie pierwszy zeszyt, ale nawet Marvel podszedł już do tego jakoś bez emocji. Nie było szumnych zapowiedzi, nie było specjalnej strony w serwisie Marvela… w zasadzie nie było żadnej promocji, co jest pierwszym takim przypadkiem przy komiksach Kinga z tego wydawnictwa.Wystarczył mi pierwszy rzut oka na komiks by wiedzieć, że nie tylko kilkanaście miesięcy dzieli ten projekt od dwóch pozostałych. Serial i książkę łączyło choćby wspólne logo tytułu, a tutaj już przy pierwszym kontakcie ma się wrażenie, że to coś zupełnie innego (nawiasem mówiąc nowe logo jest koszmarne). Na szczęście jest to mylne złudzenie. Przy bliższym przyjrzeniu widać, że komiks nie tylko spaja się z poprzednimi mediami, a robi krok na przód, doskonale je uzupełniając. W uniwersum „Gwiezdnych wojen” powstał kiedyś bardzo duży i bardzo ciekawy projekt o nazwie „Cienie Imperium”. Była to jedna historia opowiadana z kilku punktów widzenia na różnych mediach, i za każdym razem wzbogacona o nowe wątki. Porównanie pierwszego zeszytu „N.” do „Cieni” jest na razie może trochę na wyrost, ale już teraz widać, że nie ograniczy się on tylko do wiernego przełożenia opowiadania na kartki komiksu. W pierwszym zeszycie pojawia się całkowicie nowy prolog, który choć na razie nie jest do końca zrozumiały, to liczę, że zostanie w przyszłości jeszcze rozwinięty. Dodatkowo mamy przynajmniej jeden nowy element, który także, jak do tej pory ogranicza się do niezrozumiałej wstawki, ale liczę, że w kolejnych zeszytach wszystko się zazębi i powstanie konkretne rozszerzenie tej opowieści.
Już za sam ten motyw mógłbym wystawić najwyższą ocenę, ale wypada wspomnieć o innych plusach tej historii. Po pierwsze, scenariusz. Kto nie czytał opowiadania ten niech żałuje, bo to jeden z najlepszych tekstów ze zbioru „Po zachodzie słońca”. Opowieść, która świetnie sprawdza się w 25-odcinkowym mini-serialu, opowiadaniu oraz komiksie… po prostu musi być dobra. Do tego dochodzi kapitalna oprawa graficzna! Na chwilę obecną uważam, że jest to zdecydowanie najlepiej narysowany komiks Stephena Kinga. Już sam serial był bajeczny, ale na kartkach komiksu, nabrało to jeszcze lepszego klimatu. Na chwilę obecną jestem zachwycony tym projektem!
Marvel przyzwyczaił nas już do tego, że po daniu głównym czeka nas garść dodatków. Nie inaczej jest w przypadku „N.”. Najpierw zaserwowano nam artykuł scenarzysty komiksu, z którego dowiemy się sporo ciekawostek na temat adaptacji, zarówno tej serialowej jak i komiksowej. Dalej czeka nas 13 pomniejszonych stron (po dwie na jednej) przedstawiających Storyboardy Alexa Maleeva pochodzące z internetowych webisodów. Na koniec czekają nas jeszcze dwa wstępne projekty okładki zeszytu #1. A wszystko to na „brudnym” tle, doskonale podkreślającym klimat całego komiksu.
Na koniec wypada mi jeszcze tylko zachęcić wszystkich fanów Stephena Kinga do zapoznania się z „N.”. Zapowiada nam się jeden z najlepszych komiksów, a do tego już teraz wiemy, że nie będzie to niekończący się tasiemiec, a cały projekt nie uszczupli aż tak naszego portfela. Naprawdę warto wydać te kilka złotych!
Autor: Mando
Data: 07.05.2010
|