Polcon 2016
Cztery miesiące po spotkaniu na Pyrkonie przyszedł czas na drugi w tym roku wspólnie spędzony konwent – Polcon. Akurat ten konwent nie miał u nas najlepszej opinii i w zasadzie decyzja o wyjeździe zapadła zaledwie tydzień przed imprezą. Ponowny gościnny udział Jacka Ketchuma i Edwarda Lee, samo bardzo lubiane przez nas miasto Wrocław no i przede wszystkim samo spotkanie się ze sobą przekonało nas, że jednak warto na Polcon pojechać. Nie stawiliśmy się zbyt licznie, można powiedzieć, że dostosowaliśmy się do frekwencji na konwencie. Była nas ósemka: nocny, ingo, Mando, evening, Faay, burial, Pavel i ofca.
Nasza opinia o Polconie jako niezbyt dobrze zorganizowanym i niezbyt atrakcyjnym konwencie niestety potwierdziła się po raz kolejny. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, pod Halę Stulecia spotkała na długaśna kolejka i informacja, że na cały konwent (na którym organizatorzy spodziewali się kilku tysięcy uczestników) jest jedno wejście i jedna kasa. Co więcej, każdy uczestnik musiał przejść przez 3 kolejne stanowiska, w jednym płacąc, w drugim otrzymując opaskę na rękę i w trzecim odbierając program imprezy. 3 osoby zostały zatrudnione do obsługi jednego uczestnika. Pomysł osobliwy i tworzący ogromną potwornie wolno przesuwającą się kolejkę. Gdy weszliśmy już na teren konwentu uderzyła nas druga rzecz – ubogość stoisk. Przejście korytarzem wokół hali to był naprawdę ponury widok, pustej przestrzeni była ogromna ilość. Wybór akurat Hali Stulecia być może nie był strzałem w dziesiątkę, na mniejszym obiekcie wyglądałoby to lepiej. Organizacyjnie niestety było więcej niedoróbek. W piątek mieliśmy w planach jeden punkt programu – spotkanie z pisarzem Jackiem Ketchumem zapowiedzianym na godzinę 17. Po przyjechaniu na miejsce i zapłaceniu za wejście okazało się, że spotkanie już dawno było, o godzinie 15. Co ciekawe, na to spotkanie ledwo zdążył sam Jack Ketchum, który dowiedział się o tej zmianie w ostatniej chwili i to tylko dlatego, że postanowił przyjechać na konwent wcześniej by towarzysko spędzić trochę czasu przy piwie. Następnego dnia o godzinie 15 zaplanowane było spotkanie z twórcą komiksowym Bogusławem Polchem. O godzinie 15:10 dowiedzieliśmy się, że rysownika w ogóle na tej imprezie nie ma a ogłosił to inny gość zakończonego wcześniej w tej samej sali spotkania. Jeden z naszych znajomych, który tworzył punkt programu już w pociągu w drodze powrotnej do domu dostał zaskakującą dla niego informację, że następnego dnia ma poprowadzić kolejny punkt. To nie wszystkie wpadki ale może tyle wystarczy, jak widać nie pospinało się to wszystko twórcom.
Jako, że pojechaliśmy na Polcon tak naprawdę by spotkać się sami ze sobą a także z Jackiem Ketchumem i Edwardem Lee to nie możemy uznać tego wypadu za nieudany. Obaj pisarze byli całkowicie dostępni dla wszystkich, mnóstwo czasu spędzali przy piwie przed Halą, byli bardzo przyjaźnie nastawieni a co więcej wcale nie oblegani i przesadnie zaczepiani. Dostaliśmy autografy na wszystkim co przywieźliśmy (a było tego sporo), były wspólne zdjęcia, obaj pisarze nagrali też zajawki dla Mando do jego podcastów. Panel, w którym panowie opowiadali o swojej długoletniej przyjaźnie także był fajnym punktem dnia. Trochę czasu spędziliśmy też w games roomie, chociaż room to nazwa mocno nieadekwatna bo przestrzeń dla fanów planszówek i karcianek stworzono w hali głównej, w miejscu gdzie normalnie odbywają się koncerty. Tutaj akurat warto nadmienić, że pod tym względem miejsca sprawdziło się bardzo dobrze. Pograliśmy wspólnie w karciankę, którą uwielbiamy od kilku już spotkań, Sabotażystę. Fantastyczną też sprawą był festiwal food trucków, który połączono z Polconem. Kwestia jedzenia na konwentach to zazwyczaj słabszy punkt imprezy, tutaj to był punkt chyba najlepszy 😉
Jako, że jednym z głównych celów przyjazdu do Wrocławia było nasze spotkanie samo w sobie, spędziliśmy też trochę czasu w wynajętym mieszkaniu na tym co lubimy najbardziej – rozmowach przy trunkach i grach. Zapoznaliśmy się z nową odsłoną wspomnianego wcześniej Sabotażysty, wersją dla 2 graczy o podtytule Pojedynek. Gra z miejsca zyskała nasze serca, okazała się może nawet jeszcze lepsza niż oryginał. Zagrywaliśmy się w nią przy każdej sposobności, nawet już na dworcu PKP czekając na pociągi rozwożące nas do domów.
Trzydniowy wyjazd oczywiście należy zaliczyć do udanych, bo jakkolwiek by nie oceniać imprez na które jeździmy to i tak fajnie jest się po prostu spotkać i wspólnie pogadać, pobawić. Było krótko ale przyjemnie i już kupujemy bilety na kolejne pociągi, tym razem do Łodzi, gdzie zjedziemy się już we wrześniu na Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier.