Falkon 2010

Falkon to jeden z największych polskich konwentów, ale też niestety jedna z najbardziej oddalonych imprez od centrum Polski. W tym roku termin eventu szczęśliwie zgrał się z długim listopadowym weekendem, co zaowocowało aż czterodniową imprezą. Nie wpłynęło to jednak na frekwencję naszej forumowej reprezentacji. Przed rokiem w Lublinie stawiły się trzy osoby i w roku obecnym ta liczba nie uległa zmianie. Reprezentacja naszego forum wyglądała następująco: Tathagatha,Zimek i Mando. Wspierani kilkoma dodatkowymi znajomymi stanowiliśmy zwartą grupkę, która bardzo miło spędziła ten listopadowy weekend.

 

Już na wstępie wypada wspomnieć o kilku rzeczach. Po pierwsze wielki plus dla organizatorów za sporą zniżkę w akredytacji przy potwierdzeniu z RCKiK o oddanej w ciągu ostatniego miesiąca krwi. Podobnie było przed rokiem i podobne praktyki zaczynają stosować inne konwenty. Dla mnie, jako osoby bardzo zaangażowanej w ten temat, to ogromny plus i mam nadzieję, że udało się pozyskać w ten sposób choć kilku dawców. Nawet jeśli w większości przypadków będą to jednorazowe donacje, to i tak konwent już na wstępie odniósł sukces. Kolejnym plusem jest sama „Wyspa”, będąca naprawdę fajnym miejscem konwentowym. W porównaniu z innymi „szkolnymi” konwentami, nowoczesna „Wyspa” robi bardzo pozytywne wrażenie. Tym razem także udało mi się nie napotkać żadnych wrogo nastawionych tubylców dzięki czemu mogłem zwiedzić okolice konwentu, a ta spełnia wszelkie wymogi bez względu na to jakich przyjemności poszukujemy… oczywiście w granicach rozsądku 🙂

 

Punkt programu, który nas interesował najbardziej odbywał się już pierwszego dnia. Staramy się wyłapywać kingowe konkursy na konwentach fantastycznych i w miarę możliwości uczestniczyć w nich. Falkonowy konkurs prowadziły dwie dziewczyny – Dominika „Chmiel” Chmielewska oraz Martyna „Martyn” Hus. Oprócz tradycyjnych pytań, dziewczyny zaserwowały nam też inne formy zabawy. Zaczęliśmy od kalamburów, z którymi poradziliśmy sobie bardzo dobrze. Rolę pokazującego wziąłem na siebie ja (Mando), a hasła jakie trafiliśmy to „Dzieci kukurydzy” i „Mali ludzie w żółtych płaszczach”. Druga runda to „skojarzenia”. Każda drużyna dostała zestaw 18 haseł, które miała połączyć w 6 grup i podać tytuły książek z którymi kojarzymy te wyrazy. W pierwszej chwili nie zrozumiałem zasad i całość połączyłem w 5 książek, przypisując jednej z nich około 7 terminów. Co ciekawe nadal trzymało się to kupy. Mając mały poślizg, zakończyliśmy tę rundę jako druga drużyna, tracąc przez to jeden punkt. Dalej przyszedł czas na tradycyjną formę konkursów z pytaniami. Tutaj tylko raz poślizgnęła nam się noga i choć niektóre pytania były naprawdę perfidne (np. Ile lat miał Ben Myers gdy pierwszy raz wszedł do domu Martenów?) poradziliśmy sobie doskonale gładko wygrywając konkurs.

 

Porównując do wcześniejszych konkursów kingowych na konwentach fantastycznych, falkonowa wersja wypadła całkiem przyzwoicie. Zabawa urozmaicona i ciekawa, prowadzenie sprawne, frekwencja nienajgorsza. Poziom graczy natomiast dość wyrównany. Oczywiście zdarzali się przypadkowi ludzie, ale był to margines.

 

Niestety był to jedyny punkt programu dotyczący Stephena Kinga. I choć sam autor wielokrotnie pojawiał się w przeróżnych prelekcjach czy konkursach, to tylko jako pojedyncza wzmianka. Udało nam się jeszcze wygrać klatkowy konkurs z horrorów (choć tutaj już naprawdę nie było łatwo), a w każdym kolejnym konkursie zmuszeni byliśmy kapitulować. Falkon dostarczył nam jeszcze sporo ciekawych wrażeń, ale o tym można poczytać już w innych miejscach.

 

W forumowym gronie udało nam się spędzić też jedną wspólną noc za co wielkie dzięki należą się Tathagacie i jej mężowi, którzy podjęli ryzyko przenocowania nas. Bawiliśmy się do bladego świtu, ale to już tradycja, w którą nie ma potrzeby zbyt mocno się zagłębiać. Dziękuję wszystkim tym, którzy dołożyli swój wkład w organizację konwentu. Za rok oczywiście widzimy się ponownie w Lublinie.