Word Processor of the Gods

Opis

Główny bohater żyje w strasznej rodzinie. Ani z żoną ani z dzieckiem nie znajdują wspólnego języka. Próbuje zarobić na życie pisząc książki co również spotyka się z dezaprobatą rodziny. Pewnego dnia bohater dostaje prezent urodzinowy od swego bratanka (który nieco wcześniej zginął w wypadku samochodowym) – edytor tekstu. Urządzenie nie jest jeszcze skończone wiec dość szybko się przegrzewa. Pisarz szybko odkrywa, że nie jest to zwykły edytor tekstu. To co zostanie napisane na ekranie zdarza się również w prawdziwym życiu.

Twórcy:

  • Reżyseria – Michael Gornick
  • Scenariusz – Michael McDowell

Występują:

  • Richard Hagstrom – Bruce Davison
  • Linda Hagstrom – Karen Shallo
  • Seth Hagstrom – Patrick Piccininni
  • Mr. Nordhoff – William Cain
  • Jonathan – John Matthews
  • Belinda – Miranda Beeson

Info:

  • Tytuł oryginalny: Tales from the Darkside: Word Processor of the Gods
  • Rok produkcji: 1984
  • Czas: 23 minuty
  • Sposób dystrybucji: telewizyjny

Ciekawostki:

  • Jest to 8 epizod 1 sezonu serialu „Tales From The Dark Side” oparty o opowiadanie „Edytor tekstu” ze zbioru „Szkieletowa załoga”.

 

Galeria zdjęć:

Recenzja

’Edytor tekstu’ to z jednej strony fajne opowiadanko ale z drugiej to takie spisane marzenia 10-latka. „Chciałbym mieć magiczny pierścień, jak go przekręcę na palcu to spełni się każde moje marzenie”. Jest więc to tekst wydawałoby się skierowany do młodszej publiczności, prosty i infantylny w swym założeniu. A jednak wspominam go bardzo ciepło i utkwił mi w pamięci chyba najbardziej ze wszystkich opowiadań w zbiorze 'Szkieletowa załoga’. Wydaje się, że nie jest to materiał, z którego możnaby zrobić film, ale świetnie nadaje się na Dollar Baby czy krótki epizod serialu. I tak właśnie się stało, Michael Gornick i Michael McDowell zaadaptowali tekst na potrzeby serialu 'Tales from the Darkside’. Osobiście nie jestem entuzjastą horrorowych historyjek spod znaku 'Twilight Zone’, 'Outer Limits’ czy 'Opowieści z krypty’ z lat ’80. Nie oczekiwałem więc po tej ekranizacji czegoś szczególnego. Jakość wykonania poszczególnych odcinków tych seriali pozostawia co nieco do życzenia, choć pewnie dla wielu tworzy to ten specyficzny klimat, który przyciąga.

Pierwsze o czym chciałbym napisać to przełożenie tekstu na ekran. Jest to bardzo wierna ekranizacja, właściwie wszystko co napisał King znalazło się w scenariuszu, i to naprawdę z dbałością o szczegóły. Przed seansem przeczytalem ponownie opowiadanie i na co zwróciłem szybko uwagę to dialogi, które zostały często po prostu przepisane z książki do skryptu. Choć taka wierność oryginałowi ma też swoją wadę, oglądałem ten filmik po prostu bez żadnych emocji, a wręcz lekko znudzony, gdyż wszystko było wiadome, każda kolejna minuta była do przewidzenia. No ale to tylko mój problem, jest to kolejny epizod serialu, który powstał przed premierą zbioru 'Szkieletowa załoga’, więc dla zdecydowanej większości widzów było to coś nowego (choć nie dla wszystkich, jako, że opowiadanie 'Edytor tekstu’ miało swoją premierę w 1983 roku w Playboy’u). Tak więc nie można tego aspektu traktować jako minus.

Mimo wiernego przekładu, ekranizacja spłyca opowiadaną historię. Stephen King bardzo ładnie wyłożył relacje Richarda ze swoją żoną i synem, jego działanie jest dla czytelnika całkowicie zrozumiałe, usprawiedliwione, ma jego poparcie. W filmie trochę tego zabrakło. Stosunki panujące w rodzinie nie zostały należycie wyeksponowane, zabrakło tu większych emocji. Decyzja jaką podejmuje Richard wydaje się przez to nieco dziwna, pochopna, może nieco niezrozumiała.

Mówi się, że aktorstwo serialowe ustępuje pola temu filmowemu. Nie zawsze, ale z pewnością czasem tak jest, gdyż gro osób występujących w serialach to aktorzy bez jakiegokolwiek dorobku w tym zawodzie. I tak właśnie jest w tym przypadku. Żonę Richarda zagrała kobieta, która poraz pierwszy widziała plan filmowy (i nie bez powodu poraz ostatni), syna zagrał chłopak, który wcześniej wystąpił przed kamerą dwa razy, a udział w opisywanym serialu był jego ostatnim razem (także nie bez powodu). Bruce Davison, odtwórca głównej roli to aktor ogromnej ilości ról, choć są to występy właściwie tylko w serialach i filmach telewizyjnych. Na pewno wybijał się w 'Edytorze tekstu’ ale nie znaczy to wcale, że można go uznać za świetnego aktora.

Cóż mogę powiedzieć podsumowując tę produkcję. Dostałem to czego się spodziewałem, mocno średni film, 20 minut można mu poświęcić ale zdecydowanie jest to jednorazowa przygoda. Napewno plusem jest wierność oryginałowi choć rozbudownie scenariusza wyraźnie przydałoby się w tym przypadku. Bardzo jestem ciekaw co z tym materiałem zrobiliby twórcy genialnego i doskonałego serialu 'Marzenia i koszmary’…

Autor: nocny
Data: 18.07.2013