Mr. Mercedes
|
|||
OpisTuż przed świtem, w spokojnym miasteczku, setki zdesperowanych, bezrobotnych ludzi stoi w kolejce na targi pracy. Nagle, bez ostrzeżenia, samotny kierowca w kradzionym Mercedesie wpada w tłum. Zabija osiem osób, rani piętnaście. Ucieka z miejsca wypadku. Tylko emerytowany detektyw Bill Hodges wraz z dwójką sprzymierzeńców może zatrzymać mordercę, zanim ten uderzy ponownie. Kto kryje się pod pseudonimem Pan Mercedes i jak go odnaleźć? |
|||
Galeria zdjęć: |
|||
RecenzjaO powieści „Pan Mercedes” przed jej premierą było bardziej głośno niż przy okazji innych książek. Szeroko reklamowano ją jako debiut Stephena Kinga na polu powieści detektywistycznej. Jeśli pisarz po ponad czterdziestu latach wydawania średnio dwóch książek rocznie wchodzi na nowy teren to musi budzić zainteresowanie. Autorowi tak się spodobało w nowym garniturze, że chwila moment i stworzył trylogię. Książki o detektywie Hodgesie są różnie oceniane chociaż większości przypadły do gustu. Kwestią czasu było więc ogłoszenie planów na ekranizację. Producenci podjęli decyzję o stworzeniu serialu i to obejmującego wszystkie trzy książki. Pomysł ciekawy ale czy pierwowzór jest na tyle bogaty by tworzyć tasiemiec zamiast jednego czy dwóch filmów? Pierwszy sezon serialu to dziesięć odcinków fabularnie obejmujących pierwszą książkę, tytułowego „Pana Mercedesa”. W mojej ocenie jest to najbardziej udany i ciekawy tom, spodziewać się więc można było równie udanego serialu. Scenariusz zmienia nieco pierwowzór ale jednocześnie można powiedzieć, że jest to dość wierna ekranizacja. Wydaje mi się, że ciekawiej przedstawiono głównego bohatera, Billa Hodgesa, a może to kwestia aktora, Brendana Gleesona. Sam Stephen King wyznał, że podczas prac nad książkami oczami wyobraźni jako emerytowanego policjanta widział właśnie Gleesona. W podobnym tonie wypowiedział się reżyser, ta rola została napisana właśnie dla tego aktora i nie wyobrażał on sobie by ktokolwiek inny mógł wcielić się w tę postać. To prawda, Brendan Gleeson lśni w tej produkcji, jest idealnie dobranym aktorem. Jego oponent, Brady Hartsfield, także na ekranie zyskał godnego reprezentanta. Harry Treadaway mistrzowsko zagrał człowieka o chorym umyśle, czasem gdy się na niego patrzyło wydawał się spokojnym, dobrym, samotnym chłopcem, jednak wystarczyło jedno spojrzenie, drgnienie warg i wiadomo było, że to tylko ułuda. Wspomnieć muszę o serialowym intro. Nie jest to standardowa czołówka jaką mają seriale, tak naprawdę tutaj jest to fabularna część każdego kolejnego odcinka. Na rozpoczęcie epizodu możemy zobaczyć rozpoczęcie kolejnego dnia głównego bohatera, zostało to pokazane w humorystyczny sposób i okraszone jednym i tym samym utworem. I piosenka i Gleeson, który wydaje się być potwornie zmęczony i zniechęcony do świata już sekundę po przebudzeniu to znakomite otwarcie. Negatywnie natomiast oceniam dwie inne kwestie. Po pierwsze sam finał sezonu. Z jakiegoś powodu zdecydowano się na bardziej kameralne ostateczne spotkanie głównych bohaterów. U Stephena Kinga finał rozegrał się na wielkim koncercie bardzo popularnego zespołu. W serialu twórcy postanowili pokazać to nieco inaczej, moim zdaniem szkoda, pomysł Kinga wydaje mi się zdecydowanie lepszy i dużo bardziej pasujący właśnie do filmu czy serialu. Druga moja uwaga dotyczy pozostałych bohaterów, którzy grają główne role w całej trylogii, czyli Jerome’a i Holy. Postacie te w książce odgrywały dużo większą rolę, w serialu zostali przestawieni na dalszy plan. Szkoda, bo lubiłem oboje a i do ekranizacji wybrano aktorów, którzy świetnie się sprawdzili. Zaskoczył mnie nieco w serialu brak ograniczeń, wydaje się on być tylko dla dorosłej widowni. Już samo rozpoczęcie pierwszego epizodu pokazuje, że to nie jest grzeczny serial. Brutalność i dosadność z jaką pokazano mercedesa rozjeżdżającego ludzi mnie zdumiała. Potem okazało się, że Hodges nie szczędzi przekleństw a kilka scen z Hartsfieldem i seksualnym tłem również mogą mocno zaskakiwać. Za to ogromny plus. Pierwszy sezon „Pana Mercedesa” oceniam pozytywnie aczkolwiek bez przesadnej euforii, która zdaje się być powszechna na portalach filmowo-serialowych. Oglądałem każdy epizod z przyjemnością chociaż były momenty, które mi się dłużyły. Miałem niejednokrotnie wrażenie, że serial jest troszeczkę przegadany i gdyby z tych 10 odcinków zrobić powiedzmy 7 serial byłby lepszy. Niemniej jednak w mojej opinii to kolejna dobra ekranizacja i warto czekać na drugi sezon. Autor: nocny |
|||