Miasteczko Salem

Opis

Bohaterem opowieści jest pisarz Ben Mears (Rob Lowe), który po latach nieobecności wraca do rodzinnego miasteczka o nazwie Salem by napisać książkę o nim i o jego mieszkańcach. Wierzy, że tylko w ten sposób pozbędzie się prześladujących go wciąż dramatycznych wspomnień z dzieciństwa. Miasteczko Salem z zewnątrz sprawia wrażenie idealnego. Zadbane domki i ogrody, uśmiechnięci sąsiedzi, słowem – wymarzone miejsce do zamieszkania. Jednakże pod tą piękną oprawą kryje się mroczny sekret. Kiedy mieszkańcy Salem zaczynają w tajemniczych okolicznościach ginąć, Ben, korzystając z pomocy kelnerki Susan Norton (Samantha Mathis), nauczyciela Matta Burke’a (Andre Braugher) i ojca Donalda Callahana (James Cromwell), będzie musiał stawić czoła mrocznym siłom, które do niedawna uważał jedynie za wymysł.

Twórcy:

  • Reżyseria – Mikael Salomon
  • Scenariusz – Peter Filardi

Występują:

  • Ben Mears – Rob Lowe
  • Richard Straker – Donald Sutherland
  • Kurt Barlow – Rutger Hauer
  • Susan Norton – Samantha Mathis
  • Ojciec Callahan – James Cromwell
  • Mark Petrie – Dan Byrd
  • Majorie Glick – Rebecca Gibney
  • Matt Burke – Andre Braugher
  • Dud Rogers – Brendan Cowell

Info:

  • Tytuł oryginalny: Salem’s Lot
  • Rok produkcji: 2004
  • Czas: 173 minuty
  • Sposób dystrybucji: telewizyjny

 

Galeria zdjęć:

Recenzja

„Nowe” „Miasteczko Salem” ma już 4 lata a ja obejrzałem ten film dopiero teraz. Dlaczego? Skutecznie pomogły w tym recenzje, czy to kolegów z serwisu czy forumowiczów. Niemal wszyscy jak na komendę skrytykowali ekranizację tak mocno, że miało się wrażenie, iż to najgorszy film w historii telewizji. I mimo to, że zapowiedzi tego filmu, obsada, pierwsze zdjęcia, trailery i wywiady bardzo mnie nakręciły na seans, odkładałem obejrzenie tego filmu aż 4 lata. Kilka wieczorów temu postanowiłem wreszcie zmierzyć się z tym „koszmarkiem”. I okazało się, że przez opinie innych przez tak długi czas nie widziałem tego naprawdę fajnego filmu. Nie warto jednak kierować się opiniami innych, lepiej sprawdzić samemu co prezentuje dany film, książka czy płyta. Tak, wiem, trochę to dziwne pisać recenzję, w której namawia się do nie zwracania na takowe uwagi :-)Kiedyś byłem „purystą ekranizacyjnym”. Uważałem, że film na podstawie książki powinien być jak najwierniejszym odzwierciedleniem tejże. Wszelkie odstępstwa od oryginału traktowałem jako wielki minus filmu, obniżający drastycznie jego ocenę. Jednak po premierze 'Marzeń i koszmarów’ gdzie każdy epizod serialu zawierał spore odstępstwa od oryginału i 6 na 8 odcinków uważam za lepsze od opowiadań Kinga (te 2 pozostałe jak na ironię są najwierniejszymi ekranizacjami) inaczej już patrzę na proceder ekranizacyjny. Film to jedno, książka to drugie, nie muszą być bliźniakami. Co więcej, stopień pokrewieństwa nie musi być szczególnie wysoki. Oczywiście nadal uważam 'Lśnienie’ Kubricka za zniszczenie wspaniałej powieści Kinga, ale w tamtym przypadku rozbieżność między nimi była ogromna.

'Miasteczko Salem’ stoi po środku, w filmie są czasem nawet spore odstępstwa od książki, jednak wciąż główny wątek, wydarzenia i postacie są całkiem wiernie przeniesione na taśmę filmową. W ogóle nie przeszkadza mi to, że akcja rozgrywa się w roku 2004 a nie 1975. Jaki wpływ na dobry odbiór filmu ma fakt, że bohater korzysta z komórki a nie telefonu stacjonarnego? Nie ma dla mnie znaczenia też to, że w książce jedna postać ma skórę białą a w filmie czarną. Jaka różnica czy bohater drugoplanowy ma włosy, choć w książce ich nie miał?… Dla mnie nie to decyduje czy film jest dobry czy nie. (Przypomina mi się czyjeś przezabawne oburzenie na forum, że dziewczyna z 'Desperacji’ w książce ma włosy czerwone a w filmie blond… Tak, to całkowicie wypacza sens filmu :-)) A to, że tam dzieciak jest grzecznym przykładem idealnego chłopca z dobrego domu a tu włamał się z kolegami do autobusu szkolnego… Nawet nie zwróciłem na to uwagi.

Kolejnym zarzutem był całkowity brak klimatu. Nie wiem, może to kwestia silnie indywidualna, ale dla mnie ten film aż kipi klimatem, od napisów początkowych po zakończenie. Świetnie pokazane jest samo Salem, knajpka, kościół ojca Callahana, wysypisko śmieci, a dom Marstenów i miejsce, na kórym stoi zrobiło na mnie ogromne wrażenie, byłem zachwycony. Opustoszałe wzgórze nad miasteczkiem, ogromna, stara, zniszczona posiadłość na zewnątrz wydaje się być mroczna i posępna. Sceny w środku, kiedy to bohaterowie podejmują walkę z wampirami są naprawdę bardzo klimatyczne.

Sporo zarzutów dotyczyło też aktorów. I znów muszę się nie zgodzić. Od samego początku bardzo podobała mi się obsada, jak tylko pokazano zdjęcia promocyjne z aktorami w kostiumach i w odpowiednich plenerach wydawało mi się, że to jest to. Rob Lowe, bardzo go lubię, wydaje mi się, że świetnie odegrał rolę Bena Mearsa, Donald Sutherland i Rutger Hauer jako dwójka tajemniczych przybyszów także bez jakichkolwiek zarzutów. Andre Braughera poznałem chyba dopiero przy okazji 'Mgły’ i tam bardzo spodobała mi się jego kreacja, choć szczególnie dużej roli nie miał. W roli Matta Burke jest doskonały i stawianie zarzutu, że to kompletna pomyłka bo jest czarnoskóry jest dla mnie bardzo krzywdzącym nieporozumieniem. Jest przez to gorszym aktorem? Jego postać jest mniej wyrazista? Wiarygodna? Zmienia sens wydarzeń, w których uczestniczy? Nie rozumiem zupełnie tej kwestii. James Cromwell, ten facet to po prostu żywcem wyrwany ze stron książki Ojciec Callahan. Susan Norton zagrana przez Samanthę Mathis nie budzi u mnie żadnych zastrzeżeń.

Czy ekranizacja ta nie ma więc wad. Ma i jest ich kilka. Pierwsza i najważniejsza dla mnie rzecz to śmierć wampirów. Po wbiciu kołka w serca fruną w górę i znikają w suficie zostawiając po sobie mega sztuczne zniszczenie w postaci odpadającego tynku. Zdaje się też, że towarzyszy temu momentowi jakiś błysk światła, choć może coś źle kojarzę. Niezbyt podobały mi się też dwa wątki w filmie. Romans doktora Cody z Sandy i szantaż jej partnera. Po prostu zupełnie niepotrzebne wtrącenie nijak wplatające się w całość. Drugi to miłość 'Weasela’ Phillipsa do Evy Prunier. Jej oddanie się wampirowi, którym stał się Weasel było szczytem nierealnego zachowania się bohatera. Nie jestem też przekonany do sposobu, w jaki przedstawiono wspomnienia Bena z wizyty w domu Marstenów w dzieciństwie. Nie komponuje się to z resztą filmu, oczywiście, zamysłem było to by moco uwypuklić i odróżnić je od reszty fabuły, ale po prostu nie podobał mi się sposób wykonania.

Cóż mogę napisać na koniec. Ja jestem bardzo zadowolony z tego filmu, na pewno obejrzę go powtórnie i to całkiem możliwe, że niedługo, bo mam na to ochotę od momentu gdy pojawiły się napisy końcowe podczas pierwszego seansu. Tak jak pisałem, nie sugerujcie się szczególnie mocno recenzjami i opiniami innych, bo możecie przeoczyć coś, co akurat Wam się spodoba, mimo że przygniatająca większość będzie mówiła coś innego.

Autor: nocny

Bardzo dużą frajdę sprawia mi oglądanie filmów, których fabuła rozgrywa się szybko i dynamicznie. Szybkie zwroty akcji, dobre ujęcia i dreszczyk emocji to coś co sprawia, ze siedzę przykuty do fotela i gapię się w monitor (telewizji nie oglądam a na kino szkoda mi pieniędzy, ale to nie przedmiot mojej wypowiedzi :P). Z przyjemnością stwierdzam, że nowa ekranizacja 'Miasteczka Salem’ spełnia swoje zadanie – straszy, zachwyca i daje ową frajdę, przyjemność oglądania.

Mando, to osoba, której zdanie na temat Kinga i wszystkiego co kingowe bardzo sobie cenię, toteż przeczytawszy jego recenzję dzieła pana Salomona, podszedłem do filmy z dużym dystansem spodziewając się tego co najgorsze. Jakże mile zostałem zaskoczony! Lekką ręką napisać mogę, iż Mando bardzo ubarwił swoją recenzje i wyolbrzymił szczegóły, których nie sposób zauważyć oglądając film 'Miasteczko Salem’.

Sam początek intryguje. Ben Mears odnajduje ojca Callahana, wywiązuje się bójka (pod koniec filmu dowiadujemy się dlaczego), po czym obaj panowie trafiają do szpitala, gdzie Ben opowiada historię miasteczka Salem. W filmie spotykamy większość postaci poznanych w znakomitej książce (moja ocena 10/10). Wielki plus dla Mike’a Salomona za nie pominięcie doktora Cody’ego (co miało miejsce w hooperowej wersji tegoż filmu). Dom Marstenów różni się od tego, znanego ze „starego miasteczka Salem”, co również pozytywnie wpływa na moją ocenę filmu. Dom naprawdę straszy, przeraża i przyprawia o dreszcze. Film obfituje w migawki z tego domu (wspomnienia Bena Mearsa) co stanowi potężny zastrzyk emocji i strachu).

Sama obsada bardzo cieszy oko. Roba Lowe bardzo polubiłem już po roli w 'Bastionie’, a ojciec Callahan to postać wprost wyjęta z książki Kinga. Kreacja Marka Petrie powala na kolana, a Rutger Hauer jest nie do pobicia w roli wampira (nie rozumiem Mando, dlaczego tak się uwziąłeś na nowego Barlowa i jego chodzenie po suficie – jak dla mnie to jedna z lepszych scen tego filmu). Nie zawiodą się i ci, którzy pragną wampirów. Wampiry z Salem są mroczne, przerażające, dynamiczne i straszliwe, jest ich naprawdę dużo i wprost zachwycają!

Co do odstępstw od książki, to jest ich naprawdę sporo, ale życzeniem pana Salomona było stworzenie nowego Salem. Salem naszych czasów, współczesne Salem. Taka operacja wymagała pewnych innowacji. I wcale nie razi mnie to, że wszyscy mają komórki i laptopy, że doktor Cody jest kochankiem młodej Sally (i nie doszedł do porozumienia z pół-wampirem, że lepiej będzie jeśli on zajmie się dzieckiem, lecz wykupił od ojca owego dziecka pozwolenie na leczenie w szpitalu), że Mark jest trudnym dzieckiem i że Weasel nie jest pijakiem, a Matt jest czarny. Co z tego? Główny motyw, wątek i zakończenie jest zgodne z oryginałem.

Nie nazwałbym nowego 'Miasteczka Salem’ pluciem w twarz fanom twórczości Stephena Kinga jak uczynił to Mando. Nazwałbym je natomiast zaproszeniem do spojrzenia na Salem z nieco innej perspektywy. Perspektywy, która spodobała mi się i jestem pewien, że zachwyci również i Was.

Autor: Rymek