Miasteczko Salem
|
||
OpisTytułowe Miasteczko Salem jak każda inna mniejsza mieścina jest miejscem, gdzie wszystko toczy się swoją drogą. Wielu młodych pomaga starszym w pracy, małżonkowie wychowują własne dzieci, a ci którym nie obce są problemy życiowe, często spędzają wolny czas w knajpach z przyjaciółmi przy kuflu piwa. Panorama miasteczka zawiera wzgórze i tajemniczy drewniany dom na nim położony. Na wielu owy, mały budynek robi duże wrażenie, niektórzy sądzą, że jest nawet zamieszkały. Nikt jednak nie wie przez kogo. Nikt też nie wie, że tajemniczy mieszkaniec może zamienić niejednego człowieka w krwiożerczą bestię. |
||
Galeria zdjęć:
|
||
Recenzja |
||
Nie od dziś wiadomo, że książki Stephena Kinga stanowią niemalże gotowy materiał na scenariusz filmowy. Powieści „Mistrza grozy” filmowane były przez tak wielkie postaci jak John Carpenter (Christine), Brian de Palma (Carrie) czy też Stanley Kubrick (Lśnienie). W roku 1979 miała miejsce premiera telewizyjnego mini-serialu Miasteczko Salem. Reżyserią zajął się Tobe Hooper- twórca kultowych już dziś filmów Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną czy Duch. Zapytacie, czy podołał zadaniu? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w dalszej części tekstu.
Do tytułowego miasteczka Salem po wielu latach nieobecności przybywa pisarz Ben Mears. Celem jego wizyty jest książka, nad którą właśnie pracuje. Pragnie w niej przedstawić historię domu Marstenów- opuszczonej i popadającej w ruinę rezydencji górującej nad miasteczkiem, z którą wiąże się zarówno mroczna przeszłość, jak i osobiste przeżycie Bena z dzieciństwa. W tym samym czasie, w Salem pojawia się tajemniczy antykwariusz, który zamieszkuje w niszczejącym budynku. Wkrótce w Salem dochodzi do zagadkowych i przerażających zdarzeń… Akcja filmu rozgrywa się w scenerii, która stała się swoistą wizytówką Króla- mała społeczność na prowincji. Pierwsze, co daje o sobie znać w trakcie obcowania z obrazem Hoopera to klimat. I to klimat przez duże K. Twórcy filmu bardzo sugestywnie oddali nastrój panujący w małomiasteczkowej społeczności. Plotki, romanse, zdrady. Każdy każdego zna. Nie czuć w tym żadnej sztuczności. Środowisko, w którym liczą się rodzina i przyjaciele, a nie kariera i pogoń za pieniędzmi. W zachowaniu bohaterów widać element charakterystyczny dla późnych lat 70-tych. Nie jestem w stanie do końca tego określić (mentalność?, obyczajowość?), ale jest to element, którego nie było w ekranizacji Miasteczka Salem z 2004 r., a co w bardzo wyraźny sposób wpływa na klimat i odbiór filmu. Zarówno do postaci pierwszo jak i drugoplanowych aktorzy zostali dobrani naprawdę bardzo dobrze. Największą moją uwagę przykuło trzech odtwórców ról: David Soul jako Ben Mears, Bonnie Bedelia (znana ze Szklanej Pułapki 1 i 2) grająca Susan Norton oraz Kenneth McMillan (Diuna Davida Lyncha) występujący w roli Parkinsa Gillespie. Nawet najlepiej wyreżyserowany film z idealnie dobranymi aktorami mocno by ucierpiał, gdyby twórcy nie dopracowali głównych „postaci” całej historii, czyli w tym przypadku: wampiry. A wampiry wykreowane przez Hoopera są wprost wyśmienite. Na ich widok przychodzą takie określenia jak potępieni czy umęczone dusze. Charakteryzacja jest wprost fenomenalna i stanowi jeden z najmocniejszych elementów tej ekranizacji. Gdy tylko przypomnę sobie scenę w kostnicy czuję ciarki na plecach… Również główny adwersarz Barlow, nieobecny przez sporą część filmu, prezentuje się rewelacyjnie, choć niestety na tle pozostałych wampirów odrobinę sztucznie. Mimo to bardzo daleko mu do wywołującego uśmiech na twarzy Rutgera Hauera z filmu Mikaela Salomona. Tworząc go Hooper oddał cześć klasyce horroru wzorując się na Nosferatu z 1922 roku. Oprócz samych wampirów bardzo dobrze prezentuje się ich siedlisko- opuszczony dom Marstenów- szczególnie zdjęcia kręcone we wnętrzach są niezwykle klimatyczne: mrok, bród, wilgoć oraz odłażąca farba na drzwiach i tapety na ścianach (ukłon w stronę scenografów). Na pytanie zadane w pierwszym akapicie, czy Hooper podołał zadaniu przenosząc na srebrny ekran rewelacyjną książkę, mogę odpowiedzieć krótko: tak. Co więcej, jest to (póki co) jeden z najlepiej sfilmowanych tekstów Króla jaki dane mi było oglądać. Jak już wspomniałem wcześniej największymi atutami tego obrazu są wampiry i klimat. Jednocześnie brak tu elementów, które wpływały by w jakiś wyraźnie negatywny sposób na odbiór filmu Hoopera. Temat wampirów poruszany był już wielokrotnie, ale dzięki historii napisanej przez Stephena Kinga i sfilmowanej przez Tobe’a Hoopera możemy, na zdawałoby się „oklepany” temat, spojrzeć z nowego i ciekawego punktu widzenia. Polecam! Autor: Master |