Marzenia i koszmary odc. 6: Piąta ćwiartka

Recenzje odcinka „Piąta ćwiartka”

’Piąta ćwiartka’ to jedyny tekst, który King pierwotnie wydał pod pseudonimem John Swithen, a dopiero kilkadziesiąt lat później, opublikował go pod własnym nazwiskiem w tomiku 'Marzenia i koszmary’. Czy początkowo miała być to dłuższa opowieść (jak 'Mój śliczny kucyk’) tego nie wiadomo. Faktem jest, że tekst w takiej, a nie innej postaci, ujrzał światło dzienne. Sama historia jest ciekawa choć jak dla mnie kompletnie nie trzyma się kupy. Motyw podzielonej mapy jest dziecinnie głupi co nie zmienia faktu, ze ten krótki tekst czyta się z ogromną przyjemnością. Plusem opowiadania jest to, że dostajemy tutaj samą akcję w najczystszej postaci. Autor od razu wprowadza nas w środek wydarzeń, serwując krótką strzelaninę i pozostawiając otwarte zakończenie. Tekst jest tylko i wyłącznie czystą rozrywką (w której nie ma czasu na dokładne przeanalizowanie intrygi) i właśnie dzięki temu oceniam go pozytywnie.

Wydarzenia zaprezentowane w filmie odbiegają momentami od tego co działo się na kartkach ksiązki. Początek tekstu Kinga umiejscowiony jest dopiero w 21 minucie filmu. Wcześniejsze wydarzenia to po części wymysł twórców, a w większości po prostu chronologiczne ułożenie zdarzeń, które w tekście wspominane były mimochodem. Opowiadanie rozpoczyna się od strzelaniny, ale takie fakty jak odsiadka bohatera w Shawshank (niestety twórcy filmu nie zachowali nazwy) czy historia opowiedziana przez Barneya, zostały również wspomniane na kartkach książki. Twórcy szóstego epizodu bardzo sprawnie przełożyli krótkie opowiadanie na język filmowy. Zaserwowali nam ciekawe wprowadzenie akcji, dodali kilku nowych bohaterów (rodzina Williego), a starym dopisali do życiorysu kilka nowych faktów. Niektóre sceny przedstawiono w niezwykle dramatyczny sposób (spowiedź Barneya i ostateczne pożegnanie przyjaciela, w połączeniu z klimatyczną muzyką, tworzą naprawdę bardzo smutny efekt). Dodatkowo twórcy filmu bardzo ciekawie zaprezentowali nam postać Jaggera. W tekście budził on drobne uczucie lęku, ale tutaj zrobiono z niego naprawdę mrocznego mordercę rodem z dobrych thrillerów. W zasadzie przez cały film nie widzimy jego twarzy, a tylko obserwujemy drogę, która przemierza w poszukiwaniu naszego bohatera. Poważną zmianą jest zupełnie nowe zakończenie. I to jest już w całości wymysł twórców filmu. Myślę jednak, że jest na tyle ciekawe, iż można na to przymknąć oko. Mi osobiście szalenie taki finisz się spodobał.

Jak do tej pory 'Fifth Quarter’ i 'Umney’s Last Case’ to… z braku lepszego słowa, najdziwniejsze ekranizacje spośród sześciu, które obserwowaliśmy. Te dwa epizody dzieli jednak znacząca różnica. W omawianym odcinku większość zmian stanowiły rozbudowane sceny z opowiadania. Bardzo zgrabnie przełożono tekst na język filmowy. Aby ostatecznie otrzymać spójną całość, trzeba było rozbudować początek i zakończenie, których w opowiadaniu po prostu zabrakło. Całość absolutnie nie wypacza historii opisanej przez Kinga. Jest świetną ekranizacją mimo, że wzbogacono ją o sporo nowych szczegółów. Niestety o 'Umney’s Last Case’ powiedzieć tego nie można. Oba odcinki są genialnymi filmami, oba odstają od pierwowzoru, ale tylko jeden dość wiernie przekazuje historię głównego bohatera.

Recenzując poszczególne epizody, za każdym razem rozpływam się w zachwytach. Może dla niektórych przestałem być już wiarygodny, ale co ja zrobię, że ta seria jest aż tak dobra. Nikogo nie zdziwi pewnie fakt, że i tym razem jestem pod wielkim wrażeniem filmu. Mimo bardzo wysokiego poziomu jaki prezentowały poprzednie odcinki, 'Fifth Quarter’ to dla mnie ścisła czołówka filmów wchodzących w skład projektu o nazwie 'Nightmares and Dreamscapes’. Epizod ten jest po prostu kapitalny, a sam serial robi się coraz bardziej zróżnicowany (do i tak mocno skrajnych tematycznie odcinków dołączył dziś dramat sensacyjny) przez co z tygodnia na tydzień jest coraz lepszy. Nie mogę uwierzyć, że został nam już tylko jeden dwuodcinkowy seans.

Autor: Mando

Opowiadanie 'Piąta ćwiartka’ wzbudza we mnie sprzeczne odczucia. Z jednej strony mamy ciekawą sensacyjną historyjkę, dobrze napisaną, trzymającą w napięciu. Z drugiej, wygląda to tak, jakby King wyrwał piętnaście stron z powieści i umieścił je w zbiorze opowiadań. Opowieść jest totalnie wyrwana z kontekstu, akcja wydaje się rozpoczynać w środku wydarzeń, właściwie nie wiadomo nic o bohaterach. Na szczęście, powstał serial 'Marzenia i koszmary’, który już kilka opowiadań Kinga ulepszył, rozbudowując fabułę.

Tak właśnie jest tym razem. Scenarzysta Alan Sharp z fragmentu wyszarpanej historyjki stworzył pełnowartościowy film, w którym mamy świetnie narysowaną fabułę, z początkiem, który znakomicie przygotowuje na wydarzenia, które wymyślił King. Postacie także wiele zyskały, Willie ma teraz rodzinę, co więcej, żona odgrywa tu bardzo ważną rolę. Dzięki temu otrzymujemy też zupełnie nowe zakończenie. Czy lepsze niż to wymyślone przez pisarza? Kwestia gustu, ale wydaje mi się, że dla przeciętnego widza serialu bardziej odpowiednia jest właśnie ta, stworzona przez pana Sharpa, na pewno bardziej odpowiednia dla formatu jakim jest telewizja. Sama esencja historii jest odtworzona dość wiernie, może z drobnymi zmianami wzbogacającymi akcję.

Aktorsko po raz kolejny serial nie zawiódł. Zarówno Willy jak i jego żona zagrali dobrze. Bardzo spodobała mi się postać Sierżanta, aktor wcielający się w niego stworzył twardziela typowego dla filmów sensacyjno-gangsterskich. W opowiadaniu Sierżant nie zrobił na mnie nawet w połowie takiego wrażenia. To samo z postacią Jaggera, który wydaje się tu osobą dużo bardziej niebezpieczną. Wspomnieć trzeba też o Barney’u, postaci tylko wspominanej w opowiadaniu, tutaj dzięki niemu jesteśmy świadkami dramatycznej i smutnej, kilkuminutowej sceny.

Od początku recenzowania tego serialu rozpływam się w zachwytach nad muzyką. Oczywiście w szóstym odcinku także jest świetna, choć tym razem wydaje się być schowana nieco w tyle. Frank Darabont, reżyser 'Skazanych na Shawshank’ czy 'Zielonej mili’ napisał kiedyś, że połowę emocji, jakie odczuwa widz podczas seansu, zawdzięcza ścieżce dźwiękowej. Kompozytor muzyki do serialu wykonał swoje zadanie wzorowo, potrafi budować napięcie, wzruszać czy uwypuklać zabawne sceny. Co ciekawe, odcinek 'Fifth Quarter’, w którym pełno jest akcji, ma najbardziej spokojną partyturę z dotychczasowych. Mamy tu też sporo fragmentów, w których muzyka wydaje się nieobecna a jednak wszystko świetnie się zazębia.

Kolejny epizod za nami i kolejny raz wystawiam najwyższą ocenę. Powstało ponad 50 ekranizacji prozy Kinga, spośród nich zaledwie kilku wystawiam ocenę 10/10. Teraz mamy ośmio-odcinkowy serial i po epizodzie szóstym daję czwarty raz najwyższą notę. To najlepszy dowód z jak dobrym materiałem mamy do czynienia.

Autor: nocny