Marzenia i koszmary odc. 5: Drogowy wirus zmierza na północ

Recenzje odcinka „Drogowy wirus zmierza na północ”

Zawsze bardzo lubiłem opowiadanie 'Drogowy zmierza na północ’. Uważam, że tekst ten idealnie nadaje się na krótką ekranizację i od momentu, gdy zapoznałem się z nim, oczekiwałem aż ktoś przeniesie go na mały lub duży ekran. W tym konkretnym przypadku wolałem jednak aby był to ekran telewizyjny. Tekst ten nie nadaje się na film kinowy, za to jest idealnym materiałem na odcinek serialu grozy lub czegoś właśnie w stylu 'Nightmares and Dreamscapes’. Wystarczyło tylko poczekać aż coś takiego powstanie. Dlatego, tak jak wybór niektórych opowiadań, wykorzystanych w tym projekcie, pozostawiał cień wątpliwości, tak tego jednego byłem absolutnie pewien. Nikogo chyba nie zaskoczy fakt, że ponownie się nie zawiodłem.

Nie dalej jak miesiąc temu, w internecie na jeden dzień udostępniono, film amatorski nakręcony na podstawie tego opowiadania. Muszę przyznać, że był to jeden z najlepszych Dollar Babies jakie widziałem, jednak niestety nie miał szans trafić do szerszej publiczności. Uzyskać prawa do Dollarów może każdy, ale z częstym udostępnianiem ich nie jest już tak dobrze. Szkoda, bo był to kawał dobrej roboty, która szybko zostanie zapomniana. Tym bardziej cieszył fakt, że tekst ten dostał swoją drugą szansę, tym razem w całkowicie profesjonalnym wydaniu. Czy telewizyjny film przerósł swojego amatorskiego „kuzyna”? Trudno powiedzieć. Do obu produkcji należy podchodzić w zupełnie inny sposób. Jednak bez względu na to kto wygrywa w tym boju, przyznać trzeba, że obie ekranizacje stoją na najwyższym poziomie.

Pochwały za aktorstwo, muzykę czy zdjęcia mogę sobie w zasadzie darować. Robiłem to już cztery razy podczas recenzowania poprzednich epizodów i w tym przypadku nic się nie zmieniło. Tom Berenger kapitalnie wcielił się w rolę zmęczonego życiem pisarza. Rewelacyjnie pokazano relacje miedzy fanatycznie uwielbianym autorem horrorów, a jego czytelnikami. Już kilka razy oglądałem pierwszą scenę, w której Kinnell podpisuje książki i za każdym razem strasznie mnie ona bawi. Z jego perspektywy fani naprawdę wyglądają jak banda niepoczytalnych wariatów. Dzięki Bogu my się tak nie zachowujemy:) Muzyka momentami przypomina to, co zaprezentował Stephen Kaminski w amatorskiej wersji filmu. Sam obraz, zakupiony przez Kinnella, może nie powala na ziemie (od początku mi się zbyt bajkowy wydawał), ale sceny zmian w połączeniu z klimatyczną muzyką, tworzą naprawdę niezły efekt.

Twórcy filmu pozwolili sobie na wprowadzenie kilku zmian w stosunku do opowiadania Kinga (jak na razie jedyną wierną ekranizacją jest poprzedni epizod). Nie jest to jednak nic szokującego. Rozbudowano kilka scen (jak początkowa z podpisywaniem książek), które w tekście były tylko wspomniane, jak również dodano kilka faktów z życia pisarza. Przedłużono też drogę do domu, wprowadzając na scenę żonę Richarda – Sally – której historię poznaliśmy w opowiadaniu bardzo dokładnie, ale jako żywa postać zaistniała dopiero w filmie. Do tego często widzimy realną postać Drogowego Wirusa. Pamiętajmy, że w tekście Kinga jego losy śledziliśmy tylko na obrazie i we wiadomościach. Tutaj po raz pierwszy widzimy go jako namacalna postać i (mimo, że najbardziej straszy to co niewidoczne) myślę, że efekt jest zadowalający. Drogowy Wirus momentami przeraża niczym stary wyjadacz z jednej z krwawych serii, jakich sporo powstało w tym gatunku.

Epizodem 'The End of the Whole Mess’ grzechy swoje zmył Mikael Salomon – reżyser drugiej wersji 'Miasteczka Salem’. Tym razem przyszła pora na pokutę scenarzysty tego wątpliwego dzieła. Peter Filardi, może trochę zbyt rozciągnął tę historię, ale ogólnie powiedzieć można, że poradził sobie bardzo dobrze z Drogowym Wirusem co cieszy podwójnie, gdyż to on pracuje obecnie na scenariuszem nowej wersji mini-serialu 'To’. Jeżeli miałem jakieś drobne obawy co do 'Nightmares and Dreamscapes’ to dziś się one rozwiały. Po tym co do tej pory dane nam było zobaczyć, ciężko jest człowieka czymś nowym zaskoczyć. Z tygodnia na tydzień oczekujemy coraz więcej, a dostajemy cały czas to samo. Trudno abyśmy po każdym odcinku padali na kolana, zważywszy, że po pierwszym ciosie oczekujemy coraz mocniejszego uderzenia. Mimo to ja po raz piąty jestem bardzo zadowolony i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

Autor: Mando

’Drogowy wirus zmierza na północ’ to całkiem niezłe opowiadanie. Historia ma w sobie dużą dawkę mrocznego klimatu, tak więc niecierpliwie czekałem na ten odcinek serialu. Oczywiście po obejrzeniu poprzednich epizodów, byłem spokojny o poziom tej produkcji, tu już wszystko jest jasne, pod każdym wzglęm każdy kolejny odcinek prezentuje się wyśmienicie.

Jak wypadło przeniesienie treści opowiadania na ekran? Scenarzysta zachował wiernie to co wymyślił Stephen King ale rozbudował historię dodając nieco od siebie, czyli tak jak to miało miejsce w poprzednich odcinkach. Ciekawe, że przy każdym epizodzie pracują inne osoby, każda rozbudowuje historie Kinga i każdej wychodzi to naprawdę dobrze. Opowieści dzięki nim zyskują, są jeszcze ciekawsze i mroczniejsze. W tym konkretnym przypadku po pierwszym obejrzeniu miałem mieszane uczucia. Opowiadanie było krótkie i wypełnione samą akcją, napięcie towarzyszyło czytelnikowi cały czas od początku do końca. Peter Filardi dopisał kilka scen, które rozbiły to napięcie. Wprowadzenie jest naprawdę dobre, takie puszczenie oka do Kinga, który wielokrotnie opowiadał o fanach zadających mu miliony razy dwa te same pytania, pojawia się też kwestia tatuaży, które fani pisarza robią sobie zafascynowani jego twórczością. Następne dodatki scenarzysta umiejscowił już między kolejnymi wydarzeniami z pierwowzoru, spowalniając nieco akcję. Na początku nie spodobało mi się to, jednak po drugim seansie przekonałem się do tej wersji, postać Kinlleya dużo zyskała, stała się pełnowymiarowa.

W przeciwieństwie do Manda, Drogowy wirus w postaci obrazu bardzo mi się spodobał. Wcale nie wydaje mi się bajkowy, jest mroczny a kolejne jego przemiany naprawdę przyprawiają o dreszcze. Wirus w postaci realnej robi jeszcze większe wrażenie, rozmowa pisarza z prześladowcą w samochodzie czy ostatnia scena to jedne z najlepszych momentów tego odcinka.

Wspomnieć trzeba o obsadzie, w zasadzie cała uwaga skupia się na jednym aktorze. Gdy ogłoszono nazwiska ludzi grających w serialu, Tom Berenger jako jedyny wzbudził moją rezerwę. Niby lubię tego aktora ale nie byłem przekonany, że nadaje się do tej roli. Jednak niepotrzebnie, Berenger odnalazł się tutaj i stworzył świetną kreację.

Kolejny raz niezwykle ważnym i udanym elementem produkcji jest muzyka. Tym razem otrzymaliśmy temat przewodni rozpisany na kilka jazzowych instrumentów, gdzie trąbka pełni zdecydowanie główną rolę. W niektórych scenach napięcia towarzyszą nam instrumenty smyczkowe, zagrane w taki sposób, że mi osobiście nasuwają na myśl filmy Hitchcocka.

'Road Virus Heads North’ to piąty epizod. To kolejny znakomity epizod. Obok 'Crouch End’ najbardziej mroczny, a jego zakończenie to dla mnie najlepsza scena w całym jak dotąd serialu. Wspomniałem o ukłonie w stronę Kinga w jednej z pierwszych scen, gdzie przedstawiono w może troszeczkę przerysowany sposób fanów pisarza. Na koniec mamy jeszcze jeden mały rarytasik. Kinlley uciekając przed Wirusem potyka się o dwie książki, 'Cmętarz zwieżąt’ i 'Stukostrachy’, czym doprowadza do ostatecznego spotkania ze swoim prześladowcą. Ostatecznie daję odcinkowi 10 punktów. Maksymalną ilość chciałem dawać tym naprawdę najlepszym z najlepszych, ale już 2 razy wcześniej wystawiłem taką ocenę i zdaje się, że kolejny, szósty epizod także na nią zasłużył. To po prostu naprawdę wybitna rzecz!

Autor: nocny