Marzenia i koszmary odc. 3: Ostatnia sprawa Umneya
Recenzje odcinka „Ostatnia sprawa Umneya”
’Ostatnia sprawa Umneya’ to spośród wszystkich opowiadań pochodzących ze zbioru 'Marzenia i koszmary’ ulubiony tekst Stephena Kinga. Autor świadomie wzoruje się w nim na stylu Raymonda Chandlera. Historia prywatnego detektywa, żyjącego pod koniec lat trzydziestych ubiegłego wieku, oraz jego stwórcy, jest jednocześnie zabawna, niepokojąca i momentami wzruszająca. Opowiadanie to jest naprawdę ciekawym tekstem, aczkolwiek niekoniecznie musi sprawdzić się na taśmie filmowej. W końcu jest to raczej dość przegadana historia.
Po dwóch rewelacyjnych odcinkach serialu, podchodziłem do tego epizodu pewien, że się nie zawiodę, choć jednocześnie bałem się trochę, aby tak genialnie zapowiadająca się seria nie została popsuta przez jakiś głupi wybryk twórców. Bezpośrednio po projekcji mogę powiedzieć, że ludzie odpowiedzialni za serial 'Nightmares and Dreamscapes’ ponownie stanęli na wysokości zadania, racząc nas niesamowitym widowiskiem.
Jak do tej pory aktorzy wywiązywali się z powierzonych im ról najlepiej jak tylko mogli. We wcześniejszych epizodach stworzono kreację, które na długo zapiszą się wśród ekranowych bohaterów Kinga. William H. Macy – odtwórca głównych ról w tym odcinku – nie popsuje tej statystyki. Clyde Umney i Sam Landry w jego wykonaniu to prawdziwy majstersztyk. Momentami miałem wrażenie jakbym naprawdę obserwował dwóch różnych aktorów.
'Umney’s Last Case’ jest jak do tej pory najmniej wierną ekranizacją. W zasadzie już pierwsze sceny (krótki przegląd z życia Clyde’a) odbiegają trochę od książkowego początku. W opowiadaniu bohater w trakcie całego tekstu wspominał niektóre sprawy, tutaj zaś dostajemy świetny mix gangsterskich przygód, a całość utrzymana jest w fajnym kiczowatym klimacie. Następnie przychodzi czas na proces zmian świata Clyde’a, który dość mocno przyspieszono i wtedy właśnie zaczynają się poważniejsze odstępstwa od pierwowzoru. Początkowo wyłapywałem drobne szczegóły, jak brak kilku bohaterów (np. Peoria Smith czy para malarzy pracujących w budynku Landry’ego) lub spłycenie, a czasami przedstawienie całkowicie nowej historii niektórych bohaterów (np. syn Sama). Wszystko to jednak jest jak najbardziej naturalne. Zarówno historia Peori jak i Daniela to zbyt rozbudowany wątek jak na tak krótki film. Coś trzeba było spłycić, ale wyszło to naprawdę genialnie.
Im bliżej końca tym zmiany staja się coraz bardziej poważne, a ostatnie piętnaście minut to już w zasadzie same nowości (jak do tej pory twórcy za każdym razem serwują nam nowe zakończenia:). W filmie przedstawiono zupełnie inne motywy postępowania Sama. Jego zachowanie jest szlachetniejsze, a cała historia nabiera dzięki temu zupełnie innego wymiaru. Sam finał odcinka to już całkowity wymysł twórców serialu.
Powoli zbliżamy się do półmetka i jak na razie tempo jakie narzucono nam w pierwszym odcinku ani razu nie opadło. Trzeci epizod to kolejny wyśmienity film mimo, że tym razem ma on nieco mniej wspólnego z tekstem Kinga. Aktorstwo, zdjęcia, scenografia i niesamowity klimat to główne atuty tego odcinka. Do tego dochodzi jeszcze wspaniałe poczucie humoru i świetna dramaturgia, a skutek jest taki, że coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, iż 'Nigtmares and Dreamscapes’ to arcydzieło wśród kingowych ekranizacji. Mówcie sobie co chcecie, ale ja już teraz padam na kolana przed tym serialem:)
Autor: Mando
Zdziwił mnie wybór twórców serialu by zekranizować odcinek 'Ostatnia sprawa Umneya’. Treść jego to w zasadzie niemal wyłącznie dialog między dwiema postaciami. Z ciekawością czekałem na emisję by przekonać się jak scenarzysta poradził sobie z tym zadaniem. Poradził, i to całkiem nieźle.
Tym razem jednak odstępstwa od pierwowzoru są zdecydowanie większe niż przy poprzednich dwóch epizodach. Ale nie jest to absolutnie wadą gdyż zmiany w tekście musiały być wprowadzone by historia ta prezentowała się na ekranie przynajmniej tak dobrze jak na kartkach książki. Często spore zmiany w ekranizacjach bardzo mnie drażnią, tutaj wydają się naturalną koleją rzeczy, wplecione są tak sprawnie, że nie myślałem o nich w ogóle, zaciekawiony śledząc dalsze losy Clyde’a Umney’a.
Cały ciężar tego odcinka został położony na barki aktora odgrywającego dwie główne role – Clyde’a Umney’a i Sama Landry. William H. Macy udźwignął powierzoną mu rolę, co więcej, jest w niej znakomity. Umney i Landry to niby ta sama postać ale o różnych charakterach, innym temperamencie, innej mimice, sposobie mówienia… Zarówno zabawny, żywiołowy detektyw z lat ’30 jak i poważny, zmęczony życiem pisarz z czasów współczesnych. Trzeba przyznać, że aktorstwo w tym serialu stoi na wysokim poziomie.
Większość tego epizodu rozgrywa się w latach ’30, ważną więc rolę odgrywa tu scenografia i kostiumy. Ludzie odpowiedzialni za te aspekty może nie mieli szczególnie trudnego zadania, akcja ma miejsce głównie w biurze detektywa, chwilę w knajpce czy domu Umneya, postaci też nie jest wiele, ale ich praca zasługuje na uznanie. Wszystko oddano z dbałością o szczegóły uzyskując wygląd i klimat rodem z lat trzydziestych. Całość dopełnia świetna muzyka, w większości jest to typowy jazz z okresu przedstawionego w filmie, znakomicie uzupełniający obraz.
'Umney’s Last Case’ to kolejny bardzo udany epizod serialu. Może nie zrobił na mnie tak dużego wrażenia jak dwa poprzednie, (szczególnie 'Crouch End’, który uwielbiam), ale na pewno utrzymuje bardzo wysoki poziom całego projektu.
Autor: nocny