Marzenia i koszmary odc. 2: Crouch End
Recenzje odcinka „Crouch End”
’Crouch End’ to jedno z trzech (obok 'Doli Jerusalem’ i 'Babci’) opowiadań Kinga nawiązujących do twórczości Howarda Phillipsa Lovecrafta. Ze spuścizny po Samotniku z Providence czerpali już chyba wszyscy pisarze, którzy w większym bądź mniejszym stopniu, obracali się na polu horroru. Oczywiście jedni robili to ze skutkiem dobrym, a inni z tragicznym. King mieści się bliżej tej pierwszej grupy. Opowiadanie 'Crouch End’ również należy do grona lepszych tekstów i wielu fanów już od dawna oczekiwało jego ekranizacji.
Lovecraft nigdy nie miał szczęścia do kina. Zarówno adaptacje jego tekstów, jak i filmy tylko nawiązujące do mitologii Cthulhu, to w większości bardzo marne produkcje. Jest to jednak jak najbardziej naturalne gdyż główny problem poruszany w jego tekstach to rzeczy nieznane, których człowiek nie jest w stanie objąć swym umysłem, a co dopiero mówić o uchwyceniu na taśmie filmowej. Fani jego pisarstwa na sam dźwięk tytułów niektórych opowiadań dostają gęsiej skórki. Pradawny Cthulhu, Kozioł z tysiącem potomstwa czy Ślepy Kobziarz nie muszą pojawiać się w tekście. Samo wspomnienie tych postaci budzi już grozę. Oczywistym jest więc, że każda próba przeniesienia tego na ekran (czy to kinowy czy telewizyjny) będzie w jakimś stopniu porażką. Tak samo jest i w tym przypadku. Rozpatrując 'Crouch End’ pod względem Lovecrafta wypada raczej średnio, jednak myślę, że nie należy tego epizodu oceniać pod takim kątem. W końcu jest to przede wszystkim ekranizacja tekstu Stephena Kinga i na tym należy się skupić najbardziej. Elementy lovecraftowe to jedynie smaczki dla fanów pradawnych istot.
Biorąc pod uwagę zgodność z opowiadaniem, drugi odcinek nowego serialu jest naprawdę genialną ekranizacją. Wszystko to co dobre w tekście zostało bardzo ładnie uchwycone na ekranie. Oczywiście kilka rzeczy trzeba było pozmieniać dla potrzeb filmu, ale w większości nie wpływa to negatywnie na odbiór kolejnego (śmiało można powiedzieć) genialnego odcinka. Największą stratą jest zmiana bardzo dobrego zakończenia stworzonego przez Kinga. Podyktowana jest ona jednak ograniczonym czasem. Pamiętajmy, że nie mamy do czynienia z półtorej godzinną ekranizacją tylko z krótkim odcinkiem serialu. Niektóre rzeczy trzeba było spłycić i tyczy się to między innymi bardzo rozbudowanego zakończenia, w którym autor szczegółowo opisał kilka następnych lat z życia wszystkich bohaterów. Trochę szkoda, ale twórcy rekompensują nam to innymi perełkami.
Aktorstwo, muzyka, zdjęcia, sceneria i klimat po raz kolejny stoją na bardzo wysokim poziomie. Postacie stworzone przez Claire Forlani i Eiona Baileya nabierają nowego wymiaru. W tak krótkim tekście trudno jest stworzyć ciekawych, złożonych bohaterów (a przynajmniej ktoś taki jak King radzi sobie z tym dużo lepiej w powieściach) i bardzo fajnie, że aktorzy (a w szczególności aktorka) wprowadzili w te role coś od siebie. Dzielnica 'Crouch End’ przedstawiona jest w niezwykle ciekawy sposób. Zarówno kolorystyka jak i sposób prowadzenia kamery tworzy naprawdę miły dla oka obraz. Niestety z efektami specjalnymi (za które tak chwaliłem poprzedni odcinek) tym razem bywa różnie. Kilka razy zdarzają się słabsze momenty jednak odnoszę wrażenie, że zostało to zrobione celowo. Trochę szkoda, że strasznie spłycono role policjantów, ale było to oczywiste biorąc pod uwagę długość tej produkcji. To nie policjanci byli najważniejszą częścią opowiadania.
Jeżeli serial nadal będzie szedł w tym kierunku, to za trzy tygodnie będziemy mogli pochwalić się, że oglądaliśmy jedną z najciekawszych rzeczy jakie spotkały Kinga na małym ekranie. Ja już teraz mogę powiedzieć, że jestem fanem tego cyklu i naprawdę twórcy kolejnych odcinków musieliby się mocno starać, abym zmienił zdanie odnośnie tej produkcji.
Autor: Mando
Pierwszy odcinek serialu powstał na kanwie opowiadania, którego nie lubię. Mimo to ekranizacja ta szalenie mi się spodobała. Drugie ekranizowane opowiadanie już bardziej przypadło mi gustu, choć też nie jestem jego wielkim entuzjastą. Jest to jakby hołd złożony Lovecraftowi, a do pisarza tego nie pałam szczególną estymą. W każdym razie, do epizodu #2 podchodziłem z rozbudzonymi nadziejami na jeszcze lepsze widowisko niż zaoferował mi epizod #1.
Pierwsze co zwróciło moją uwagę to para aktorska, odgrywająca główne role. Claire Forlani i Eion Bailey do tej pory nie kojarzyli mi się z żadnym filmem. Prawdopodobnie widziałem ich po raz pierwszy. Teraz w ciemno obejrzę każdy film z nimi, jako, że ich gra zrobiła na mnie duże wrażenie. Bardzo duże. Stworzyli znakomite kreacje, świetnie sprawdzając się w scenach luźnej rozmowy, żartów, flirtu, strachu, przerażenia i szaleństwa.
Drugie spostrzeżenie to muzyka. W recenzji odcinka 'Battleground’ pisałem, że oprawa dźwiękowa to ogromny plus tej produkcji. Tym razem pan Beal stworzył coś jeszcze lepszego. Wprawdzie wszystko jest kwestią gustu, ale dla mnie, osoby, która słyszała kilkaset soundtracków, jest to absolutna czołówka muzyki filmowej. Pełna mrocznych, różnorodnych dźwięków, wokaliz, przeplatana arabskimi motywami nadająca obrazowi jeszcze większe poczucie szaleństwa i psychozy.
Następną rzeczą szczególnie wyróżniającą się jest sposób przedstawienia historii przez operatora. Nałożona w części filmu kolorystyka i prowadzenie kamery w niektórych scenach nadają obrazowi szczególnego klimatu. Malutkim zgrzytem są jedynie niektóry efekty specjalne, ale mnie nie przeszkadzały prawie w ogóle. Całość wygląda wyjątkowo ciekawie, a sceny rozmowy Doris i Lonnniego na środku ulicy w Crouch End i kolejna pod mostem są szczególnie udane. Wspomnieć muszę jeszcze o scenie biegnącej Doris widzącej napisy na ścianach budynków rodem z Lovecratfa, praca operatora w połączeniu z głosem wypowiadającym owe nazwy naprawdę mnie zachwyciły.
A jak ma się ten film do pierwowzoru. Nie jest to w 100% przeniesienie tekstu na taśmę filmową, pojawiło się kilka zmian. A jaki dało to efekt? Dla mnie ekranizacja jest nieporównywalnie lepsza od opowiadania Kinga. Całość jest bardziej spójna i zdecydowanie ciekawsza. Przy recenzji pierwszego odcinka napisałem, że to moim zdaniem druga ekranizacja, której ustępuje pierwowzór. Dziś muszę znów to napisać: 'Crouch end’ to trzecia ekranizacja, którą uważam, za lepszą od pracy Stephena Kinga.
Autor: nocny