Haven sezon 4 odcinek 7
W poprzednim odcinku z przyjemnościa napisałem, że serial wychodzi na prostą i znów mogę go oglądać bez bólu. I faktycznie, siódmy epizod to potwierdza, tendencja faktycznie jest zwyżkowa, fatalny początek sezonu najwyraźniej naprawdę za nami, można cieszyć się przyzwoitym poziomem serialu, do jakiego byłem przyzwyczajony. „Lay Me Down” to też kolejne domykanie niektórych wątków. Mitologiczna strona opowieści jest tutaj na pierwszym planie na równi z kłopotem tygodnia.
A kłopot jest niezbyt oryginalny ale wcale to nie wadzi. Miło było wrócić do czasów zamierzchłej młodości gdy oglądało się „Koszmar z ulicy Wiązów”, nie wiem czy zamierzenie ale twórcy nawiązali do pomysłu na tamtą serię. Otóż kłopot jednego z mieszkańców przechodzi na innych w miasteczku a jest nim urealnienie snów. Pierwsza z ofiar śni o tym, że jest atakowana przez niedźwiedzia i umiera. Ale umiera naprawdę, w rzeczywistości mając na sobie rany po pazurach dzikiego zwierzęcia. I tak jest z kolejnymi mieszkańcami więc Nathan i Audrey muszą jak najszybciej odnaleźć osobę, od której to się zaczęło.
Obok tego, o pracę w gazecie Haven stara się kobieta, która wyszła ze Stodoły co Vince i Dave chcą umiejętnie wykorzystać.
W między czasie Duke próbuje załatwić sprawę ze swoim bratem co obiecał parze policjantów jednak sytuacja zupełnie nie idzie po jego myśli. Ostatecznie rozwiązana jest tutaj sprawa z Jordan ale także i z samym bratem Duke’a, także w połowie sezonu zamykane są niektóre wątki.
Epizod przeplatany trzema historiami trzymał w napięciu, nie dopuścił nudy i już za to można ocenić go pozytywnie. Miało tu miejsce kilka ważnych wydarzeń, zamknięcie pewnych wątków ale i zdaje się rozpoczęcie nowego. Dodatkowo niezły kłopot tygodnia powoduje, że oceniam go dobrze z nadzieją, że pozostanie tak już do końca sezonu.
Autor: nocny