Haven sezon 2 odcinek 9

Recenzja odcinka „Lockdown”

Tematyka uwięzionej grupy ludzi odciętych od świata z wiszącym nad nimi zagrożeniem to moje klimaty. Serial Haven wykorzystał ten motyw już dwukrotnie a ostatni raz zaledwie trzy odcinki temu ale mimo to zwiastun epizodu 'Lockdown’ podgrzał moje oczekiwania. 'As We Were’ z pierwszego sezonu zapowiadał się fantastycznie ale poległ z tego samego powodu co większa część tamtego sezonu, brak napięcia zepsuł coś co miało zadatki na świetną opowieść. 'Roots’ z sezonu drugiego zapowiadał się słabiej a mimo to wyszedł całkiem dobry epizod. Jako wielki entuzjasta historyjek o izolacji ludzi miałem wielką nadzieję, że w końcu twórcom Haven wyjdzie naprawdę coś mocnego, na miarę choćby epizodu 'Ice’ w moim ukochanym 'Z Archiwum X’.

Na posterunku policji funkcjonariusz Stark zauważa u siebie dziwne objawy. Na jego ciele widać czarne żyły, z nosa leci mu krew i po chwili pada martwy na podłogę. W tym samym czasie do Nathana przychodzi Duke wyznając mu, kto stoi za pozbawieniem go stanowiska komisarza. Do Audrey natomiast prosto z Londynu przyjeżdża Chris. Gdy w toalecie zostają odnalezione zwłoki policjanta, żona Duke’a ma te same objawy co denat i padają słowa „broń chemiczna” i „skażenie”, nowy komisarz zarządza kwarantannę. Audrey i Nathan przypuszczają, że dziwne zjawisko może mieć coś wspólnego z Kłopotami jednego z mieszkańców obecnych na komisariacie. Tym sposobem wszyscy nasi znajomi zostają uwięzieni w budynku i każdy z nich w każdej chwili może stać się kolejną ofiarą…

Od razu napiszę, że moja nadzieja nie została spełniona, 'Lockdown’ nie był wielkim uderzeniem, jednocześnie jednak śmiało mogę przyznać, że ten odcinek był zdecydowanie najlepszym spośród trzech wspomnianych przeze mnie na wstępie. Jak już pisałem przy chyba niemal każdej recenzji odsłony drugiego sezonu, problem z uzyskaniem napięcia twórcy w dużej mierze zażegnali. Lepsze było też zakończenie, niż to oglądane trzy tygodnie wcześniej. Mamy zatem solidny, ciekawy odcinek. Ale abstrahując od samej „pułapki”, w której znaleźli się bohaterowie, bardzo dobrym zagraniem było skumulowanie kilku wątków ciągnących się przez poprzednie odcinki i uczynienie ich tak naprawdę równoprawną, główną osią akcji. Tym sposobem kilka spraw zostało wyjaśnionych, rozwiązanych czy zamkniętych, pożegnaliśmy też dwójkę bohaterów. Mimo całkiem poważnej atmosfery odcinka i smutnych wydarzeń, dzięki temu, że na scenę powrócił Jason Priestley w roli Chrisa, znów dostaliśmy kilka sympatycznych momentów. Naprawdę, pomysł na jego przypadłość i obsadzenie w tej roli właśnie Priestleya to był strzał w dziesiątkę.

Dziewiąty epizod Haven utrzymuje równy, stały, dobry poziom drugiego sezonu. Do końca zostały już tylko trzy, mam nadzieję, ale właściwie to wierzę, że już do końca ów poziom zostanie zachowany i twórcy bez problemu otrzymają od stacji SyFy zielone światło na sezon trzeci.

Autor: nocny