Haven sezon 2 odcinek 6

Recenzja odcinka „Audrey Parker’s Day Off”

Mam mały problem z szóstym epizodem 'Haven’. Mógłbym bowiem tę recenzję zacząć na dwa sposoby. Pierwszą wersję otwierałoby zdanie „Rozczarowanie. Odgrzewany pomysł, który widziałem w znakomitym filmie i ulubionym serialu.” Druga wersja jednak brzmiałaby „Świetny odcinek. Najlepszy z dotychczasowych.” Tak to właśnie jest, że twórcy zrobili swoją wersję 'Dnia świstaka’, ale, że jest to pomysł fantastyczny a wersja w 'Haven’ także udana to nie mogę obrazić się za małą kalkę a pozostaje mi cieszyć się naprawdę bardzo dobrą odsłoną serialu.

Jako, że wspomniałem o 'Dniu świstaka’ raczej wszyscy wiedzą o co chodzi w omawianym odcinku. Jeśli jednak ktoś nie widział tego filmu, to niech przestanie to czytać i natychmiast go zdobędzie bo jest po prostu absolutnie wyśmienity i karygodnym występkiem jest jego nieznajomość. Reszcie dopowiem, że w wersji serialowej ten sam dzień powtarza się Audrey Parker. Policjantka budzi się rano, ma dzień wolny od pracy, udaje się na pogawędkę edukacyjną do szkoły a następnie zostaje wezwana do wypadku. Na miejscu dowiaduje się o śmierci dziecka. I nagle jest ranek, Audrey budzi się, ma dzień wolny od pracy, udaje się na pogawędkę edukacyjną do szkoły… tym razem ginie ktoś inny. I nagle jest ranek, Audrey budzi się…

Niedawno pisałem, że historie o duchach przyjmę w każdej dawce, oglądając sto pierwszy film mam ochotę na sto drugi. Pomysł z pętlą czasową również bardzo mi się podoba, dlatego nie przeszkadza mi fakt, że „to już było”. Jeśli danie jest dobre to polane nowym, smacznym sosem, znów będzie dobre, mimo, że przebija się znajomy posmak. Twórcom 'Haven’ udało się odświeżyć temat. Podoba mi się pomysł, że nową zmienną w każdym powtórzeniu jest nowa ofiara. Dało to sporo dramatyzmu i choć widz wie, że za chwilę osoba, która ginie będzie żyła bo dzień zacznie się od nowa, to mimo to współodczuwa to co przeżywa główna bohaterka. Odcinek ten to też odskocznia od schematu, jaki mają tego typu seriale czyli kolejny plus.

Pomimo poważnych i dramatycznych wydarzeń dostajemy kilka drobnych sympatycznych i zabawnych scen, które wynikają z właściwości jakie dwa epizody temu nabył Chris (Jason Priestley dla przypomnienia) oraz właśnie powtarzalności sytuacji. Na samym początku pisałem, że pomysł z pętlą czasową został wykorzystany wcześniej w moim ulubionym serialu. Mowa o 'Z Archiwum X’, o którym niejednokrotnie już wspominałem recenzując 'Haven’. Tam również wpleciono komediowe elementy, które znakomicie się wkomponowały w całość. Tutaj także się to udało. Rozluźnia to nieco atmosferę i jest fajnym urozmaiceniem. Bardzo podobało mi się też zakończenie. Ostatnie minuty poświęcone zostały relacjom osobistym między czwórką głównych bohaterów, Audrey i trzech facetów – Nathanem, Dukiem i od niedawna ale za to bardzo intensywnie Chrisem, z których żaden nie był jej obojętny a ten odcinek jeszcze bardziej to uwypuklił. Naprawdę świetna ostatnia scena.

'Audrey Parker’s Day Off’ to chyba najlepszy odcinek serialu. Naprawdę poziom drugiego sezonu mocno mnie zaskakuje, tak jak przy pierwszym musiałem sporo marudzić i narzekać tak teraz niemal ciągle chwalę. Oby tak dalej.

Autor: nocny