Haven sezon 1 odcinek 9

Recenzja odcinka „As We Were”

Moja ostatnia krótka relacja z seansu serialu 'HAVEN’ miała miejsce ponad 2 miesiące temu i zakończyła się oceną 3/10. Musiałem wziąć porządny urlop bo ani nie miałem ochoty na oglądanie kolejnych epizodów ani jeszcze bardziej na pisanie o nich. W końcu z czystego poczucia obowiązku zasiadłem przed ekranem i ponownie zawitałem do miasteczka Haven. Ani się nie stęskniłem ani też nie powitano mnie tam szampanem i fajerwerkami. Był to kolejny wyjazd służbowy, który z przyjemnością odznaczam na liście „zrobione” i z jeszcze większą przyjemnością mogę zająć się czymś innym. Aczkolwiek nie było tak źle jak ostatnim razem.

Duke zabiera Audrey na malutką wysepkę do ponoć opuszczonego wielkiego domostwa. Jak się okazuje najbliżsi znajomi agentki urządzili jej tam urodzinowe przyjęcie niespodziankę. Impreza niestety szybko traci na atrakcyjności gdyż gospodarz domu znika. W pewnym sensie… zostaje po nim jego zewnętrzna powłoka w postaci skóry i ubrania. Szeryf natychmiast zdaje sobie sprawę, że mają do czynienia z jak on to nazywa kameleonem, czyli kimś kto porzuca jedno ciało i przejmuje kolejne. Sytuacja wygląda więc tak, że kameleonem jest teraz ktoś z grupki urodzinowych imprezowiczów. A przy okazji rozszalała się burza, nie działają telefony i nie można wydostać się z wysepki.

Mimo, że temat eksploatowany wielokrotnie przy okazji powieści, opowiadań, filmów i seriali, przyjąłem ten pomysł ze wstępną aprobatą bo szalenie lubię ten klimat, mała zamknięta grupka odcięta od świata a wśród niej kryje się ten zły. Wprawdzie motyw z kameleonem jest mocno średni ale niech będzie, że przymykam na to oko w oczekiwaniu na klimatyczny, pełny napięcia, mroku i detektywistycznych zagadek i zwrotów akcji odcinek. Ale przez tę dwumiesięczną przerwę jaką sobie zrobiłem, zapomniałem już, że największym problemem twórców 'Haven’ jest nieumiejętność budowania napięcia. I tak też było tym razem. Stworzono wszystkie elementy potrzebne do opowiedzenia tego rodzaju historyjki a mimo to napięcia znów nie udało się uzyskać. Kolejny też raz zabłysnął aktor Lucas Bryant wcielający się w postać Nathana. Z odcinka na odcinek coraz bardziej zadziwia mnie jakież ogromne pokłady drewna są w tym drewnie…

Szkoda, naprawdę szkoda, że przy tak prostej, ale jednocześnie posiadającej potencjał historyjce mój powrót do Haven nie był ekscytującą przygodą a jedynie wypadem z obowiązku. Nie było mi tam źle, co to to nie, ale znam wiele ciekawszych miejsc gdzie można spędzić trochę wolnego czasu.
PS. Czy nadmieniałem już, że także i tym razem treść odcinka i treść książeczki Stephena Kinga nie pokrywają się choćby przez pół minuty? Ale za to dostaliśmy naprawdę świetne nawiązanie do 'Misery’.

Autor: nocny