Dzieci kukurydzy
|
||
OpisMroczna opowieść o małym miasteczku Gatlin na środkowym zachodzie Stanów Zjednoczonych. Pod wpływem tajemniczych sił dzieci mordują swoich rodziców i wszystkich innych dorosłych w miasteczku i zaczynają rządzić swoimi prawami, czcząc kukurydzianego boga i wypełniając polecenie swego kapłana. Sytuację zmienia pojawienie się dwojga przypadkowych przyjezdnych. |
||
Galeria zdjęć: |
||
Recenzja |
||
„W ich świecie dorośli nie mają pozwolenia… by żyć” – to właśnie jedno z zapadających w pamięć haseł reklamujących film, które zarazem stanowi esencję tego horroru. Opowiadanie, które posłużyło za wzór przy kręceniu tej produkcji, pochodzi ze zbioru 'Nocna zmiana’. Zapewne wielu amatorów grozy słyszało o tym tytule za sprawą ekranizacji, która doczekała się na dzień dzisiejszy aż sześciu sequeli. Jest to wynik naprawdę imponujący. Szkoda jedynie, w tym wypadku ilość niekoniecznie idzie w parze z jakością, gdyż kolejne kontynuacje pozostawiają wiele do życzenia. Fabuła rysuje się następująco: Burt i Vicky, podróżując samochodem po peryferiach Ameryki, potrącają chłopca, który nieoczekiwanie wybiega z pola kukurydzy. Okazuje się jednak, że ofierze poderżnięto wcześniej gardło. Wobec zaistniałej sytuacji, Burt (grany przez Petera Hortona, znanego przede wszystkim z produkcji telewizyjnych) i Vicky (Linda Hamilton, którą zresztą później będziemy mogli zobaczyć w dwóch pierwszych odsłonach 'Terminatora’) postanawiają powiadomić lokalna policję. Miejscowy pracownik stacji benzynowej informuje ich, że najbliższy telefon znajduje się w Hemingford, stanowczo odradzając jednocześnie udanie się do Gatlin. Los chce, że para trafia właśnie do Gatlin w stanie Nebraska. Już pierwszy rzut oka wystarcza, żeby zorientować się, że nie jest to zwyczajne miasteczko… Film oferuje widzowi bardzo dobry prolog, wprowadzający odbiorcę w świat Gatlin. Dowiadujemy się tutaj o okolicznościach i motywach, którymi kierowały się dzieci zapoczątkowując swoją „akcję”. Możemy również zobaczyć na własne oczy jak to wszystko się zaczęło. Uderza tu przede wszystkim fakt bezwzględności i brutalności dzieci. Poznajemy również najważniejszych aktorów tego spektaklu – Izaaka (John Franklin) oraz Malachiasza (Courtney Gains). Ten świetny wstęp pozwala zagłębić się w koszmar dorosłych w miejscowości Gatlin nawet tym widzom, którzy nie znają opowiadania. In plus zaliczyłbym także dwutorową perspektywę rozwoju fabuły. Ściślej rzecz biorąc, akcję widzimy z dwóch różnych punktów widzenia – z punktu widzenia dorosłych – to jest Burta oraz Vicky i z punktu widzenia dzieci – Sary (Anne Marie McEvoy) i Joba (Robby Kiger). Dzięki temu odbiorca uzupełnia swoją wiedzę, pozostawiając sferę domysłów na marginesie. Mocnym elementem horroru jest niewątpliwie muzyka autorstwa Jonathana Eliasa, momentami przypominająca efekty dźwiękowe Jerryego Goldsmitha z filmu 'Omen’ (1976). Skoro już przy tym jesteśmy, to należy zwrócić również uwagę na tak zwane „jump efekty”, które bardzo często są obecne w filmach grozy. W 'Dzieciach kukurydzy’ pojawiają się zaledwie kilka razy, jednak są bardzo dobrze wkomponowane w produkcję i co najważniejsze – znakomicie spełniają swe zadanie. Ja osobiście kilka razy podskoczyłem dzięki tym zabiegom. Jeśli chodzi o aktorstwo, to zdecydowanie wyróżniłbym tu Johna Franklina, który wcielił się w demonicznego kaznodzieję – Izaaka. Bijący z jego oczu fanatyzm wypada bardzo autentycznie, zaś początkowo scena, w której to ze stoickim spokojem przygląda się on masakrze dorosłych wywołuje niemal ciarki na plecach. Parę słów należy poświęcić także efektom specjalnym, które niestety pozostawiają wiele do życzenia. Widać tutaj pewne braki w budżecie, zaś same efekty – widoczne przede wszystkim w finale, wyglądają dość tandetnie i mało przekonywująco. Ten element chyba najbardziej kuleje w całym filmie. Fritz Kiersch – twórca tej produkcji, postanowił wprowadzić małe modyfikacje w stosunku do opowiadania. Odstępstwa te okazały się trafione. Wiadomo bowiem, że film i książka rządzą się nieco innymi prawami. I tak oto na przykład pojawiają się postacie Sary i Joba (które zresztą należą do kluczowych w filmie), Burt i Vicky wcale nie stanowią skłóconej pary, której małżeństwo wisi na włosku. Świetnie się ze sobą dogadują i nie widać między nimi żadnych poważniejszych „zgrzytów”. Rozbudowano i dodano także pewne wątki z dzieciakami w Gatlin. Niestety, niektóre motywy zaczynają się po prostu dłużyć, zaś chwilami z ekranu wieje nudą. I chyba najważniejsza rzecz – zakończenie produkcji jest całkowicie inne niż te w opowiadaniu. Nie zamierzam w najmniejszym stopniu go zdradzać w jakikolwiek sposób, jednak finał dla ludzi znających 'Dzieci kukurydzy’ na papierze może być niemałym zaskoczeniem. Mimo pewnych niedoróbek, film całkiem nieźle się broni. Co prawda nie zaliczyłbym tego obrazu do czołówki ekranizacji prozy Kinga, jednak nie zmienia to faktu, że horror ten jest niemal klasykiem, jeśli chodzi o kino grozy. 'Dzieci kukurydzy’ stanowią swojego rodzaju obowiązkowy kanon gatunku. A że przy okazji film sławi nazwisko Stephena Kinga, tym lepiej. Autor: Mario |